Nie spodobała mi się książka
Uciekaj, Króliku (
Updike John)
- wymęczyła mnie solidnie. Nie wiem, czemu, ale nie umiałem przeczytać więcej niż 30 stron dziennie.
Nie potrafię postawić więcej jak 3.0, bo nie chciałbym po prostu wracać do Królika Angstroma, ani nawet do Updike'a. Jest tu poruszonych wiele ważnych tematów, nawet jakby nastraja do dyskusji, pisane jest ciekawym językiem (krótkie przeploty strumienia świadomości bohaterów), trochę zepsutym przez archaiczne i dziwaczne tłumaczenie (np. most Golden Gate przetłumaczony na Złote Wrota, dzisiejsza "nimfomanka" funkcjonuje jako "frygida").
Równocześnie jednak autor stworzył nieprzyjemnych, odpychających, dennych bohaterów. Tytułowy Harry "Królik" Angstrom to niezły dupek, który mówi "kocham cię" mają na myśli "chcę z tobą kopulować" - nie "kochać się" czy coś innego. Jego imię (jak i wiele innych mian w powieści - np. pastor Eccles, kojarzący się z "ecclesia" czyli "kościół") może wiele znaczyć - nazwisko Angstrom przywodzi na myśl jednostkę długości skali atomowej; królik-zwierzę znane jest ze swoich chęci prokreacyjnych, a także z płochliwości i "życia w nieustannej ucieczce". Żona Królika, Janice, przez całą ciążę kopci wagony papierosów i co dzień upija się whisky. Mnóstwo postaci plącze się po okolicy w poszukiwaniu szybkiego, niezobowiązującego romansu, którego chwilę potem żałują.
Jednym z najistotniejszych chyba motywów powieści jest ucieczka przed odpowiedzialnością - tematyka aktualna bardzo i dziś. Updike chciał sportretować epokę - schyłek lat 50. XXw., zaś wyszła mu celna, choć męcząca w wykonaniu, diagnoza choroby toczącej ludzki gatunek do dziś. Choroby, która w kolejnych latach posunęła się katastrofalnie: człowiek tym różni się od zwierzęcia, że potrafi hamować i kierunkować swoje instynkty - nie ulegać im, ale i nie zaprzeczać. Królik jest zwiastunem rewolucji seksualnej lat 60., hedonizmu płciowości bez odpowiedzialności ("bezrefleksyjnych ekscesów erotycznych", jak to określiła Dot w recenzji
Rok z życia mazurskiej Bridget Jones ), zwierzęciem tkwiącym wciąż w dziecięctwie. Dziś ludzie coraz mniej chcą różnić się od zwierząt - chcą bezrefleksyjnie kopulować, popchnięci tylko chwilowym zastrzykiem hormonów i pożądania, odrzucając klasyczną etykę i wzorzec struktury rodziny, czerpać z życia, nie budując niczego dla pokoleń przyszłych, pozostawiając wszystko losowym zdarzeniom oraz darwinizmowi społecznemu, licząc na samoregulujące mechanizmy natury - a równocześnie ową naturę "poprawiając" właśnie w owych mechanizmach, dążąc jedynie do zwiększenia przyjemności.
Nie wiem, czemu książka aż tak do mnie nie trafia, czemu mnie tak męczy? Nie da się ukryć, że tak sam Królik, jak i inne postaci, są całkowicie obce mojemu postrzeganiu świata. Ale to za mało, by czuć odrazę. Może po prostu pustka ich życia, owo patrzenie w przyszłość nie dalej jak na angstrem, powoduje złość, znudzenie i poczucie bezcelowości lektury podobne do bezcelowości życia bohaterów?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.