Dodany: 10.10.2012 02:01|Autor: Pok

Książka: Norwegian Wood
Murakami Haruki

3 osoby polecają ten tekst.

Te piękne, ulotne chwile...


Japonia to kraj samobójców. W żadnym innym miejscu na świecie samobójstwa nie występują z taką intensywnością. Kiedyś powodem takiego stanu rzeczy były tradycja oraz lekkie podejście do życia i śmierci. W czasach współczesnych sprawa jest nieco bardziej zawiła. Spuścizna dawnych pokoleń na pewno odgrywa tu znaczą rolę – większą może nawet niż można by sądzić – jednak na pierwszy plan wysuwają się zawsze przepracowanie, brak celu i świadomość bezsensu egzystencji.

Głównym bohaterem powieści, a jednocześnie narratorem jest Toru Watanabe. Leci właśnie spokojnie samolotem, gdy w głośnikach puszczają „Norwegian Wood” (piosenkę Beatlesów). Na dźwięk muzyki blednie. Przed jego oczami malują się obrazy z przeszłości. Powraca myślami do czasów młodości. Czasów, w których jako student kochał się w pięknej Naoko. Pięknej, lecz strasznie zamkniętej w sobie i cierpiącej na silne zaburzenia równowagi psychicznej. Był to najsmutniejszy, ale pod pewnymi względami najwspanialszy i najbarwniejszy okres jego życia.

Watanabe uważa, że jest zwyczajnym, przeciętnym Japończykiem. Robi wszystko, co powinien robić dwudziestolatek. Studiuje, nawet dobrze się uczy, chodzi czasem na dziewczyny, słucha różnorodnej muzyki, czyta powieści, niekiedy sobie wypije. Ale zawsze jest trochę z boku, czegoś mu brakuje, żyje bo żyje, w jego życiu nie ma iskry, tego czegoś, co nadałoby wszystkiemu sens. Myśli, że jest zwyczajny, a tak naprawdę wcale siebie nie zna. Szuka czegoś, lecz sam nie wie, czego. Dlatego pozostaje wiecznie rozdarty i zagubiony.

Jest to powieść osadzona na gruncie realistycznym. Nie znajdziemy w niej żadnych tajemniczych mocy ani niczego w tym rodzaju. Autor pozwolił sobie jednak na pewne uproszczenia. Przerysował nieco cechy osobowości bohaterów, by z większą wyrazistością pokazać pewne aspekty japońskiego społeczeństwa i natury ludzkiej. Toru jest zabójczo oddany i lojalny, Naoko to introwertyczka i schizofreniczka, „Komandos” - typowy odludek pogrążony we własnym świecie, Midori buja stale w krainie seksualnych fantazji, a Nagasawa to chodzący ideał. Każdy jest na swój sposób nietuzinkowy, co dobrze oddaje powszechną potrzebę indywidualizmu i niezależności. Nawet lekarze w sanatorium, do którego trafia Naoko są mocno szurnięci.

Powieść Murakamiego okraszona jest ogromną dawką erotyzmu. Właściwie cała akcja kręci się wokół seksu (ten element również został przejaskrawiony). Nie jest to jednak seks znany chociażby z książek Houellebecqa – ciężki i przytłaczający swą cielesnością. Podejście bohaterów do stosunków płciowych (i wszystkiego, co z nimi związane) jest raczej lekkie, niezobowiązujące. Robią to, bo tak jest fajnie. Z drugiej strony autor wyraźnie odgranicza seks dla samego seksu, jako zaspokojenie pragnień i żądz, od seksu jako czynnika łączącego dwie osoby we wspólnym tańcu zmysłów.

Murakami niezwykle biegle posługuje się językiem. Jego proza jest pozornie prosta, niewyszukana, opisuje rzeczywistość w sposób dosłowny, ale jednocześnie doskonale pasuje do Watanabego i jego codziennych zmagań. Zwłaszcza na początku uderzyła mnie łatwość, z jaką pisarz potrafi składać zdania. Ma naprawdę wielki talent. Każde słowo jest świetnie dobrane i służy wyłącznie osiągnięciu z góry zamierzonego celu. Nie ma tu ani odrobiny sztucznego popisywania się przed czytelnikiem. Jednak książka mogłaby być trochę krótsza, bo pewne wątki są niepotrzebnie wydłużone.

„Norwegian Wood” to przede wszystkim powieść o samotności, próbie znalezienia miejsca w świecie i czyhającej za każdym rogiem depresji - głębokiej studni ukrytej gdzieś w zaroślach, do której wpada tylu Japończyków. Wpadają, męczą się i męczą, a w końcu giną, opuszczeni i zapomniani przez świat.

Jest to też powieść o istniejącej w ludzkich sercach potrzebie miłości. Potrzebie kochania i bycia kochanym. Potrzebie, która stoi ponad cechami osobowymi, zapatrywaniami, dążeniem do wybicia się ponad przeciętność. Brzmi to z pewnością banalnie, ale na szczęście takie nie jest.

W wielu opiniach czytałem, że jest to książka, którą raczej się odczuwa niż analizuje. I zgadzam się z tym twierdzeniem w stu, a nawet w dwustu procentach! Wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia głębokiego smutku i melancholii, które towarzyszą mi od zakończenia lektury. Murakami wyraził słowami coś nieuchwytnego. Tak skonstruował fabułę, że myśl przewodnia utworu sama wyłania się w trakcie czytania. Oddał nastrój bezkresnej pustki życia przesiąkniętego wielkim poczuciem samotności, przerywanym od czasu do czasu cudownymi chwilami w gronie osób, które się kocha, za którym się tęskni. Zdaje mi się, że właśnie kontrast i porównanie długich okresów izolacji ze wspaniałymi, ale bardzo ulotnymi momentami, jakimi są wspólne wieczory spędzone w gronie najbliższych przy szczerych rozmowach, śmiechach, wesołej muzyce i dźwiękach gitary, jest tak przygnębiający.

Od teraz powieść Murakamiego zawsze będzie mi się kojarzyć z Beatlesami, a Beatlesi z nią. Szczególnie zaś tytułowy utwór wyrył w mej psychice wspomnienia nie do zatarcia. Bardzo melancholijne wspomnienia, nasycone przenikliwym mrokiem, rozpraszanym przez małe, ledwo dostrzegalne światełko w tunelu, jakim są w życiu piękne (lecz często zbyt krótkie) momenty.

Nie polecam tej książki osobom z rozstrojem nerwowym, skoro na mnie – osobie wrażliwej uczuciowo, lecz odpornej psychicznie – wywarła tak przemożny wpływ. Ale może właśnie dlatego „Norwegian Wood” stał się w Japonii pozycją kultową. Naród, w którym tak wysoki odsetek ludności cierpi na depresję, potrafi doskonale wczuć się w klimat tego dzieła. Tematyka jest jednak na tyle uniwersalna, że wszędzie na świecie znajdą się ludzie, którzy dostrzegą jego wyjątkowość.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1787
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: