Pogoblinowo :).
Spotkanie rozpoczęło się około 14, ale nie wszyscy przybyli punktualnie.. i nie mam tu na myśli siebie, choć oczywiście dotarłam po czasie. Ale dzisiejszą atrakcją spotkania byli - TADAM! WERBLE! - Olimpia i Jarek w roli świeżego małżeństwa :)!!! Świeżutkiego, zaledwie jednodniowego, jakoby sok marchewkowy! Zresztą wyglądali równie świeżo, uroczo i kusząco, mimo niewyspania i rozedrgania po ślubnych emocjach. Po raz kolejny w imieniu wszystkich obecnych na spotkaniu biblionetkowiczów: WSZYSTKIEGO PIĘKNEGO MŁODEJ PARZE! Odśpiewaliśmy "Sto lat" oraz zażądaliśmy, żeby nie było "gorzko", wręczyliśmy również kosz z kwiatami, poutykanymi pomiędzy książki - nasi Bohaterowie wyglądali na ukontentowanych, choć podział ról jest jasny.. Jarek dźwiga, Olimpia czyta :). Weselne ciasta były tak pyszne, że ostatni kawałek Chen wyrwała mi z gardła, a kiedy zaczęłam szlochać i ostentacyjnie unosić się honorem, odjęła sobie od ust i podzieliła go na pół ;). Do tej pory wzruszam się na myśl o czekoladowej polewie na niebiańsko puszystym serniku.. i na myśl o Jarku w ślubnym stroju :). Niestety, zdjęcie było tylko jedno, w dodatku nie ślubne, a przymiarkowe - według naszych Młodych, oglądanie całej sesji będzie dobrym pretekstem do kolejnego spotkania (zupełnie, jakbyśmy potrzebowali pretekstu!). Ale trzymam za słowo, bo opisy ceremonii zapowiadają naprawdę niesamowite widoki :).
A propos widoków - bardzo przyjemnie dla mych ócz prezentował się właściciel Rudego Goblina, który od razu wyglądał mi na "naszego" - i okazało się, że czyta mnóstwo, więc trochę nasz jest. Dostał od Dot zakładkę b-netkową, więc może ten ładny pan będzie nam towarzyszył częściej.. ale panów było więcej! Był też "facet Aquili" - sam się tak nazywa, coby nie poginęły mu książki ;). Facet Makrauchenii, Krzysiek, odmówił przyjęcia tego miana, i znajdzie sobie inne, a wtedy czym prędzej założy konto i będzie uczestniczył w dyskusjach. Widziałam jeszcze kilku innych panów, ale nie wiem, czy chcą, żeby ich ujawniać?.. w każdym razie Marylek na pewno ich wymieni na liście obecności :). Zjawił się też jeden świeżutki biblionetkowicz, Wojtek, który prawie wcale się nas nie przestraszył, a w dodatku dzielnie odpierał książkowe ataki - ale w końcu coś ze sobą zabrał, żeby mieć powód do przyjścia na następne spotkanie. Choć my jesteśmy najlepszym powodem :).
Jak zawsze, spotkanie owocowało w książkowe wymiany - nawet ci, którzy obiecywali, że nic nie wyniosą, wrócili z torbami.. moją "babcię spod podłogi" chciał ukradkiem zabrać Marylek (a przecież wiadomo, że od ukradka się puchnie i umiera!), na indyjską opowieść o mrocznych sekretach i groźnej heroinie skusiła się Stephanie (zakrzyczeliśmy ją, po prostu), a "Poszerzenie pola walki".. właśnie, kto wziął firminowego Houllebecque'a? Stosiki były wszędzie, mało kto pilnował swoich książek, no i poplątanie z pomieszaniem :). Muszę jeszcze nadmienić: Neska od bardzo dawna nie skubie mimochodem cudzych książek! Bo się dzisiaj skarżyła, że wypominam jej to skubanie od pierwszego spotkania ;).
Uffff.. co jeszcze? Sami wiecie, że wszystkiego nie da się opisać :). Poza tym jest już ciemno, a reniferze dawno powinny spać :P.