Dodany: 10.07.2004 21:38|Autor: dorsz
Ciąg dalszy o długowiecznych kuzynkach
Po przeczytaniu „Kuzynek” ciekawa byłam, jakie losy wymyślił autor dla swoich niezwykłych bohaterek: Katarzyny, Stanisławy i wampirzycy Moniki, tytułowej księżniczki serbskiej. Moje początkowe zainteresowanie przemieniało się jednak powoli w rozczarowanie, kiedy dobitnie przekonywałam się, że przez pierwsze cztery rozdziały nic się nie dzieje. Owszem, do Krakowa przyjeżdża Laszlo, węgierski zabójca wampirów, który chce odnaleźć i zabić Monikę, a następnie dołącza do niego Abraham Van Helsing, znany prawdopodobnie niektórym czytelnikom z powieści o Drakuli. Ale to właściwie jedyne wydarzenie posuwające nieco akcję do przodu. Resztę zajmują szczegółowe opisy wykuwania sobie miecza przez alchemika Michała Sędziwoja, robienia nalewki z pigwy przez Stanisławę, metod topienia srebra na sposób chałupniczy, i tego, jak Monika odnajduje się w szkole wśród koleżanek.
Przy całym podziwie dla niewiarygodnej, wszechstronnej wiedzy Pilipiuka, drobiazgowo tu przekazywanej, coraz bardziej się irytowałam mrucząc pod nosem, że przecież to nie miała być książka kucharska ani podręcznik wiedzy o białej broni. Niestety tak to wygląda przez ponad sto początkowych stron. Właściwie można zacząć czytać od rozdziału piątego, w którym pojawia się golem nasłany przez Laszla i jego mentora, aby zabić Monikę. Mistrza Michała zaś nachodzi Bractwo Drugiej Drogi, też w celu pozbawienia go życia. Zaczyna się coś dziać, jest kilka efektownych pojedynków i nieco strzelania. Dużym plusem jest też zakończenie powieści, tak zaskakujące, że aż absurdalne. Chyba warto przeczytać tę książkę tylko po to, żeby się przekonać, jak w końcu Monika poradzi sobie ze swoimi prześladowcami. Ostatnie akapity wyglądają jak żywcem wyjęte z powieści Musierowicz, ale nie podejrzewam Pilipiuka o takie inspiracje, ta zbieżność musi być przypadkowa.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że życie wieczne, lub nawet tylko bardzo długie, musi być straszliwie nudne. Czy naprawdę tysiącletnia księżniczka, śliczna i wyglądająca na lat szesnaście, nie ma lepszego pomysłu na spędzanie swojego czasu, niż chodzenie do szkoły? Czy robienie konfitur według pradawnych receptur ma być uwieńczeniem długiego życia i przebogatych doświadczeń Stanisławy? O Katarzynie trudno w ogóle coś napisać, ponieważ autor najwyraźniej zupełnie stracił pomysł na tę postać. Raz przydaje się jej (już nieważna) legitymacja Centralnego Biura Śledczego, poza tym haftuje krzyżykami. Jak na kobietę, która niedawno odkryła istnienie swojej długowiecznej kuzynki oraz sama możliwość takiego długiego życia uzyskała, to trochę mało. Paradoksalnie, i raczej wbrew zamierzeniom autora, przekonujemy się, że nieśmiertelność nie jest czymś, czego naprawdę można by pragnąć. Zanudzilibyśmy się bowiem na śmierć.
Gdyby połączyć obie książki w jedną całość, wyrzucając ciągnące się zakończenie „Kuzynek” oraz jeszcze nudniejszy początek „Księżniczki”, nieco skondensować fabułę, i ograniczyć użycie wielokropków do jednego na stronę (średnia Pilipiuka wynosi obecnie trzy), byłaby to całkiem dobra fantastyka, której mocną stroną jest jej osadzenie we współczesnym Krakowie oraz swobodne nawiązania do znanych skądinąd motywów i postaci. Szkoda, że autor nie pokusił się o wkomponowanie w narrację swojej podziwu godnej wiedzy z różnych dziedzin inaczej niż przerywając akcję wykładami.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.