Dodany: 15.05.2005 19:34|Autor: antecorda

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Faust
Goethe Johann Wolfgang von (Goethe J. W.)

3 osoby polecają ten tekst.

Szkatułkowe urojenia


Bywa tak, że jakaś książka staje się ikoną popkultury, znakiem-symbolem oznaczającym tak wiele, że w końcu nie wiadomo co oznaczającym. Bywa tak, że tym znakiem staje się jej część – jakiś wątek, czasem motyw czy figura. Tak jest w przypadku „Fausta” Goethego – książki nieco rozmydlonej przez recepcję, sprowadzonej właśnie do roli ikony, której znaczenia nie trzeba zgłębiać, bo ona rozumie się sama przez się.

Z innej strony, niestety, w Polsce literatura powszechna jest traktowana w szkole po macoszemu. Nauczyciele potrafią pastwić się miesiącami nad Kordianem czy Wołodyjowskim, pomijając literackie pierwowzory tych postaci. Potrafią mówić o „Chamie” Orzeszkowej nie czytając „Pani Bovary”, o „Panu Twardowskim” Mickiewicza nie czytając „Fausta”. Piszę to, bom smutny i sam pełen winy, bo dopiero teraz zabrałem się za nadrabianie, świadome nadrabianie, zaległości z zakresu literatury powszechnej.

Zabrałem się po swojemu. Usiadłem sobie wygodnie, otworzyłem księgę (prawie 600 stron!) i puściłem wodze wyobraźni. Ujrzałem się w teatrze, ale nie gdzieś na loży, lecz na parterze (tam, gdzie zazwyczaj siadam). Dokoła ciężar betonowych, przytłaczających bloków okrytych i wytłumionych miękkim aksamitem. Słychać tylko stonowany szelest sukien kobiet, ciche rozmowy… - gaśnie światło i przenoszę się w czarodziejski świat teatru wiemarskiego.

Bóg znów chce wypróbować ludzi, ale tym razem inaczej niż Hioba, błyszczącego swą prawością i sprawiedliwością. Pozwala diabłu - Mefistofelesowi zwieść słabego i chwiejnego Henryka Fausta (nb. w różnych źródłach Faust nosił różne imiona, najczęstszym z nich było – Jan). Faust to człowiek, który pożąda. Ktoś, kto chciałby, ale się boi, a oto, jak łaska z nieba, spada mu diabeł pod postacią psa, gotów spełnić każde życzenie. Prawda, że kuszące? Cóż dopiero dla Fausta, który żąda transcendencji, przekroczenia samego siebie. Otaczają nas zatem fantastyczne obrazy, mitologiczne sceny, postaci biblijne, personifikacje, alegorie, a wszystko wedle zachcianki Fausta, wszystko do jego usług. Deski sceny zdają się żarzyć jakimś podskórnym ogniem, kulisy - padać i rozpływać się dzięki woli jednego człowieka, kogoś, kto de facto rzucił wyzwanie Bogu, Jego wszechpotędze.

Ale przecież nadal siedzę w tym teatrze, czuję napór betonu zza aksamitnych stor i widzę, że to złudzenie. Że Faust – pierwowzór kondycji współczesnego człowieka, jak mówił o nim Adam Pomorski - żyje rojeniami. Mówi to wprost Mefisto podczas nocy Walpurgii. A tymczasem robi się coraz bardziej groteskowo, coraz straszniej, aż wreszcie rozbrzmiewa rozpaczliwy krzyk: „Henryku, Henryku!” pozostawionej w więzieniu ukochanej Małgorzatki.

Czas na antrakt. Czas na zachwyt nad, zdawałoby się, mało istotną sprawą – językiem przekładu. Goethe ma chyba niebywałe szczęście do tłumaczy. Przynajmniej w polskiej literaturze. Przekład jest niezwykle płynny, zdania nie rażą archaicznością, zachowane zostaje bogactwo metrum poetyckiego, a przy tym poznajemy – zdawałoby się: niemożliwy u tak pomnikowego poety, rubaszny czy wręcz dosadny humor. To wszystko sprawia, że książkę czyta się lekko i swobodnie, czego nie mogę powiedzieć o innym pomniku literatury europejskiej – „Boskiej komedii” Dantego w przekładzie Edwarda Porębowicza. Może te pozytywne wrażenia psuje nieco przegadany tok mowy. Jakby zbyt dużo słów padało na określenie tego, co można by z powodzeniem streścić w kilku, a wszak od poetów wymagam treściwości, tego Przybosiowego „najmniej słów”.

Ale oto zaczyna się druga część tragedii, bo właśnie na dwie części rozłamany jest ten utwór. Znów zawieszam niewiarę, znów siadam w wygodnym fotelu, tuż przed proscenium, i natychmiast przenoszę się w cudowny, zaczarowany świat. Teraz już nikt nie bawi się w stwarzanie pozorów. Wszystko podporządkowane zdaje się być chorej wyobraźni Fausta. Ożywają dawno zmarłe postaci znane z mitologii greckiej, toczą nowe, nieznane tradycji spory, wchodzą w nowe związki, a wszystkie noszą maski, wszystkie jakby przebranymi upiorami były, mamiącymi coraz bardziej grzęznącego we własnych fantasmagoriach Fausta. Toczą bitwy, tańczą upiorne tańce (momentami przypominające słynne średniowieczne tańce śmierci), pracują, ale wszystko po to... Nie, zakończenia nie zdradzę. Niech każdy sobie sam wyrobi o nim zdanie. Z początku średnio mi się podobało, ale potem pomyślałem sobie, że przecież można je uznać za początek zupełnie nowej odsłony, nowego zdarcia masek okrywających bezcielesność upiora. Brzmi enigmatycznie? Być może, ale po przeczytaniu powinno się wszystko wyjaśnić.

I oto rozwiewa się ostatnie złudzenie, znikają ściany teatru, pozostaje ten sam pokój, co na początku. Pozostaje refleksja, która jeszcze zalega gdzieś nieokreślonymi plamami na dnie duszy, powoli przybierając kształt i barwę. Może za jakiś czas...?


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 31208
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Nemisha 29.07.2005 17:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Bywa tak, że jakaś książk... | antecorda
ksiazka jest naprawde swietna ...sama ja czytalam....
czytajac ja poczulam swoistego rodzaju identyfikacje z glownym bohaterem,ktoremu zawsze czegos brakowalo bo szukal nie tam gdzie trzeba....czuje sie ciagle jakbym bladzila,bo moze mi tego drugiego wlasnie brak?a moze bez milosci nic sie nie liczy?jezeli milosc jest najwazniejsza to znaczy ze jeszcze nie wiem co to jest
Użytkownik: ozzymo 18.11.2005 15:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Bywa tak, że jakaś książk... | antecorda
Nie wiem, o którym tłumaczeniu mówisz. Osobiście czytałem Fausta w dwóch przekładach: Władysława Kościelskiego (niestety tylko pierwszą część), które jest "na pozieomie". Natomiast przekład Józefa Paszkowskiego (który tłumaczył wcale nienajgorzej Szekspira) jest po prostu okropny. Jego tekst kojarzył mi się ze szkolnym przedstawieniem jasełkowym. Zdecydowanie odradzam.
Użytkownik: antecorda 18.11.2005 17:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, o którym tłumac... | ozzymo
To było tłumaczenie pana Adama Pomorskiego.

Pozdrawiam :)
Użytkownik: anndzi 24.06.2006 18:59 napisał(a):
Odpowiedź na: To było tłumaczenie pana ... | antecorda
Świetna recenzja, zachęciła mnie do przeczytania książki jeszcze w te wakacje.
Użytkownik: JoShiMa 02.10.2009 00:30 napisał(a):
Odpowiedź na: To było tłumaczenie pana ... | antecorda
Skro tak, to zamówię póki mam okazję kupić Fausta w tym właśnie przekładzie. Dzięki za tę recenzję.
Użytkownik: Lancan 30.11.2011 15:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, o którym tłumac... | ozzymo
Właśnie. Myślałem, że coś ze mną nie tak, bo wokoło same zachwyty nad Faustem, a dla mnie książka okazała się koszmarna, bełkotliwa i pełna słów-potworków, płodzonych byle w imię rymu. A potem przyszła refleksja: odpuść Goethemu, czepiaj się tłumacza;). Jeżeli podejdę jeszcze raz do Fausta to w języku oryginału. A póki co wstrzymam się od oceniania, bo za cóż karać autora.

Pozdrawiam

Sz.W
Użytkownik: costa01 13.01.2010 08:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Bywa tak, że jakaś książk... | antecorda
Niestety ale Faust okazał się jedyna książką od bardzo długiego czasu, którą nie dokończyłem czytać, porzucając ją po I części i czując ogromne rozczarowanie. Raził mocno język, jakim była napisana, ale to nie było jeszcze najgorsze, ba to nawet byłoby do przełknięcia, gdyby tylko wciągnęła mnie fabuła. Czekałem dosyć długo na wciągniecie się w tą historię, niestety nie doczekałem się i stwierdziłem, że szkoda czasu na kończenie tego jak dla mnie najbardziej przereklamowanego dzieła.
Nie wiem, może gdybym lubił literaturę w stylu Harrego Potera, to może wtedy i Faust by mi przypadł do gustu. A może tak bardzo się zawiodłem na niej, gdyż nastawiłem się, iż przeczytam kolejną perłę światowej literatury i może gdybym nie był tak nastawiony, to nie dałbym jej , aż tak skrajnie niskiej oceny ... Może też w końcu powodem mojego olbrzymiego zawodu jest to, że bezpośrednio przed obcowałem z prawdziwym geniuszem literatury Fiodorem Dostojewskim.
Użytkownik: PAC-walker 15.01.2010 20:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety ale Faust okazał... | costa01
Prawdopodobnie 99% społeczeństwa potraktowałby ciekawą sytuację, którą poniżej mam zamiar pokrótce opisać poniżej, za jeden z wielu "zbiegów okoliczności" jakie nam się w życiu przytrafiają. Ja jednak jako niepoprawna i zdecydowanie naiwna istota jak zwykle dopatruję się w niej czegoś więcej, dziwna to przypadłość, którą jednak chyba lubię.
Otóż ja również jestem od pewnego czasu oczarowany twórczością Dostojewskiego, którego również miałem zwyczaj tak namiętnie ostatnimi czasy czytać i!... Fausta przeczytałem wczoraj. Co najciekawsze moja opinia na temat tego dzieła jest jednak zdecydowanie odmienna. Do przeczytania skłoniły mnie trzy okoliczności:
1. program rozszerzonej matury z j. polskiego
2. po zawodzie nad "Mistrzem i Małgorzatą" postanowiłem sięgnąć do "korzeni".
3. niezwykłe nasycenie cytatów z "Fausta" w wielu dziełach, które to miały na mnie ogromny wpływ - i tu mam na myśli Dostojewskiego.
Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby impulsem do przeczytania Fausta osoby powyżej był ten sam powód, co u mnie w puncie 3.
Ciekaw więc jestem, skąd wzięła się tak duża różnica w ocenie "Fausta", bo jak zdążyłem wyżej nadmienić, na mnie owy utwór zrobił jak najbardziej pozytywne wrażenie.
Tu chciałbym przeprosić osoby, które przeczytały moje osobiste wyznania, które z pewnością nikogo nie obchodzą, przechodzę zatem do krótkiego scharakteryzowania "Fausta".

Tym co najbardziej mnie zaskoczyło była niejednolitość wymowy. W utworze przeplatają się idee romantyczne i klasyczne, czego nie spodziewałem się po przymusowym zapoznaniu się z "Cierpieniami młodego Wertera". Najważniejsze w "Fauście" jak to w dramacie są jednak wątki dramatyczne i na tej płaszczyźnie na pewno się nie zawiodłem. Utwór porusza bowiem tematy egzystencjalne - dążenie doktora Fausta do "wyższego poznania", poniekąd jednostki wybitnej - romantyka oraz poświęcenia cnoty przez Małgorzatę. Dlaczego polecam utwór przeczytać do końca? Bo dopiero na stronie ostatniej rozpoczyna się dramat, dramat dwóch osób - zarówno Fausta, który uświadamia sobie sprawę z konsekwencji zawarcia paktu z diabłem, jak i Małgorzaty - opuszczonej, zhańbionej, w beznadziejnej sytuacji.

Mówiąc krócej zdecydowanie polecam i tym osobą, które nie nie mają zwyczaju sięgać po dzieła z kategorii innej, niż ta, której są namiętnymi miłośnikami, ponieważ jest to utwór uniwersalny i wg. mnie niedopowiedziany, co nadaje mu tylko uroku.

Użytkownik: inheracil 15.01.2010 22:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdopodobnie 99% społec... | PAC-walker
"Tym co najbardziej mnie zaskoczyło była niejednolitość wymowy. W utworze przeplatają się idee romantyczne i klasyczne, czego nie spodziewałem się po przymusowym zapoznaniu się z "Cierpieniami młodego Wertera""

Przecież "Cierpienia..." nie są typowo romantyczne. Lwia część książki jest w konwencji sentymentalnej. Pewnie nieprecyzyjnie się wyraziłem, ale Goethe typowym romantykiem nie jest.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: