Dodany: 18.04.2011 10:02|Autor: analaw
Historia życia, czyli to, co lubię najbardziej
Wpadł w moje ręce mocno zakurzony egzemplarz książki Stanisławy Fleszarowej-Muskat "Stangret jaśnie pani". Nie tak stary, jak by na to wskazywały pożółkłe kartki, bo z roku 1989, ale wyraźnie ostatnio nieużywany. Zrobiło mi się jakoś dziwnie smutno, bo mimo że nie znałam twórczości pani Muskat, to nazwisko pamiętałam doskonale z domu rodzinnego. Książkami tej autorki zaczytywała się kiedyś moja mama. Wtedy nie chciałam być taka staroświecka, wolałam literaturę młodzieżową i tę, która w danej chwili była na fali. Teraz, natknąwszy się na tę pozycję w bibliotece, postanowiłam sprawdzić, co tak bardzo pociągało w niej moją mamę. Oczywiście, jak zawsze, najpierw sprawdziłam w Biblionetce, ale i tu cisza, żadnej recenzji. No tak, pomyślałam, kto dzisiaj czyta takie książki? I co to za tytuł? Jaśnie pani? Stangret? Wydaje się, że będziemy mieli do czynienia z bohaterami jakichś zamierzchłych czasów. A tymczasem szybko się okazało, że takie zamierzchłe to one nie są, bo rzecz dzieje się od ostatniego roku wojny aż do połowy lat siedemdziesiątych.
Tytułowy stangret to Tymon Duda. Poznajemy go jako młodego i przystojnego wdowca, ojca kilkuletnich dzieci, Zuzanki i Adasia. Jaśnie pani to dystyngowana starsza dama, właścicielka majątku i mieszkanka pałacu łęgowskiego. Jest jeszcze młoda, wytworna kobieta, Olga Asarowiczowa, którą wojenne losy rzuciły z Warszawy do tegoż właśnie Łęgowa. Tam czeka na powrót z wojny swojego męża, lotnika walczącego nad Anglią. Czeka i czeka, z wiarą i nadzieją, wbrew logice i wbrew całemu światu. Przystojny Tymon, młoda Olga i już wszystko wydaje się jasne. Z tego musi być romans. Może i musi, może nawet i jest, ale nie wszystko jest takie jasne i proste jak wydaje się, że mogłoby i powinno być. Wręcz przeciwnie, wszystko jest zamazane, zagmatwane i zdecydowanie nieproste. Poszarpane i rozdarte jak powojenne losy całego pokolenia. Owszem, pojawia się miłość, ale miłość, która nie przynosi nikomu pociechy, szczęścia czy choćby zwykłej codziennej radości. Uczucie dojrzałe, bo "któż powiedział, że miłość należy się tylko młokosom, może właśnie oni nie potrafią jej docenić i uszanować, śpieszą się z nią od razu do końca i bardzo się dziwią, że dalej nic już nie ma. A dalej może być szmat pięknego życia we dwoje, wspólnego życia"[1].
Zanim sięgnęłam po książkę Fleszarowej-Muskat, pani w bibliotece poinformowała mnie, że to taka babska literatura sprzed lat, taka Grochola czy Szwaja dla naszych babć czy mam. Jeśli nawet rzeczywiście tak była traktowana, to dzisiejsza "babska" wypada przy niej niezwykle blado. U Fleszarowej sporo jest nawiązań do historii, tej trudnej wojennej i jeszcze chyba trudniejszej powojennej. Jest ciekawe i niezwykle barwne tło obyczajowe, a w nim stare i nowe porządki społeczne, jest przyroda, psychologia, tajemnica i są wreszcie bohaterowie, których nie da się zapomnieć. Zapadają w pamięć niezwykle głęboko. Płaczemy razem z nimi albo raczej za nich, kiedy sami nie mają już sił lub nie potrafią. Życie ich nie rozpieszcza, więc trzymamy za nich kciuki, żeby jednak w końcu się udało, bo przecież zasługują na to, jak mało kto.
"Stangret jaśnie pani" to historia życia Tymona i Olgi. A właściwie historia życia Tymona i historia życia Olgi. To powieść dla tych, którzy lubią ludzi tak w ogóle, a w książkach lubią towarzyszyć postaciom przez długie lata przeżywane przez nie wśród zawirowań losu, historii i serc. Fleszarowa pokazuje, że los ludzki nie rozgrywa się tylko tu i teraz, ale w konkretnej rzeczywistości historycznej i że ta rzeczywistość ma ogromny wpływ na losy pojedynczego człowieka. Uczy też, żeby nie przegapić niczego z życia. Cieszyć się nim, smakować, podejmować ryzyko, bo póki to życie jeszcze się toczy, na szczęście nigdy nie jest za późno. "Żyj! Żyj! Na wszystko jeszcze masz czas"[2]. I to przesłanie pozostaje jak najbardziej aktualne do dziś.
Powieść jest jednak tak mocno osadzona w konkretnym czasie i wydarzeniach historycznych, że niektóre decyzje bohaterów wydawać się mogą dzisiejszemu czytelnikowi niezrozumiałe. Znaczyłoby to, że książka trochę straciła na aktualności. Być może rzeczywiście trochę się przykurzyła i zestarzała. Ale na pewno nie znaczy to, że nie warto po nią sięgnąć, podobnie jak na przykład po powieści pozytywistyczne pełne moralizatorstwa i idei tamtej epoki. "Stangret jaśnie pani" wychodzi z tych historycznych powiązań i zależności obronną ręką. Szczerze powiedziawszy, rozumiem teraz moją mamę i jej fascynację prozą Stanisławy Fleszarowej-Muskat. Ciekawa fabuła, życie jak najbardziej realne, problemy, uczucia, niełatwe decyzje, małe i wielkie tęsknoty. Do tego upływ czasu, który nikogo nie omija, śmierć bliskich, dorastające dzieci wychodzące z domu rodzinnego w pogoni za sukcesem zawodowym, a w ostatecznym rozrachunku pytające "Czy wszystko, co osiągnęliśmy, to tylko... brak czasu?"[3]. A to wszystko w prostym, niewyszukanym, zrozumiałym i ciepłym stylu (jeśli tak o stylu powiedzieć można). Ja w każdym razie to ciepło czułam i bardzo mi w nim dobrze było.
Powieść, moim zdaniem, zasługuje na mocną czwórkę. No i niewątpliwie zasługuje też na recenzję, którą pozwolę sobie zadedykować mojej mamie. Wiem, że bardzo by ją to ucieszyło.
---
[1] Stanisława Fleszarowa-Muskat, "Stangret jaśnie pani", wyd. MON, 1989, s. 319.
[2] Tamże, s. 304.
[3] Tamże, s. 354.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.