Dodany: 16.10.2022 15:41|Autor: ahafia
Kontrmorza dla Joyeuse
Okazało się, że mam w domu sporo morskich opowieści, które nie zostały wykorzystane, więc dlaczego nie.
1. Dalej musimy zanotować, że tegoż dnia kanonierka A, dążąc na wschód, przepłynęła obok brygu B, unieruchomionego na wprost C, z dziobem również na wschód zwróconym. Jego kapitan, X, zatopiony w tkliwych, władczych marzeniach o swojej Y, nie wstał z leżaka stojącego na tylnym pomoście, aby spojrzeć na A, który przejechał tak blisko, że kłęby dymu zionące z krótkiego czarnego komina potoczyły się aż między maszty B i zaciemniły na chwilę słoneczną białość żagli poświęconych służbie miłości. X nie odwrócił nawet głowy, aby rzucić spojrzenie. Ale Z wszedł na pomost i patrzył już z oddali na bryg długo i usilnie, ściskając mocno mosiężną poręcz przed sobą, aż wreszcie ze zbliżeniem się obu statków stracił wiarę we własne siły i schronił się do kajuty z mapami, zatrzaskując drzwi za sobą.
2. Przeklinając, zaczął bić wodę zbielałymi dłońmi. Z zaciekłym wysiłkiem utrzymywał się na grzbietach fal. Lecz nawet odgłosy jego ust i ciała ginęły rozmyte w bezliku dźwięków przemieszczających się wód. Znieruchomiał, czując obmacujące jego żołądek palce chłodu. Głowa opadała mu na piersi, a woda słabo, uporczywie przelewała się po jego twarzy. Myśleć. To moja ostatnia szansa. Myśleć, co można zrobić.
Okręt zatoną na Atlantyku. Setki mil od lądu. Płynął samotnie, wysłany na północny wschód od konwoju, by przerwać ciszę w eterze. Może ten U-bot krąży gdzieś w pobliżu, by wyłowić jakiegoś ocalałego marynarza i wziąć go na spytki. Albo czeka na jakąkolwiek jednostkę, która przypłynie w sukurs tym, co ocaleli. W każdej chwili może się wynurzyć, rozcinając fale swym ciężkim cielskiem, jak do połowy zalana przez przypływ skała. (...) Być może właśnie teraz przepływa pode mną, niewyraźny i śmigły jak rekin, a może leży pod moimi drewnianymi stopami na słonym, wodnym morzu, podparty poduszkami, a jego załoga pogrążona jest we śnie.
3. Wstał i wysunął głowę przez iluminator, spoglądając na pieniącą się w dole toń. A, ciężko załadowana, zanurzała się głęboko, toteż uwiesiwszy się na rękach powinien sięgnąć stopami fal. Będzie mógł pogrążyć się bezszelestnie. Nikt nic nie usłyszy. Bryzg piany poderwał się ku górze, zwilżając mu twarz. Poczuł słoność na wargach i smak ten wydał mu się dobry. Zastanowił się, czy warto napisać pieśń łabędzią, lecz ze śmiechem myśl tę odrzucił. Nie miał na to czasu. Zbyt pilno mu było odejść.
(...) Nagłe przechylenie statku dopomogło mu i znalazł się na zewnątrz, trzymając się iluminatora rękami. Dotknąwszy stopami morza rozluźnił dłonie. Leżał w mlecznobiałej wstędze piany. (...) Łatwo było poznać, że statek rozwija nie lada szybkość. Zanim X się spostrzegł, był już daleko w tyle za rufą, płynąc z wolna wśród perlistych pian.
4. Zwłoki zmarłych w czasie rejsu pasażerów i członków załogi oddawane były morzu. Nie można było czekać kilku tygodni, a nawet miesięcy, aż statek zadokuje i nieszczęsnym zapewni się pochówek w ziemi. Obcej ziemi. Względy higieniczne, a właściwie przepisy na to nie pozwalały. X, po tym jak Y oznajmił mu o śmierci Z, zszedł na międzypokład i zatykając sobie nos, urzędowo potwierdził zgon starego. Kiwnął trójce marynarzy z Y na czele, żeby wynieśli zwłoki na pokład. Tam dwójka innych członków załogi przygotowała już stare, przegryzione przez szczury płótno żaglowe, liny i zabrane ze sobą na rejs specjalnie w tym celu kamienie.
Kapitan zdawkowo złożył wyrazy ubolewania rodzinie zmarłego. (...) Po czym fachowo obciążono zwłoki kamieniami, zawinięto dokładnie w płótno i całość związano mocno linami. Wszystko przebiegało sprawnie i szybko; widać było, że załoga nie pierwszy raz wciela się w morskich grabarzy.