Dodany: 20.12.2023 18:42|Autor: pawelw

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

GRUDNIOWE IMPRESJE W LITERATURZE - konkurs nr 273


GRUDNIOWE IMPRESJE w LITERATURZE

Przedstawiam konkurs nr 273, który powstał wspólnymi siłami.

Fragmenty konkursowe przysłali dot59, KrzysiekJoy, Fugare, Srebrna Wilczyca, minutka i Emberiza Citrinella, za co bardzo dziękuję. Kilka dołożyłem też ja.
Skojarzenia grudniowe były różne, najwięcej fragmentów dotyczy Świąt i śniegu, ale są też i trochę dalsze skojarzenia.

Odpowiedzi przysyłajcie przez prywatną wiadomość . Będę potwierdzał, czy strzały są celne, czy nie. Postaram się też każdemu podać które fragmenty czytał.
Nie wszystkie konkursowe dzieła znam, więc nie będę mógł za bardzo podpowiadać i naprowadzać na właściwe tropy. Ale jest przecież forum i tam narzekajmy, podpowiadajmy i motajmy.

Konkurs potrwa do 30 grudnia, do godziny 23:59.
Do rozpoznania jest 21 fragmentów . Za każdy będzie można zdobyć 2 punkty, po jednym za tytuł i autora.
Myślę, że jest jeszcze miejsce na kilka fragmentów, gdyby ktoś spóźniony chciał coś jeszcze dodać. Zwłaszcza, że tego typu konkurs może być w zasadzie swoim kontrkonkursem.

Oczywiście, osoby zgłaszające fragmenty też mogą brać udział w konkursie, a za "swoje" fragmenty dostają od razu 2 punkty.


Grudzień, to przede wszystkim Wigilia


1.
Święta Bożego Narodzenia minęły w B. uroczyście jak co roku. A. przeżywała je już tutaj drugi raz. Wigilijny wieczór spędziła z całą czeladzią przy stole w wielkiej jadalni, ale w tym roku jakoś to wszystko wydało się jej bardziej świąteczne. Może dlatego, że zasiadała przy tym stole już nie jako gość, a może i z tego powodu, że ojciec tyle opowiadał o nędzy panującej w mieście, o braku żywności, podczas gdy tutaj, jak zwykle, najbiedniejszy nawet otrzymywał kaszę, wódkę, mięso i piwo. W latach dobrobytu ulubionym pożywieniem było mięso, a w tym roku kasza.
Ciotka Eleonora dotrzymała słowa i przyjechała. Była zdumiona, bodaj jeszcze bardziej niż A. w zeszłym roku, stołem wigilijnym w wielkiej jadalni, za którym siedziała cała służba, Biblią leżącą na stole pomiędzy świecznikami i tą powagą i namaszczeniem, którymi promieniowała i chwila uroczysta, i zgromadzeni przy stole ludzie.
Powiedziała potem A., że po raz pierwszy w życiu zrozumiała, iż wieczór wigilijny jest najuroczystszym wieczorem, w roku najważniejszym.


2.
Po czym wszyscy razem usiedli na śniegu i czekali na katastrofę.
Czas mijał, ale nic się nie działo.
Tylko małe leśne stworzonko, które piło herbatę, wyjrzało zza drewutni. Przyprowadziło z sobą wszystkich swoich krewnych i przyjaciół swoich krewnych, a wszyscy byli jednakowo mali, szarzy, wynędzniali i zmarznięci.
- Przyjemnej wigilii! - szepnęło leśne stworzonko nieśmiało.
- Jesteś pierwszy, który uważasz, że Wigilia może być przyjemna - odpowiedział X. - Czy wcale się nie boisz, co będzie, kiedy rzeczywiście nadejdzie?
- Przecież już jest - szepnęło leśne stworzonko i usiadło w śniegu ze swymi krewnymi. - Czy można popatrzeć? Macie taką prześliczną choinkę.
- I tyle jedzenia - dodał jeden z krewnych rozmarzonym głosem.
- I prezentów - dodał inny krewny.
- Przez całe moje życie marzyłem o tym, żeby przypatrzeć się temu z bliska - dodało leśne stworzonko i westchnęło.
Zaległa zupełna cisza. Świece paliły się nieruchomym płomieniem wśród łagodnej nocy, a małe stworzonko i jego krewni siedzieli bez ruchu. Czuło się, jak podziwiają i tęsknią, odczuwało się to coraz silniej i silniej, aż w końcu Y przysunęła się trochę bliżej X i szepnęła:
- Czy nie uważasz...
- Tak, ale jeżeli... zawahał się X.
- Jednak - powiedział M. - Jeżeli Wigilia się rozgniewa, to może będziemy mogli ukryć się na werandzie.
Po czym zwrócił się do leśnego stworzonka i powiedział:
- Proszę, to wszystko należy do was.
Leśne stworzonko nie mogło uwierzyć własnym uszom. Ostrożnie zbliżyło się do choinki, a za nim wszyscy jego krewni i przyjaciele, a sierść drżała im ze wzruszenia.
Nigdy jeszcze nie mieli własnej choinki.
- Teraz najlepiej jednak będzie, jeśli damy drapaka - powiedział X zaniepokojony.
Weszli szybko na werandę i schowali się pod stołem.
Ale nic się nie stało.
Po chwili trwożnie wyjrzeli przez okno.
Małe leśne stworzonka na dworze jadły, piły, otwierały paczki z prezentami i bawiły się jak jeszcze nigdy w życiu. W końcu wdrapały się na choinkę i poprzyczepiały płonące świece wszędzie na gałęziach.
- Ale na szczycie powinna jednak być duża gwiazda - powiedział stryj leśnego stworzonka.
- Tak uważasz? - odparło stworzonko, patrząc z namysłem na czerwoną, jedwabną różę Y. - Co za różnica, skoro i tak wiadomo, o co chodzi.
- Róża miałaby być gwiazdą? - szepnęła Y. - Przecież to niemożliwe!
Spojrzeli w górę na niebo, odległe i czarne, ale niewiarygodnie pełne gwiazd, tysiąc razy liczniejszych niż latem. A największa z nich wisiała prosto nad wierzchołkiem ich choinki.
- Jestem trochę śpiąca - powiedziała Y. - I nie mam już sił zastanawiać się nad tym, co to wszystko ma znaczyć. Ale wygląda na to, że wszystko idzie dobrze.
- W każdym razie nie boję się już Wigilii - powiedział M.


3.
Przyszedł wreszcie wieczór wigilijny. O pierwszej gwiaździe zamigotały światła i światełka w całej fortecy. Noc była spokojna, mroźna, lecz pogodna. Szwedzcy żołnierze, kostniejąc z zimna na szańcach, poglądali z dołu na czarne mury niedostępnej fortecy i na myśl przychodziły im ciepłe, mchami utkane chaty skadynawskie, żony, dzieci, choinowe drzewka płonące od świeczek, i niejedna żelazna pierś wezbrała westchnieniem, żalem, tęsknotą, rozpaczą. A w twierdzy, przy stołach okrytych sianem, oblężeni łamali się opłatkami. Cicha radość płonęła na wszystkich twarzach, bo każdy miał przeczucie, pewność prawie, że czasy niedoli miną już rychło.
- Jutro szturm jeszcze, ale to już ostatni - powtarzali sobie księża i żołnierze. - Komu Bóg śmierć zapisze, niech dziękuje, że przedtem nabożeństwa zażyć mu pozwoli i tym pewniej bramy niebieskie mu otworzy, bo kto w dzień Bożego Narodzenia za wiarę zginie, ten do chwały przyjęty być musi.


4.
- Gości się państwo na święta spodziwają? - chciał jeszcze wiedzieć ksiądz.
- Spodziwają - przedrzeźniła go życzliwie pani B.. - Ma przyjechać stryjeczna bratanica męża... - zawahała się. - Z synkiem.
- Przełamcież się z nią, moi państwo, opłatkiem - ksiądz wyciągnął z przepaścistej kieszeni płaskie zawiniątko i złożył je na stole.
Sam natomiast nie chciał zabrać ze sobą żadnej zwyczajowej kolędy.
- Nie ważta mi się tego wkładać do bryczki, bo wyrzucę! - krzyczał odpychając naprędce przygotowany koszyk. - Patrzcie ich! Ja za nich mam dobre uczynki świadczyć! Mną się chcą przed Bogiem wyręczać! Sami sobie szukajcie biednych!
- Niechże nam ksiądz uczyni tę łaskę. To nie dla biednych, tylko dla księdza na Wilię. Już my wiemy, że ksiądz dla siebie nawet o śledziu nie pomyśli.
- Dla mnie? Jeszcze czego! - Mnie ta nic nie potrzeba. Sami sobie, powiadam, szukajta biednych. Mało ich mata po świecie?
- Ależ z księdza raptus! Strach by tak przyjść z grzechami... śmiał się N..
- Ja się o grzechy nie gniewam, tylko o takie tam... - proboszcz machnął ręką. - No, zostańcie, kochani państwo, z Bogiem - kreślił krzyżyki po powietrzu.


Święta, to też Mikołaj i prezenty

5.
Tak łatwo zrobić coś złego w okresie Bożego Narodzenia. Mama mówi, że to dlatego, że rosnę. Kiedy w zeszłym roku chodziliśmy po szkole w pochodzie świętej Łucji, nasz nauczyciel, pan Nilsen, wbił sobie do głowy, że nie może zabraknąć Mikołaja, i oczywiście zostałem nim ja. Wszystko szło dobrze, dopóki nie podpaliłem sobie brody w 3 b, a pan Nilsen musiał mi ją zerwać i po niej skakać. Inne chłopaki uważały, że byłem bardzo odważny, bo nie krzyczałem, ale ja nie krzyczałem tylko dlatego, że zabrakło mi tchu, tak samo jak w pierwszy dzień świąt dwa lata temu, kiedy wjechałem w narzeczonego mamy nowymi sankami z kierownicą, a on, lądując na mnie, złamał nogę. Po wyjściu ze szpitala odwiedził nas tylko dwa razy. Mama mówi, że teraz mieszka w Bergen. W zeszłym roku ostatni raz używano prawdziwych świeczek, kiedy pochód świętej Łucji chodził po szkole.


6.
Co roku szóstego grudnia M. z niepokojem i wzruszeniem oczekiwała przybycia św. Mikołaja. Już od dwóch lat wiedziała doskonale, że św. Mikołajem była Fraulein, zaś L. - aniołkiem, ale do rytuału należało się tego nie domyślać. Pod wieczór odzywał się dzwonek i do przedpokoju wkraczał św. Mikołaj w biskupim stroju i infule na głowie. Miał długą, sztywną brodę, okulary, a na plecach worek. Aniołek nosił długą, śnieżną, białą sukienkę, miał jasne rozpuszczone włosy, wielkie, poważne, niebieskie oczy, w rączce trzymał rózgę. M. musiała uklęknąć i wyspowiadać się ze swoich ostatnich grzechów. Po tej wstępnej ceremonii święty, oceniwszy jej grzechy za „powszednie”, ściągał z pleców worek i wręczał wzruszonej dziewczynce cukierki, pierniki i drobne prezenty. Surowy anioł trzepnął rózga M. lekko po plecach, po czym orszak ruszał w stronę kuchni, gdzie go witały radosne piski służącej i kucharki.
Gdy L. zorientowała się, że M. już ,,nie wierzy” w św. Mikołaja, przestała ją ta maskarada bawić. Jej główka pracowała nad poważniejszymi problemami natury rozrywkowej. Żywe obrazy - oto co postanowiła organizować wieczorami po odrobionych lekcjach.



Grudzień, to początek zimy, a zima to śnieg.

7.
Noc jak bas.
Księżyc wysoko jak sopran,
gość u chmur ośnieżających drzewa -
zima, zima,
jaka tam zima!
skoro jak majowy słowik śpiewa.

Gdzieś wysoko ciemny wiatr przeleciał,
księżyc wszystkie drogi porozświecał,
wszystkie ciemnie w chmurach, szparach, wronach;
a tu droga przez las, przez noc, przez księżyc
i trzy dzwonki z końskiej uprzęży
dzwonią jak zapomniane imiona.

Srebrną drogę przebiegł srebrny zając.
Srebrny promień podkradł się pod sowę.
Sowa patrzy. A tu płatki śniegowe
z nieba na ziemię spadają.

Jaka tam sowa -
to także księżyc.
A śnieg się ustatkował
i położył się, i leży;

patrz: promieniowanie,
blask na śnie.
Ruszają się sanie.
Leży śnieg.


8.
Mówią, że nie istnieją dwa identyczne płatki śniegu. Ale czy ktoś to ostatnio sprawdzał?
Śnieg padał wolno w ciemności. Osiadał na dachach. Całując gałęzie, spływał między drzewami i opadał na ziemię z cichutkim skwierczeniem i ostrym zapachem cyny.
X. zawsze sprawdzała śnieg. Stała w progu, obramowana blaskiem świecy, i chwytała płatki na odwróconą łopatę.
Biała kotka też obserwowała płatki. Nic więcej nie robiła. Nie machała na nie łapką, tylko patrzyła w skupieniu, jak kolejny płatek spływał spiralą w dół i lądował. Potem przyglądała mu się jeszcze przez moment, a gdy była pewna, że zabawa już się skończyła, podnosiła wzrok i wybierała sobie następny.
Nazywała się „Ty”, jak w „Ty! Wynoś się stąd!”. W imionach X. lubiła prostotę.
Przyjrzała się płatkowi i uśmiechnęła tym swoim nie całkiem miłym uśmiechem.
— Wracaj już, Ty — powiedziała i zamknęła drzwi.


9.
M.-L. przystanęła, żeby natrzeć ręce śniegiem. Po obu stronach rozciągały się pola obsiane ozimą pszenicą. Jakie to dziwne! Czuła, że to, co przeżywa, jest jej dobrze znane od lat albo że już tego doznała w innym wcieleniu, a przecież dopiero wczoraj spotkała L. Nawet jego imię brzmiało jak coś od dawna znajomego. Czy to możliwe? Przypomniała sobie, że nieraz paznokciem wydrapywała imię „L.” na zamarzniętych szybach. Czy kiedyś czytała lub marzyła o jakimś L.? A może istotnie pamiętała go z dziecinnych lat? Czy dziecko może zakochać się w osobie dorosłej?
Padał coraz gęstszy śnieg. Ziębił policzki M.-L., topniał częściowo na jej włosach, rękach, osiadał jak ozdobny ornament na ramionach, rękawach, guzikach i brzegach futrzanego kołnierza. Nie widziała już dworu. Wirujące kłęby śniegu zdawały się pląsać jak chochliki ponad zoranymi polami. Z oddali doszedł głos wystrzału. Czyżby jakiś myśliwy wyruszył w taką śnieżycę? A może wybuchła wojna? Wydało jej się, że słyszy głos trąbki. Ktoś w środku zimy dął w noworoczny barani róg. Zawróciła. Obawiała się, że w powrotnej drodze ścieżka będzie zasypana śniegiem. W pobliskim lesie grasowały wilki. Może uprościłoby to sprawę, gdyby rozszarpały ją na kawałki. Wówczas L. zapamiętałby na zawsze spotkaną pewnego dnia dziewczynę, którą nazajutrz pożarły wilki.


10.
— Panie Y.! — zawołała. — Łaski! Naprawdę, to nie była moja wina. Gdyby pan widział początek, sam by pan to zrozumiał! Przysięgam na Boga, że to nie moja wina! To ten pan, którego wcale nie znam, wpakował mi śnieg za kołnierz! Czy to wolno kłaść nam śnieg za kołnierz, kiedy sobie spokojnie przechodzimy nie szkodząc nikomu? To mnie zezłościło. Jestem nie bardzo zdrowa, wie pan! A przy tym, on już od dłuższego czasu mi dogadywał. “Jesteś brzydka! Jesteś szczerbata!" Sama dobrze wiem, że nie mam zębów. Nic mu na to nie odpowiadałam. Mówiłam sobie: “Ten pan się bawi!" Byłam z nim grzeczna, nie pisnęłam ani słówka. I wtedy on wsadził mi śnieg za kołnierz! Panie Y.! Szanowny panie inspektorze! Czy nie ma tu nikogo, kto by mógł zaświadczyć, że to święta prawda? Może nie powinnam była się rozzłościć. Pan wie, w pierwszej chwili trudno się opanować! Człowieka ponosi. Ale jak coś tak zimnego wsadzą ci za kołnierz w chwili, kiedy się wcale tego nie spodziewasz! Źle zrobiłam, że zniszczyłam kapelusz temu panu. Dlaczego on sobie poszedł? Przeprosiłabym go. Ach, mój Boże, cóż by mi to szkodziło! Na pewno bym go przeprosiła. Ach, panie Y., niech się pan zmiłuje dziś nade mną ten jeden raz.


Śnieg w nadmiarze sprawia, że życie na wsi jest uciążliwe.

11.
Widok, jaki ukazał się jego oczom, był typowy dla angielskiej wsi, przedstawianej na kartkach świątecznych i na scenach tradycyjnych świątecznych melodramatów. Wszędzie śnieg, potężne zaspy zamiast kilkucalowej warstewki. W całej Anglii od czterech dni padało, a tutaj, na skraju D., pokrywa śnieżna sięgała kilku stóp. W całej Anglii właściciele domów uskarżali się na popękane rury, zaś znajomość z hydraulikiem (czy choćby z pomocnikiem hydraulika) stała się najbardziej upragnionym przywilejem. W tym zakątku, w maleńkiej wiosce S., zawsze odległej od reszty świata, a teraz odciętej od niego prawie całkowicie, surowa zima stwarzała bardzo istotne problemy.


12.
Nie mieli wyjścia. Nie pozostała już żadna przejezdna droga; między chatami wykopywali tunele zalewane zimnym, błękitnym blaskiem. Cokolwiek trzeba było przewieźć, przewoziło się na miotle. Dotyczyło to również starców. Przenosili się do innych domów razem z pościelą, laskami i całą resztą. Stłoczonym razem ludziom było cieplej; mogli też wspominać, że choć mrozy są ciężkie, to jednak nie aż tak jak mrozy za czasów ich młodości. Po jakimś czasie przestali tak mówić. Czasami śnieg tajał odrobinę, a potem wszystko znów zamarzało. W rezultacie z dachów zwisały frędzle sopli, które podczas kolejnej odwilży kłuły ziemię jak sztylety.
(…) weszła w wąski korytarz wykopany przez zasypane śniegiem podwórze, gdzie zaspy leżały wysokie na podwójny wzrost człowieka. Tak głęboki śnieg chronił przynajmniej od wiatru, który wydawał się nieść chmary noży. Drogę doprowadzono aż do wybiegu, ale nie było to łatwe. Kiedy wszędzie leży piętnaście stóp śniegu, jak można go odgarnąć? Dokąd można go odgarnąć?


13.
Na ziemię sypał się pierwszy, ledwie dojrzany mrok, wicher ustał, jeno z zasp, co Zima groblami leżały w poprzek drogi, kurzył suchy, miałki śnieg, kieby kto pytle wytrzepywał z mąki, ale ino dołem szła mątwa i kurniawa, bo górą już było przycichło, że domy i sady wychyliły się na jaśnie i stały widne w omdlałym, sinawym tumanie mroczenia. A wieś jakby przecknęła z odrętwienia, zaroiły się drogi, zawrzały glosami opłotki, gdzieniegdzie brali się do odwalania śniegów sprzed chałup, rąbali w stawie przeręble, nosili wodę, wywierali wrótnie do stodół, że bicie cepów donośniej rozlegało się po drogach, gdzieniegdzie już i sanie z trudem torowały sobie drogę, nawet wrony pokazały się w obejściach, co było niechybnym znakiem, że szło na odmianę. (…). Przed kościołem piętrzyły się tak srogie zaspy, że całkiem ogrodzenie przywaliły i prawie po gałęzie drzew sięgały, i musieli obchodzić drugą stroną pobok plebanii (…). Ledwie się przekopali na cmentarz, a i tam śniegu było na dobrego chłopa, tyla że ino ramiona krzyżów czerniały się nad groblami i garbami śniegów; miejsce zaś było nieco otwarte, to wiatr jeszcze przeciągał czasami i kurzawa raz po raz przysłaniała wszystko mgławicą, że ino drzewa nagie targały się w niej i majaczyły pniami. Pola zaś naokół zasnute były bielmem, oślepłe zgoła i sine mrocznością, że nic nie rozeznał ni drzew, ni kamionek, ni borów (…).


W grudniu jest zimno, ciemno i ponuro, a z ogrzewaniem różnie bywa.

14.
Dzień był przejmująco mroźny. Ludzie na ulicach chuchali w dłonie, bili rękoma o piersi i tupali dla rozgrzania. Zegary wybiły dopiero trzecią, a już było ciemno.
Przez cały dzień nie widziało się słońca. W oknach sąsiednich biur migotały świece. Mgła wdzierała się do pomieszczeń, a była tak gęsta, że tonęły w niej domy na przeciwnej stronie wąskiej ulicy. Patrząc na niskie mgły, można było sądzić, że natura, rozsiadłszy się gdzieś w pobliżu, odbywała jakieś złowrogie praktyki.
Drzwi biura były otwarte; S. wolał mieć na oku swego pomocnika, który siedział obok w małej izdebce i kopiował listy. Na kominku w pobliżu S. tlił się skromny ogień; w izdebce pomocnika ledwie żarzył się jeden węgielek. Zziębnięty pracownik nie mógł podsycać ognia, bo S. trzymał skrzynię z węglem w swoim pokoju. Ile razy pomocnik wszedł z łopatką, pryncypał groził mu, że będą musieli się rozstać. Pomocnik owinął szyję białym szalikiem i usiłował ogrzać się od świecy; a ponieważ nie miał dość bujnej wyobraźni, usiłowania jego były bezskuteczne.

15.
H. wpatruje się uparcie w ciemność rozciągającą się za okrytym soplami dziobem, którego koniec tkwi zanurzony w fałdzie morskiego lodu, gdyż rufa T. została jakiś czas temu wypchnięta w górę przez ciśnienie lodu, a dziób w związku z tym przesunął się w dół. H. jest tak pogrążony w myślach albo tak zmarznięty, że dostrzega swojego komandora dopiero wtedy, gdy ten staje obok niego, przy relingu, który zamienił się w ołtarz lodu i śniegu. Strzelba marynarza stoi oparta o ten ołtarz. Nikt na tym mrozie nie chce dotykać metalu, nawet przez grubą warstwę rękawic.
H. podrywa się, zaskoczony, gdy C. pochyla się ku niemu. Komandor T. nie widzi twarzy dwudziestosześcioletniego marynarza, ale za grubym kręgiem szala pojawia się jego oddech, obłok pary, który natychmiast zamienia się w garść drobnych kryształków lodu. (…)
- Komandorze.
- Panie Hickey. Coś się dzieje?
- Nic poza tymi strzałami... poza tym jednym strzałem... prawie dwie godziny temu. Przed momentem słyszałem, to jest, wydaje mi się, że słyszałem... może krzyk... coś dziwnego, komandorze... zza tej góry lodowej. Zameldowałem o tym porucznikowi Irvingowi, ale on powiedział, że to pewnie tylko lód. (…)
C. odwraca się powoli. Jego rzęsy oblepione są już lodem, górna warga pokryta grubą warstwą szronu. Wszyscy marynarze nauczyli się już trzymać brody ukryte głęboko pod warstwą szali i kołnierzy, często jednak muszą odcinać włosy, które przymarzły do ubrania. C. , podobnie jak większość jego oficerów, wciąż goli się każdego ranka, choć „gorąca woda”, którą przynosi mu steward, to zwykle ledwie stopiony lód, a sam proces golenia bywa często bolesny.
- Czy lady C. nadal jest na pokładzie? - pyta C.
- O tak, komandorze, jest tu prawie zawsze - odpowiada H. szeptem, jakby miało to jakieś znaczenie. Nawet gdyby C. ich słyszała, nie zrozumiałaby ani słowa po angielsku. Jednak załoga statku wierzy - a wiara ta narasta z każdym dniem od chwili, gdy zaczęło ich podchodzić stworzenie żyjące na lodzie - że młoda Eskimoska jest wiedźmą dysponującą tajemnymi mocami.


Grudzień to też koniec roku, a perspektywy nie zawsze są wesołe.

16.
Czas mijał, zbliżały się Święta. Sypnął mokry śnieżek, a temperatura spadła do pięciu stopni poniżej zera, który to zespół przyczyn podwyższył krzywą wypadków na jezdniach i chodnikach P. Na rynku J. pojawili się pierwsi przekupnie z nielegalnymi choinkami i makiem po cenach czarnorynkowych. W sklepach zaczął się nie to, że ruch - raczej wystawanie w kolejkach po wszystko. Na wystawach ekskluzywnych domów mody pojawiły się balowe kreacje i baloniki, sugerujące zbliżanie się Sylwestra.
A tymczasem obaj wielbiciele A. poniechali jej na dobre i zanosiło się na rzecz najsmutniejszą, jaka w ogóle młodej damie może się o tej porze roku wydarzyć, a mianowicie - że spędzi ona noc sylwestrową w cudzej kuchni, pilnując cudzych dzieci. M. bowiem już zostali zaproszeni na przyjęcie do przyjaciół, a ciotka Lila o północy zazwyczaj twardo spała i noc sylwestrowa nie była wyjątkiem w tej regule, ponieważ starsza pani twierdziła, że nic nowego i zaskakującego, prócz chorób Nowy Rok przynieść jej nie może, a wobec tego po jakiego czorta ma ona nie dosypiać, podkopywać zdrowie i trawić noce na hulankach.


Grudzień też kojarzy się z dzieciństwem, zimą, prezentami i zabawą. Niektórych dziecięcych bohaterów literackich, świat potraktował prawdziwie „grudniowo” - zimno i z chłodną obojętnością.

17.
— Nie masz prawa brać naszych książek. Mama powiedziała, że jesteś tutaj na łasce; nie masz pieniędzy, twój ojciec nic ci nie zostawił. Powinna byś żebrać, a nie mieszkać z pańskimi dziećmi, takimi jak my, jadać to samo, co my jadamy, i nosić suknie kosztem naszej mamy. A teraz ja cię nauczę, co to znaczy gospodarować na moich półkach z książkami. Bo one są moje, cały dom do mnie należy albo będzie należał za lat kilka. Idź i stań przy drzwiach, z daleka od lustra i od okien.
Uczyniłam to, nie zorientowawszy się od razu co do jego zamiaru, ale gdy zobaczyłam, że X podnosi książkę, waży ją w ręku i wstaje, chcąc nią we mnie cisnąć, instynktownie uskoczyłam w bok z okrzykiem przestrachu. Nie dość jednak szybko — tom został rzucony. Trafił mnie, a ja upadłam, uderzając o drzwi głową i rozcinając ją sobie. Rana krwawiła, ból był bardzo ostry; mój strach minął, obudziły się natomiast inne uczucia.


18.
Czarodziej znów tu był — ba, zostawił więcej śladów swej bytności, niż w dniu poprzednim. W piecu huczał jeszcze żywszy ogień, strzelając pięknym płomieniem. W pokoju znajdowało się wiele nowych przedmiotów, które tak zmieniły jego wygląd, że S. na pewno przetarłaby oczy ze zdumienia, gdyby nie to, że zdołała już pozbyć się wszelkich wątpliwości. Na stole znowu ustawiona była kolacja — tym razem było pod dostatkiem talerzy i filiżanek zarówno dla S., jak i dla B. Na obtłuczonym gzymsie kominka rozciągnięto piękny, haftowany kilimek, a na nim ustawiono parę ozdób; podobnie pozasłaniano makatkami wszystkie inne szczerby i uszkodzenia. (…)
S. z wolna odeszła od drzwi, usiadła i znów rozglądała się wokoło.
— Zupełnie tak spełniają się czarnoksięskie zaklęcia — odezwała się do siebie. — Mam wrażenie, iż gdybym sobie życzyła, pojawiłyby się przede mną nawet wory złota i diamenty. Nie byłaby to rzecz dziwniejsza od tego, co się teraz dzieje. Czyż to mój pokoik na poddaszu? Czy jestem tą samą, zziębniętą, obdartą, przemoczoną S.? Ileż to razy wymyślałam sobie różne baśnie i pragnęłam, by choć jedna z nich stała się jawą przed moimi oczyma… A teraz właśnie przeżywam taką baśń. Mam wrażenie, jakbym sama mogła być wróżką i przemieniać jedne rzeczy w drugie.
Wstała i zastukała w ścianę, przywołując więźnia z sąsiedniej sali.
Wszedłszy do pokoju, B. o mało nie zwaliła się na ziemię; przez parę minut nie mogła głosu z siebie wydobyć.
— O rety! O rety, panienko! — jęknęła w końcu, zupełnie jak rankiem w izbie czeladnej.
— Widzisz, co się stało? — rzekła S.
Tego wieczora B. siedziała na poduszce przed kominkiem, a jadła i piła z własnego talerza i filiżanki.


19.
Wydawszy ten rozkaz tonem osoby przywykłej do rozkazów i rzuciwszy badawcze spojrzenie na wychodzącą z kuchni ze świecą w ręku, zdziwioną tym nieznanym i rozkazującym głosem służącą, ciotka B. wróciła na poprzednie miejsce, podniosła brzeg sukni, nogę położyła na kratce kominka, a obie ręce złożyła na kolanach.
— Mówiłaś dopiero — zaczęła — o dziewczynce. Nie wątpię też ani na chwilę, że będzie to dziewczynka. Otóż od chwili urodzenia tej dziewczynki…
— Może będzie to chłopczyk — wtrąciła nieśmiało moja matka.
— Nie zaprzeczaj mi — odparła ciotka — wiem, co mówię. Przeczucie mnie nie myli. Otóż od chwili urodzenia tej dziewczynki rozciągam nad nią opiekę, będę jej chrzestną matką i proszę, aby się nazywała B. T. C. W życiu tej B. nie powinno być omyłek i niech nikt się nie ośmieli zażartować z uczuć tej B.T. Wychowamy ją starannie, będziemy strzec, aby zaufania i serca nie trwoniła na darmo. Moja to już rzecz.


Na szczęście cuda się zdarzają, nawet dzieciom traktowanym przez świat „grudniowo”.

20.
Nagle coś odwróciło jej uwagę. Uniosła wzrok i zobaczyła błysk na niebie. Pomyślała, że to ostatnie promienie słońca zza horyzontu oświetlają samolot, ale błyszczące coś skręciło i zaczęło się przybliżać. Odłożyła książkę i wstała zaintrygowana. Helikopter? Rakieta? Po chwili zrozumiała, co widzi i nie była już w stanie wykonać żadnego ruchu. Dwanaście reniferów ciągnęło po niebie sanie Świętego Mikołaja, zostawiając za sobą błyszczącą złotem smugę. Zaprzęg wyraźnie zwalniał, aż wreszcie sanie pięknym poślizgiem zawinęły nad ulicą i z hukiem oraz tupotem kopyt opadły na dach. Ludzie w dole, na chodniku, zdawali się nic nie zauważać.
Ja nie mam kominka, zdążyła jeszcze pomyśleć N., gdy ze strasznym łomotem otworzyła się szafka pod zlewem i wypadły z niej garnki. W ślad za nimi wygramolił się brodaty grubas ubrany w czerwony płaszcz podszyty białym futrem. Odrzucił z twarzy puszysty pompon czapki i wyprostował się. Potarł rękawicą zaczerwieniony nos i uśmiechnął się do N. W domu zrobiło się nagle przyjemnie i... domowo. Choinka zaczęła wyglądać na prawdziwą choinkę, a cienie za starymi meblami nie wydawały się już straszne ani ponure.
— Ho, ho, ho — powiedział Mikołaj dudniącym głosem. — Czyli dzień dobry.
N., jak skamieniała, patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami i z szeroko otwartymi ustami.
— Nie masz kominka, więc wszedłem przez kontakt — wyjaśnił Mikołaj, wskazując szafkę. – Ostatnio nieco przytyłem, ale bezpieczniki wytrzymały.
Dziewczyna nadal nie mogła wykrztusić słowa.
— Wesołych świąt! — powiedział Mikołaj i uściskał ją. — Czemu tak patrzysz? Nie widziałaś nigdy Świętego Mikołaja?
N. faktycznie wyglądała, jakby próbowała się obudzić.
— Bo... ja już nie wierzę w Świętego Mikołaja... — udało się jej wydukać
(…)
— Ale... czemu nie otwierasz swojego prezentu? — zapytał odstawiając szklankę.
— Jakiego prezentu? — Zdziwiła się. Spojrzała pod choinkę i zdziwiła się jeszcze bardziej. Leżała tam spora złota paczka przewiązana czerwoną wstążką. — Ojej, to dla mnie?
Mikołaj skinął głową, gładząc się po brodzie. N. podeszła do choinki i wzięła prezent w dłonie. W środku było coś lekkiego i miękkiego. Rozerwała papier i ujrzała... nowiutką kurtkę zimową z białym futerkiem na kołnierzu, kapturze i mankietach. Założyła ją i stwierdziła, że jest znacznie lepsza, niż mogłaby to sobie wymarzyć. Mikołaj gładził brodę, bardzo z siebie zadowolony. Rude loki Niki rozsypały się malowniczo po ciemnozielonym materiale kurtki.
— Dziękuję bardzo — krzyknęła radośnie.
— Nie marzniesz na mrozie i nie grzejesz się w domu — wytłumaczył Mikołaj. — Oddychająca tkanina z Goretexu jest bardzo odporna na rozdarcia. Do tego obszycia z króliczego futerka.
N. objęła Mikołaja i cmoknęła go w różowy policzek, ale zaraz posmutniała.
— Bardzo miło, że pan wpadł — powiedziała odsuwając się — ale pewnie wiele dzieci czeka...


Grudzień nie jest wolny od ważnych wydarzeń historycznych, a takim było wprowadzenie stanu wojennego

21.
13 grudnia 1981. Tego dnia dreszcz zgrozy przeszył każdego, kto z radiowej ciszy przerywanej wstrząsającym komunikatem dowiedział się o ogłoszeniu w Polsce stanu wojennego. „Boże, coś Polskę, przed twe ołtarze zanosim błaganie" kończyło każde spotkanie liturgiczne tej niedzieli ().
Wydarzenia bowiem następowały po sobie w tempie błyskawicznym, o charakterze mrożącym krew w żyłach. Już rano obiegła wieść o nocnych rajdach służb porządkowych po domach działaczy Solidarności. Dzięki sprytowi udało się wszystkim przedostać na teren kopalni Staszic, by tam zorganizować masówkę dla załogi nocnej zmiany oraz ogłosić strajk.
Między czwartą a piątą rano, jeszcze po ciemku, do drzwi księdza Rufina Sładka pukają dwaj młodzi górnicy, delegaci Staszica. Załoga prosi, by ksiądz przyszedł do cechowni i wziął ze sobą wszystko, czego potrzeba, by odprawić mszę i udzielić komunii. Ksiądz bierze walizeczkę i wychodzi, a pod opuszczoną leśną plebanię zajeżdża furgonetka na niemieckich znakach i wysiada z niej Ingeborga Klein ze Schwarzwaldu. Przekroczyła granicę Polski o północy z 12 na 13 grudnia. Jest kuzynką Małgorzaty Ryś, jej ojciec miał zakład szewski w Wełnowcu, a ponieważ był, jak mówią, ducha niemieckiego, rodzina musiała pod koniec wojny uciekać do Niemiec, zabierając tyle co w plecakach. Ingeborga miała wtedy szesnaście lat, zawsze potem tęskniła do domu, a kiedy już na progu starości wpadła w depresję, schwarzwaldzki lekarz kazał jej odwiedzić rodzinne strony


==========
Aktualizacja po zakończeniu konkursu:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

rozwiązanie konkursu

Wyświetleń: 1369
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 27
Użytkownik: pawelw 20.12.2023 18:55 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDNIOWE IMPRESJE w LITE... | pawelw
Dzisiejsze przyjemne +5 stopni mało przypomina typową grudniową pogodę. A może właśnie taki już będzie typowy grudzień? Bardziej błotnorozchlapany niż śnieżnobiały?
Póki co śnieg i zimno są częstym grudniowym skojarzeniem.

Pewnie jeszcze przez kilka dni większość będzie narzekać na brak czasu, ale jeśli nie teraz, to już za kilka dni warto założyć wyciągnięty spod choinki sweter, zaparzyć gorącej herbaty i pomyśleć nad konkursem.

Wśród wszystkich uczestników konkursu wylosuję nagrodę od ePWN. Szczęśliwy zwycięzca będzie mógł wybrać książkę z oferty księgarni PWN (do 50zł). Tym bardziej zachęcam do uczestnictwa.
Użytkownik: KrzysiekJoy 24.12.2023 10:51 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDNIOWE IMPRESJE w LITE... | pawelw
Życzę Wam zdrowych i Wesołych Świąt Bożego Narodzenia.
A przy okazji zapytuję się, kto podesłał fragment 5.? 5 wydawała mi się najprostsza, a nie mogę sobie z nią poradzić.
Użytkownik: ilia 24.12.2023 11:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Życzę Wam zdrowych i Weso... | KrzysiekJoy
5 - to mój fragment. Nie znasz książki ani autora, ale może widziałeś film na podstawie książki. Można też posiłkować się odpowiednim tagiem, wtedy to będzie bardzo proste do odgadnięcia.
Użytkownik: janmamut 27.12.2023 01:47 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 - to mój fragment. Nie ... | ilia
A jest to przynajmniej tym, czym się wydaje na podstawie fragmentu, czyli humorystyczną książką dla dzieci lub młodzieży?
Użytkownik: ilia 27.12.2023 17:43 napisał(a):
Odpowiedź na: A jest to przynajmniej ty... | janmamut
5 - to nie jest humorystyczna książka dla dzieci, tylko opowiadania dla dorosłych.
Użytkownik: janmamut 27.12.2023 21:13 napisał(a):
Odpowiedź na: 5 - to nie jest humorysty... | ilia
Dziękuję.
Użytkownik: pawelw 27.12.2023 10:42 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDNIOWE IMPRESJE w LITE... | pawelw
Święta, święta i po świętach. Ale jeszcze nie po konkursie.
Ciągle jeszcze jest grudzień, do końca konkursu zostało jeszcze kilka dni. Kto nie miał czasu przed Świętami, może skusi się teraz?
Użytkownik: minutka 27.12.2023 10:49 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDNIOWE IMPRESJE w LITE... | pawelw
Proszę o podpowiedź do 9., podobno czytałam, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć.
Użytkownik: janmamut 27.12.2023 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Proszę o podpowiedź do 9.... | minutka
Trochę białego proszku może bardzo nakierować przypominanie.
Użytkownik: Margiela 27.12.2023 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Proszę o podpowiedź do 9.... | minutka
Zwróć uwagę na dźwięk rogu i zaskoczenie, że coś noworocznego wydarza się w środku zimy. To podpowiedź w sprawie przynależności etnicznej/religijnej M.-L. A może po prostu trzeba przyjrzeć się temu, czego M.-L. już nie widziała?
Użytkownik: minutka 28.12.2023 17:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Zwróć uwagę na dźwięk rog... | Margiela
Przyjrzałam się, dziękuję.
Użytkownik: anek7 27.12.2023 12:10 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDNIOWE IMPRESJE w LITE... | pawelw
Poproszę o jakieś podpowiedzi do 4, 10 i 20 - powinnam rozpoznać ale niestety z niczym mi się nie kojarzą :(
Użytkownik: minutka 27.12.2023 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Poproszę o jakieś podpowi... | anek7
4. Może skojarzysz z ekranizacją i piękną sceną z nenufarami?
Użytkownik: anek7 28.12.2023 17:18 napisał(a):
Odpowiedź na: 4. Może skojarzysz z ekra... | minutka
Nenufary kojarzę od razu :)
Użytkownik: janmamut 27.12.2023 21:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Poproszę o jakieś podpowi... | anek7
10. A jeśli dodać, że straciła nie tylko zęby, ale i włosy, a Y. wcale nie był Murzynem, jak we współczesnym, durnopolityczniepoprawnym serialu, będzie łatwiej?
Użytkownik: janmamut 27.12.2023 21:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Poproszę o jakieś podpowi... | anek7
10. A jeśli dodać, że straciła nie tylko zęby, ale i włosy, a Y. wcale nie był Murzynem, jak we współczesnym, durnopolityczniepoprawnym serialu, będzie łatwiej?
Użytkownik: janmamut 27.12.2023 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: 10. A jeśli dodać, że str... | janmamut
O, poszło dwukrotnie przez zawieszenie się BiblioNETki, z robaczkiem, a jakże...
Użytkownik: anek7 28.12.2023 17:17 napisał(a):
Odpowiedź na: 10. A jeśli dodać, że str... | janmamut
Dzięki. Serialu nie widziałam, ale włosy pomogły :)
Użytkownik: Margiela 27.12.2023 21:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Poproszę o jakieś podpowi... | anek7
4: dusiołek ma charakter całodobowy.
10: dwuznacznik. To albo ci, co sami żyją marnie, albo ci, co marnym czynią życie innych. Dentystyczny uszczerbek u bohaterki też jest niejaką podpowiedzią. Nie powstał on przypadkiem...
Użytkownik: ilia 28.12.2023 23:22 napisał(a):
Odpowiedź na: GRUDNIOWE IMPRESJE w LITE... | pawelw
Ktoś, coś wie o numerach 11 i 12? A także o wierszu z nr 7. Wiersze to nie moja bajka:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.12.2023 07:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Ktoś, coś wie o numerach ... | ilia
Choć bajek rodzic 7 nie pisał :-), to miał upodobanie do pojazdu, który wraz z woźnicą i zwierzęciem pociągowym mógłby się w bajce znaleźć.

Gdyby pomyśleć o rodzicach 11 i 12, to w twórczości tego ostatniego można odszukać sporo jeszcze dziwniejszych wehikułów (z których zresztą jeden, poniekąd sztandarowy dla pewnego obszaru tej twórczości, przemycił się w dusiołku), zaś w jeszcze bogatszej spuściźnie 11 występuje utwór, którego nawet nie czytając, wiemy, że nadałby się do tego konkursu. A choć ich dzieliły dwa pokolenia, oboje otrzymali ten sam zaszczyt z rąk tej samej osoby.
Użytkownik: anek7 29.12.2023 18:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Choć bajek rodzic 7 nie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
A coś o rodzicach 8, 19 i 21 wiesz może?
Użytkownik: Margiela 29.12.2023 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: A coś o rodzicach 8, 19 i... | anek7
Ujmijmy to tak: 8 i 12 należy rozpatrywać razem, podobnie jak 14 i 19. Tyle że w przypadku tej pierwszej pary związek jest jeszcze ściślejszy;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.12.2023 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Ujmijmy to tak: 8 i 12 na... | Margiela
A między obiema parami występuje koincydencja językowo-geograficzna.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.12.2023 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A coś o rodzicach 8, 19 i... | anek7
21 też jeszcze nie rozgryzłam, choć gatunek wydaje się dość oczywisty.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.12.2023 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A coś o rodzicach 8, 19 i... | anek7
I chyba mam, to znaczy wysłałam do weryfikacji, a sama sprawdzić nie mogę - własnego egzemplarza nie posiadam, choć na zdrowy rozsądek powinnam (bo nie dość, że o moim miejscu zamieszkania, to jeszcze tak wysoko oceniony). Dusiołek z pozoru nie kojarzy się z grudniem, zwłaszcza kolorystycznie (chociaż akurat tutaj ten kolor bywa obecny częściej, niż gdzie indziej).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.12.2023 22:48 napisał(a):
Odpowiedź na: I chyba mam, to znaczy wy... | dot59Opiekun BiblioNETki
I potwierdzone!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: