Dodany: 09.07.2020 21:21|Autor: Margiela

Recenzja nagrodzona!

Książka: 100/XX: Antologia polskiego reportażu XX wieku: Tom 1: 1901–1965
Korczak Janusz (właśc. Goldszmit Henryk), Miłkowski Zygmunt (pseud. Jeż Teodor Tomasz, TTJ, T. T. Jeż), Sieroszewski Wacław (pseud. Sirko Wacław lub Bagrynowski K.), Laskowski Kazimierz (Laskowski K.) (pseud. El lub Arwor), Konopnicka Maria, I. - Anonimowy reporter "Tygodnika Ilustrowanego" (pseud.), Reymont Władysław (Reymont Władysław Stanisław; właśc. Rejment Stanisław Władysław), Rodziewiczówna Maria, Kaden-Bandrowski Juliusz (Kaden Juliusz), Żeromski Stefan (pseud. Zych Maurycy), Staniewski Tadeusz, Moszyński Józef, Strumph-Wojtkiewicz Stanisław, Parandowski Jan, Dębicki Tadeusz, Nałkowska Zofia (Rygier-Nałkowska Zofia), Iłłakowiczówna Kazimiera (Iłłakowicz I. K.), Krzywicka Irena, Szelburg-Zarembina Ewa (Szelburg-Ostrowska Irena Ewa), Wasilewska Wanda, Uniłowski Zbigniew, Rosenberg Henryk (pseud. Wrzos Konrad), Wańkowicz Melchior (pseud. Łużyc Jerzy lub Majewski M. P. Dr), Słonimski Antoni, Cat-Mackiewicz (właśc. Mackiewicz Stanisław, pseud. Romanowska Felicja), Sobański Antoni, Goetel Ferdynand, Pruszyński Ksawery, Mitzner Zbigniew (pseud. Szeląg Jan), Gil Franciszek, Opoczyński Perec, Kisielewski Władysław, Wierzyński Kazimierz, Mackiewicz Józef (pseud. Lutosławski Roman lub Romanowska Felicja), Pietrzak Lech, Osmańczyk Edmund Jan, Melcer Wanda (Melcer-Rutkowska Wanda, Rutkowska Wanda, Sztekkerowa Wanda), Janta-Połczyński Władysław, Krajewski Michał, Ostromęcki Bogdan, Dąbrowska Maria, Ros Jerzy, Kapuściński Ryszard, Godek Włodzimierz, Urban Jerzy (pseud. Kibic lub Klakson lub Rem Jan lub Magma II), Brandys Marian, Kwiatkowski Zbigniew (1920-1979), Rolicki Janusz, Kozicki Stefan, Strońska Anna, Rowiński Aleksander (pseud. Rovin Alex), Hołda Edward, Górnicki Wiesław (pseud. Stratton Robert F. lub Wierzbiński Fryderyk)

1 osoba poleca ten tekst.

Szum rzeki czasu


Są książki, o których wiemy z całą pewnością, że przyjdzie dzień, kiedy je przeczytamy. Jeszcze nie teraz, może za dwa miesiące, może za trzy, nic się przecież nie stanie, jeśli ta książka (zwykle więcej niż jedna) trochę poczeka. Mityczne "trochę" rozciąga się coraz bardziej, myśl o istnieniu książki czasem uwiera, nie wiadomo właściwie, dlaczego wciąż ją odkładamy na później, przecież naprawdę chcieliśmy ją przeczytać, i nadal chcemy. I czasem, bardzo rzadko, zdarza się to, w co niemal już nie wierzymy. Ten dzień nadchodzi.

Wśród wielu książek, o których zawsze wiedziałam, że je przeczytam, była, pewnie od chwili jej publikacji, również i ta. „100/XX: Antologia polskiego reportażu XX wieku”. Te trzy imponujących rozmiarów tomy – najsilniej i najwytrwalej wabił mnie pierwszy – obiecywały pasjonującą podróż pod prąd stulecia, w górę zdradliwej, dzikiej i rwącej rzeki, do źródeł czasu, który był czasem moim, rodziców, dziadków i który miał się tutaj objawić w słowach nieprześwietlonych wyobraźnią pisarza, kształtującego swoją opowieść o nim wedle prawideł snucia bajki-fabuły, ale na nowych, zgoła innych zasadach, jakich w poprzednich wiekach nie stosowano, jakich sam wiek XX się dopracował. Podróż zapowiadała się doskonale, ja zaś ciągle nie mogłam zdobyć się na to, żeby wyruszyć. I gdyby nie polecanki BiblioNETkowe, z uporem umieszczające ten właśnie tytuł na szczycie listy podsuwanych mi lektur, moja decyzja dojrzewałaby dalej, w tempie równie leniwym, Jak do tej pory. Ten żmudny etap jednak szczęśliwie minął i choć na razie znam jedynie tom pierwszy, na drugi nieuchronnie też przyjdzie kolej.

Już u progu lektury staje się jasne, że rozpoczął się oto czas niespodzianek, odkryć i wtajemniczeń. Już same wyłożone w obszernym wstępie pióra Mariusza Szczygła metody pracy redaktorskiej nad zbiorem i kryteria doboru właściwych tekstów ujawniły swą płynność i wieloznaczność, a ciągła pamięć o tym, że zamiast książki właśnie przez nas czytanej lub obok niej mogła powstać pozycja zupełnie inna, niczym mozaika z całkiem różnych kamyków, w szczególny sposób wzbogaca odbiór całości.

Początek wieku, na który jego poprzednik patrzył z nadzieją jako na nadchodzącą epokę światła, przyszło nam witać w złej warszawskiej dzielnicy, gdzie naszym przewodnikiem jest Janusz Korczak (jego „Nędza Warszawy” otwiera tom). Wybór to w żadnym razie nie przypadkowy, różne oblicza krzywdy, bólu i strachu będą się przesuwały w kalejdoskopie zgromadzonych tu tekstów wręcz bezustannie. Powódź niszcząca pracę wielu pokoleń, codzienność czarnego kraju pod białym jarzmem, bieda i beznadziejność małego miasta przywalonego nagle przez Wielki Kryzys – to tylko kilka pierwszych z brzegu przykładów, i to wyłącznie takich z czasu pokoju. A są także rozliczne wojenne klęski, bez których wiek XX nie byłby sobą (rozpaczliwe ucieczki gdzieś w obce strony, dymiące zgliszcza w miejscu rodzinnych domów), a obok nich surowe wojenne śmierci, na dnie okopu, w szpitalu z upływu krwi, od postrzału w zaciętej ulicznej walce.

A jednak „Antologia...” to wbrew pozorom wcale nie rozciągnięty na setki stronic rejestr bolączek, nieszczęść i komplikacji. To istotnie ogromny, stubarwny fresk, wywołujący podziw swoim rozmiarem, a zdumienie – niezwykłą różnorodnością. Geograficzną, bo przecież polski reportaż jest reportażem pisanym w języku polskim, a niekoniecznie tyczącym się polskich spraw. Formalną, bo gatunek, o którym mowa, właśnie się rodził, zyskiwał dopiero kształty, i choć z początku rzecz się wydaje dziwna, wkrótce już bez oporu godzimy się na reportaż-podanie, reportaż-list czy reportaż – łańcuszek wpisów z dziennika. A co z różnorodnością stylów, języków, całych światów pisarskich? Sama liczba autorów każe przypuszczać, że będą się tu zderzać najrozmaitsze sposoby opowiadania, rytmy, maniery. Lecz nawet na tym polu znajdzie się miejsce na to, co niespodziane: od ogólnego, niezwykle wysokiego poziomu tekstów niektóre odbijają takim urokiem, soczystością i blaskiem, że nic już nie pozostaje, tylko cytować. Za przykład niech posłużą choćby „Dwie wiosny” Jana Parandowskiego. Autora „Mitologii” spotkała właśnie rzecz zupełnie niezwykła: wybrał się po raz pierwszy w podróż do Grecji. Współpracownica Szczygła, Julianna Dzionek, wspaniale podsumowała tę sytuację, to przecież tak, „jakby Milne mógł wybrać się do Stumilowego Lasu, a Barrie do Nibylandii”[1]. Sam Parandowski mówi o tym w ten sposób:
„Marzenia przelatują w powietrzu. Morze, co widziało narodziny Apollona i Afrodyty, jest jak czasza wycięta w olbrzymim bloku szafiru – czasza, z której pić można bez miary spokój i wytchnienie. Płuca chłoną świetlisty eter. Światło zabija wszystkie małe myśli, oczyszcza i przeobraża wszelką nikłą rzeczywistość, zatapia ją w ogromie jasnego widnokręgu. Dusza zawieszona wśród błękitnych przestworów syci się niewysłowioną słodyczą. Jakbym płynął na łodzi bez wioseł, żagla ni steru, pod gwiazdą dobrej nadziei, prowadzony niewidzialną ręką. [...] Gdzie okiem sięgnąć, widać złociste pszczoły osiadłe na łanie bławatów. Zanim jeden szereg wysp zapadnie w liliową dalekość, już podnoszą się inne, błyszcząc słońcem, które odbija się na wysokich skałach. […] Wśród nich działy się legendy wypraw i powrotów, a wyspa oddawała wyspie bohaterów, w zaczarowanym kole coraz nowej przygody”[2].

O tylu zamieszczonych tu reportażach chciałoby się napomknąć choć jednym zdaniem, wyróżnić je przynajmniej skrótową wzmianką. O tylu chce się powiedzieć coś prywatnego. Choćby o „Ordynansie” (Kaden-Bandrowski), którego sama nie włączyłabym pewnie do antologii w przekonaniu, że jest to opowiadanie, a nie reportaż, ale na szczęście nie ode mnie bynajmniej to zależało i wskutek tego miałam możność przeczytać urzekający, mocny i mądry tekst o chłopięcej tęsknocie za bohaterstwem, o wierności i walce, tekst, którego lekturze towarzyszyło od początku do końca ściśnięcie w krtani. O Szelburg-Zarembinie: jej kapitalne, gorzkie „Myjcie owoce!" nie tylko przekonująco relacjonuje tragiczny nonsens, jakim był osławiony proces kobryński, ale w sposób rzetelny i sugestywny odpowiada na ważne dla mnie pytanie: jak to jest, gdy reporter dokądś przyjeżdża, jak widzi miejsce, które na czas pisania o jego losach ma za zadanie zmienić w centrum planety? O znakomitej „Ostatniej bitwie” Brandysa – znów niecierpiane przez Szczygła wątki wojenne, do których uwzględnienia zmuszały go wyłącznie współpracownice oraz zdrowy rozsądek – „Ostatniej bitwie”, niebywale plastycznej i nastrojowej (tak, to właściwe słowo, choć brzmi dziwacznie; narrator, dawny uczestnik bitwy pod Kockiem, po osiemnastu latach odwiedza miejsce, w którym się rozegrała: znowu dokoła płonący jesienny pejzaż, ale już cichy, już zupełnie niewinny, a wciąż będący materialnym nośnikiem żywej pamięci). Nie mogę też nie wspomnieć o Osmańczyku i o jego „Na pobojowisku” – opowieść o Opolszczyźnie tuż powojennej – gdzie z satysfakcją odkryłam nazwę własnego miasta powiatowego, zazwyczaj omijanego szerokim łukiem przez piśmiennictwo wszelkiego autoramentu, literatury faktu nie wyłączając.

O wielu innych, które mnie poruszyły, coś uczyniły bliższym i bardziej znanym, nie piszę słowa, nie chcąc zmienić recenzji, i tak dość długiej, w niekończący się wykaz samych tytułów. Mogę jednak zapewnić, że choć nie wszystkie teksty są tu perłami wyjątkowej świetności, nie za wszystkimi stoją wielkie nazwiska, nie wszystkie kwestie, jakie w nich poruszono, wyglądają od razu na takie sprawy, które są w stanie nadać naszemu sercu ostrzejszy rytm – każdy tekst w antologii wart jest uwagi. One naprawdę pozwalają usłyszeć szum rzeki czasu. Pięknej i groźnej, i mimo że jej wody już przepłynęły, wciąż nam dostępnej właśnie za sprawą książek takich jak ta.

[1] Mariusz Szczygieł, "Reporter z krainy Mitologia", w: "100/XX. Antologia polskiego reportażu XX wieku", t. 1, 1901–1965, wyd. Czarne, 2014, s. 248.
[2] Jan Parandowski, "Dwie wiosny", w: "100/XX...", dz. cyt., s. 253.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1021
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: