Przedstawiam
KONKURS nr 94 pt.
NIEDŹWIEDZIE, NIEDŹWIADKI i MISIE, który przygotowała
dot59:
Powszechnie wiadomo, że o tej porze roku każdy stary (i młody jak najbardziej też) niedźwiedź mocno śpi i do pobudki ma stosunek co najmniej niechętny. Ale przecież na naszych półkach drzemią niezliczone literackie niedźwiedzie, niedźwiadki, misie - dzikie lub oswojone, z krwi i kości, pluszowe, albo… no, sami zobaczycie… które tylko czekają, żeby je zbudzić i rozpocząć z nimi przygodę. Z bólem serca ominęłam kilka uroczych, ale nader rzadko odwiedzanych mateczników, gdzie prócz mnie gościło tylko parę osób albo i zgoła nikt. Ale w reszcie można buszować do woli.
Niedźwiedź/miś będący głównym bohaterem - jeżeli pada w tekście jego imię - oznaczony jest jako Iks, zaś inne postacie kryją się pod kryptonimami kolejnych niewiadomych, albo jeśli nie są zbyt łatwe do rozpoznania, pod inicjałami imion/ nazwisk.
Termin nadsyłania odpowiedzi upływa
13 stycznia (środa) -
godz. 23:00.
Za każdy fragment można otrzymać 2 punkty – odpowiednio po jednym za autora i tytuł jeśli ktoś odgadnie do trzech razy, a po pół, jeśli za czwartym lub dalszym razem - maksymalnie 60 punktów. Jeżeli dwie osoby zdobędą tyle samo punktów, o kolejności na podium zdecyduje data i godzina nadesłania ostatniego maila.
Odpowiedzi wysyłajcie na adres:
[...]
W tytule wpiszcie: (nick) na tropie niedźwiedzi.
Jeżeli nie życzycie sobie podpowiadania, czy coś czytaliście, zaznaczcie to w pierwszym mailu.
W dni robocze będę odpisywać na maile po południu i wieczorem (ale raczej nie po północy, gdyż jestem niedźwiedzicą… przepraszam, kobietą pracującą i muszę się zrywać z gawry… to znaczy, z łóżka… o świcie).
Jeśli coś przeoczyłam, proszę o wyrozumiałość, gdyż to mój pierwszy konkurs.
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE:
Dzieci lubią misie, misie lubią dzieci…
1.
Naraz usłyszał Iks gruby głos tuż nad sobą:
- Czego tu szukasz, mój mały?
Podniósł Iks głowę i zobaczył Dużego Niedźwiedzia. Już, już miał ochotę uciekać nasz mały niedźwiadek. Spostrzegł jednak, że Duży Niedźwiedź uśmiecha się przyjaźnie i że wcale nie jest groźny. Więc Iks opowiedział Dużemu Niedźwiedziowi o tym, po co przyszedł do lasu. I o swoim zmartwieniu, że drzewka teraz nie są zielone.
- Oj, Iksie, Iksie! - roześmiał się Duży Niedźwiedź, aż w lesie zadudniło. - Przecież widziałeś, jak w jesieni opadały liście z drzew. Drzewka teraz śpią.
2.
Iks rozłożył obrus na stole i postawił na nim spory garnuszek miodu, i razem z Igrekiem zasiedli do śniadania. I gdy tylko siedli, Igrek nabrał pełne usta miodu… po czym spojrzał w sufit z głową przechyloną na bok, mlasnął parę razy językiem i powiedział stanowczym tonem:
- Igreki nie lubią miodu.
- Ach - rzekł Iks i starał się, aby to brzmiało Smutno i Żałośnie - myślałem, że one lubią wszystko.
- Wszystko prócz miodu - powiedział Igrek.
3.
I na arenę weszły ociężale dwie Niedźwiedzice, trzymając się za łapy i tańcząc w takt powolnej muzyki.
Niedźwiedzice poważnie i uroczyście zaczęły się obracać dookoła areny, a gdy skończyły swój taniec, dygnęły niezgrabnie przed publicznością i większa z nich odezwała się w te słowa:
Przedstawiam się państwu: jestem Wielka Niedźwiedzica,
Znają mnie wszyscy, a to młodsza moja siostrzyca.
Jako przedstawicielki niedźwiedziego rodu
Prosimy najpokorniej o plasterek miodu.
Chętnie przyjmiemy więcej, bo w naszej kryjówce
Jest już pusto… już pusto…
- …
Już pusto - wtórowała jej druga.
Obydwie niedźwiedzice, Wielka i Mała, jąkały się i mamrotały popatrując wzajemnie na siebie.
- Czy nie pamiętasz, jak to idzie dalej?- zasłaniając pysk łapą, szepnęła Wielka Niedźwiedzica.
- Nie, nie pamiętam - potrząsając głową odparła mniejsza. Patrzyła niespokojnie w ziemię, w gwiaździsty pył areny, jakby w nadziei, że znajdzie tam brakujące jej słowa.
Ale w tym momencie publiczność uratowała sytuację. Z widowni posypało się gradem mnóstwo plastrów miodu. Obydwie Niedźwiedzice przyjęły te dary z ulgą i schyliwszy się zaczęły je podejmować z ziemi.
4.
- O rany! - powiedział sanitariusz na widok Iksa, leżącego bez sił na kanapie. - I co my tu mamy? Powiedziano mi, że to nagły przypadek. Nikt nie wspominał, że chodzi o niedźwiedzia.
- Nagłe przypadki dotyczą tak samo niedźwiedzi, jak wszystkich innych - powiedziała pani Igrek. Stanowczo. - A teraz idźcie po nosze, i lepiej się pośpieszcie.
Sanitariusz podrapał się po głowie.
- Nie wiem, co powiedzą w szpitalu - powiedział z powątpiewaniem. - Mają tam oddział dla pacjentów leżących i dochodzących, lecz nigdy nie natknąłem się na oddział dla niedźwiedzi.
- No cóż, skoro nie mają, to będą mieli - powiedziała pani Igrek. - I lepiej, żeby ten niedźwiedź zaraz się tam znalazł.
5.
- Coś podobnego!- wykrzyknął Iks, który nagle zrozumiał wszystko. - I pomyśleć, że ja tam byłem! Mogłem cię poznać osobiście od razu!
- Gdzie byłeś? - zaciekawiła się B.
- Za szosą. Słyszałem całą tę awanturę. I widziałem. Nikt nie rozumiał, co się dzieje, bo wszyscy myśleli, że ja tam jestem…
- Przecież byłeś? - zdziwiła się B. - Sam mówisz…
- Ale ja byłem z drugiej strony - wyjaśnił Iks. - I później. A ty byłaś z pierwszej strony. I wcześniej. I to ciebie gonili na tych baliach. I do ciebie podobno jakiś głupi człowiek strzelał…!
Na myśl, że ten głupi człowiek mógł w B. trafić, Iksowi prawie zrobiło się słabo. B. potraktowała to pobłażliwie.
- Zawracanie głowy - rzekła. - Strzelał śrutem na kaczki. Znam się na tym, bo w tamtym lesie, który się spalił, często robili polowania. Zdenerwowała mnie tylko ta cała reszta, te hałasy i tak dalej, i zdaje się, że próbowali mnie wepchnąć do jakiejś klatki. Rzucali we mnie kamieniami, nie lubię tego. W końcu tak mnie zirytowali, że miałam wielką ochotę odwrócić się i kogoś z nich podrapać, powstrzymałam się, bo mówiono mi, że tego robić nie wolno. Jeden podrapany człowiek zatruje życie wszystkim niedźwiedziom, tak słyszałam, więc uważałam, że nie warto się narażać.
6.
W każdym razie niedźwiedź chyba niespecjalnie zły, bo teraz chętniej sypia w swej norze. Dawniej lubił sypiać po znajomych. Szedł do kogoś, pukał. Ten ktoś: „A, to pan niedźwiedź, dzień dobry, panie Iksie, witam, co sprowadza, prosimy, prosimy…”, ale Iks nawet nie odpowiadał na pytania, tak jakby ich nie słyszał, tylko bez słowa mijał zdumionego gospodarza i kierował się prosto do sypialni. Tam kładł się na barłóg i natychmiast zasypiał. Gospodarz chwilę stał bezradnie nad chrapiącym gościem, ale ponieważ najczęściej bywało to w dzień, więc szedł sobie spokojnie do swoich zajęć i zbytnio mu to nie przeszkadzało. Nie to, żeby Iks nie miał swojej własnej nory, owszem, miał, ale wolał sypiać po znajomych, bo weselej. A teraz u siebie ma wesoło i śpi, zadowolony.(…) Śpi w domu oczywiście z wyjątkiem tych nocy, kiedy idzie do pracy przy dzieciach. M. niechętnie na to patrzy, zwłaszcza, gdy dziećmi są dziewczynki, ale zgodziła się, bo za to wpada trochę pieniążków. „Żywy Miś usypia dzieci” - takie dał ogłoszenie i jak któreś dziecko nie może spać, to prosi Rodziców, żeby mu wynajęli Żywego Misia Do Przytulenia. A misiowe spanie jest tak zaraźliwe, że działa lepiej niż środki nasenne, a nawet niż czytanie bajek.
7.
Na wszystko też zaklinam, nie wymawiajcie nawet słowa "kuśnierz", dopóki będziecie w promieniu stu mil od domu Iksa, ani też takich wyrazów, jak "kożuch", "futro", "mufka" i podobne. On umie zmieniać skórę i czasem jest ogromnym czarnym niedźwiedziem, a czasem wielkim silnym czarnowłosym człowiekiem o potężnych barach i bujnej brodzie. (…) Nie jada mięsa zwierząt domowych ani dzikich, nie poluje też nigdy. Ma wielką pasiekę, a w ulach ogromne, bardzo cięte pszczoły, żywi się też przeważnie śmietaną i miodem. Jako niedźwiedź wędruje daleko. Widziałem go kiedyś na szczycie Samotnej Skały, zapatrzonego w księżyc, który zachodził za Góry Mgliste, i dosłyszałem, jak mruczał w języku niedźwiedzi: "Przyjdzie kiedyś dzień, że oni wyginą, a ja powrócę!"
8.
Ogromny brunatny niedźwiedź, stary i poważny, cieszył się bystrością swego ucznia, młode wilczki bowiem z całego kursu prawa nie chcą niczego innego się uczyć, oprócz tego, co dotyczy ich gromady i rodu, i zwijają chorągiewkę, jak tylko są w stanie powtórzyć zwrotkę myśliwską: "Nogi kroczące bez szelestu, oczy przebijające ciemności, uszy na wiatr czułe i wyostrzone kły białe - to są oznaki, po których poznajemy naszych braci, oprócz szakala T. i hieny, których nienawidzimy". (…) Dziecko umiało równie dobrze wdrapywać się na drzewa, jak pływać, a pływać równie dobrze, jak biegać, Iks zatem, jako profesor prawa, uczył je praw leśnych i wodnych: jak odróżnić gałąź spróchniałą od zdrowej, jak przemawiać grzecznie do pszczół dzikich, gdy niespodziewanie spotka się z ich rojem na wysokości pięćdziesięciu stóp nad ziemią, jakimi słowy przepraszać M., nietoperza, gdy przypadkiem zbudzi go w gęstwinie wśród białego dnia, jak uprzedzać węże wodne w jeziorach, że zanurza się w wodzie.
Mały miś …
9.
Chwilę patrzał w krąg badawczo, a potem tyłem jak rak zsunął się w dół pnia na ziemię. Skrzeknął żałośnie, ale matka ani drgnęła. Zbliżył się więc do niej i stanął tuż obok nieruchomego łba, chłonąc powietrze przesycone ludzką wonią. Potem polizał pysk N., wsunął nosek pod jej szyję i wreszcie targnął ją za ucho, co stanowiło zazwyczaj niezawodny środek, aby ją zbudzić ze snu. Był bardzo zdziwiony. Pisnął cichutko, wgramolił się na wielki, puszysty grzbiet matki i usiadł na nim. W jego skomleniu ozwała się dziwna nuta, z gardła wydarł mu się bolesny lament jak płacz małego dziecka.
10.
Skoczył do zagródki, gdzie na śniegu siedziała mała biała kulka, podobna na pierwszy rzut oka do szczeniaka owczarka. Czarne ślepka patrzyły ciekawie na przybysza. Czarny, wilgotny nosek zawęszył niespokojnie. Niedźwiadek długo, ostrożnie obwąchiwał chłopca i wreszcie szorstkim, ciepłym językiem liznął wyciągniętą rękę. Przyjaźń była zawarta. (…) Następnego ranka niedźwiadek zapiszczał radośnie na widok swego opiekuna. Pisk przeszedł w pełne zadowolenia posapywanie, kiedy P. z kieszeni wyciągnął puszkę, na dnie której chlupało trochę skondensowanego mleka. Nalał na palec i dał do polizania niedźwiadkowi.
- Masz, pij, zaoszczędziłem dla ciebie - mówił poważnie, chociaż szorstki język łaskotał mu dłoń. Zwierzątko przymykało ślepki i zadowolone posapywało wciąż jak mały parowóz.
Jestem sobie (niekoniecznie)
mały miś, znam się z ludźmi (i nie tylko)
nie od dziś…
11.
- (…). U nas w K., choć prosty szlachecki dom, to jeden jest u bramy na łańcuchu, coby strzegł od złodziei. A u pana podstolego w B. kto drwa rąbie do piekarni? Taże niedźwiedź, za parobka go mają. A ona, znaczy się niedźwiedzica, to znowuż jest za dziewkę, do stołu posługuje. Ino jak ciasto na miodzie upieką, to w szopę oba trza zamykać, bo z rąk wydzierają i ryczą strasznie. Raz pani podstolina zapomniała się i szła bez podwórze, piernik pogryzając. Miśka hyc za nią, dogoniła i odbiera gwałtem. Tak pani ją kułakiem w pysk raz i drugi; dobrze, że rękę ma ciężką, bo ledwie że odegnała.
- Jakże to… a niedźwiedzica nic?
- Coże miała robić, uciekała skomląc jak pies. Ale co kawał piernika udarła, to udarła.
12.
Nie za mojej pamięci były dwa niedźwiadki. Te potrafiły kurom piasek sypać, aż gdy kokoszki zbliżyły się, zabijały je łapą - bac! - z ukontentowaniem. Sadownicy przylatywali z wrzaskiem: jeden niedźwiedź na jabłoni siedział i trząsł, a drugi jabłka zbierał i ryczał na Ż., po czym zgodnie szły trząść następne drzewko. Kucharza raz mało szlag nie trafił: wyszedł na chwilę z kuchni, a wróciwszy- zastał Misia mieszającego rozrobione ciasto, do którego sam wlał hładysz śmietany. (…). Przemyślni misiutkowie z zamiłowaniem uprawiali polowanie na pastuchów: wyczekawszy w krzakach, aż ci nakładą kartofli do ogniska i powyjmują z toreb chleb i ser, wypadali z rykiem wielkim i z zadowolonym mruczeniem zasiadali do śniadania.
13.
W tym zamiarze i właśnie w tym samym momencie
Niedźwiedź wyszedł z matecznika
I człowiek nagle na drogi zakręcie
Z Misiem nos w nos się spotyka.
Zadrżał, w oczach mu ściemniało:
"Otożem - myśli - sprawił sobie łaźnię!"
Lecz Miś, choć gbur jakich mało
Kiwnął nań łapą przyjaźnie
I mruknął: "Pójdź waść ze mną, zjemy trochę miodu."
"Panie - rzecze ogrodnik - jam już po obiedzie,
Ale racz wstąpić do mego ogrodu:
Mam owoce, miód, mleko. Panowie niedźwiedzie
Lubią przysmaki, więc proszę sąsiada:
Czym moja chatka bogata, tym rada".
Miś się zgodził z ochotą: nim zjedli wieczerzę,
Zwierz pokochał człowieka, człek polubił zwierzę
I gdy miód rozczulił obu,
Przysięgli sobie przyjaźń aż do grobu.
14.
(…) na podłożu z zamarzniętego błota stała dziwaczna przybudówka. Na jej tle w przyćmionym świetle padającym z tylnego okna baru widać było zgarbioną postać - olbrzymi jasny kształt ogryzający kawał mięsiwa trzymany w przednich łapach. L. zdawało się, że dostrzega poplamiony krwią pysk, wrogie czarne oczka i brudne, splątane żółte futro. Ogryzając udziec, niedźwiedź wydawał obrzydliwe odgłosy; warczał, mlaskał i cmokał.
Ojciec C. stanął przy bramie i zawołał:
- Iksie!
Niedźwiedź przerwał jedzenie. Mężczyźnie i dziewczynce wydawało się, że wielkie stworzenie patrzy bezpośrednio na nich, nie byli jednak w stanie wyczytać czegokolwiek z wyrazu jego pyska.
15.
- Niedźwiedźka, hi hi hi!- zachichotał P., po czym znów zaczął szeptać.
- On jest oną niedźwiedziem? - spytał I. i zerknął przez ramię.- Skąd wiesz, co… Niważne, nie mówi mi. On…ona… nie idzie.
Twarz P. wydłużyła się w wyrazie rozczarowania, a dolna warga zadrżała mu rozpaczliwie, ale I. nie dał się przekonać. Nie miał zamiaru chodzić między drzewami w towarzystwie dzikiego bądź co bądź niedźwiedzia.
- Nie idzie - powtórzył z naciskiem. - A jak przegapimy koronacje, ty bedziesz sie tłumaczyć C. I gadam ci, co jak nas tu złapi zima, zrobie nam z twoi przyjaciółki ciepły kocyk, bo łobedre ją ze skóry! A jak…
Niski jęk P. przerwał tę tyradę, bo I. wyraźnie usłyszał w głosie brata nutkę rezygnacji.
Zielonobrody B. minął I. i podszedł do niedźwiedzicy. Przez chwilę drapał zwierzę delikatnie za uszami, wyciągając kleszcze i delikatnie kładąc je na ziemi. (…). Kilka chwil później niedźwiedzica P. odeszła kołyszącym krokiem, a choć P. utrzymywał, że według niego była smutna, I. nie dostrzegł w jej zachowaniu żadnej zmiany.
16.
Pewnej niedzieli, gdy jak zwykle wzięty został na łańcuch i jego pani przeszła już połowę drogi w lesie, nagle wydało jej się, że słyszy za sobą na krętej ścieżce trzask łamanych gałązek. Odwróciła się i z przerażeniem ujrzała niedźwiedzia nadbiegającego truchtem. Zazwyczaj zwierzę to robi wrażenie, jakby poruszało się bardzo powoli, ale kłus jego znacznie jest szybszy od biegu konia. Po chwili już ją dogonił i sapiąc oraz węsząc jak pies, zajął zwykłe miejsce przy jej nodze. Pani była oburzona. Spóźniła się już na lunch i nie miała czasu odprowadzić go do domu, a nie chciała brać zwierzęcia ze sobą. Poza tym urwanie się z łańcucha było jawną niegrzecznością i nieposłuszeństwem. Najsurowszym tonem rozkazała mu wrócić i pogroziła parasolem. Zastanowił się chwilę, popatrzył na nią przebiegle i, nie myśląc o odejściu, dalej ją obwąchiwał. Nagle pani spostrzegła, że zgubił nową obrożę, co ją rozgniewało jeszcze bardziej. Uderzyła go tak mocno po nosie, że złamała parasol. Niedźwiedź stanął zaskoczony, potrząsnął łbem i kilkakrotnie otworzył szeroko dużą paszczę, jakby chciał coś powiedzieć.
Wreszcie odwrócił się i zaczął iść z powrotem drogą, którą przyszedł. Od czasu do czasu przystawał i patrzył za swą panią, dopóki nie stracił jej z oczu. Gdy wieczorem powróciła do domu, zastała go siedzącego przed budą na zwykłym miejscu i najwidoczniej zmartwionego położeniem. Podeszła do niego i bardzo surowym tonem złajała go, mówiąc, że nie dostanie ani jabłka, ani kolacji, a poza tym będzie musiał dwa dni siedzieć na łańcuchu. Stara kucharka, która kochała go, jak gdyby był jej synem, wybiegła oburzona z kuchni.
- Czemu się pani na niego gniewa- zawołała - przez cały dzień był najgrzeczniejszy! Niech go Bóg ma w swojej opiece! Siedział tak cichutki jak aniołek i ciągle spoglądał na drogę, którą pani musiała przyjść.
Jak się okazało, niedźwiedź spotkany w lesie był obcy…
17.
- Waść, miły szwagrze, akademię smorgońską znałeś? - zwrócił się do jadącego obok chorążego litewskiego Rzewuskiego.
- Nie miałem zaszczytu.
- Żałuj, panie kochanku! Niedźwiedziów tam edukowano, że potem każdy za dobrego dworzanina starczył. Bywało, nieraz jadę do sąsiada w gości, na koźle niedźwiedź okrutny powozi, panie kochanku, a z bata pali, że Matwiej lepiej nie potrafi… Za kolasą dwa niedźwiadki miasto hajduków stoją… Niedźwiedź drzwi kolasy otwiera… Ale co tam! Przyjeżdża raz do mnie ksiądz biskup smoleński i patrzy: ja dyktuję, a miś, mój sekretarz, pisze.
- Nie może być!
- Czekaj no, panie kochanku - omyliłem się. Tak było: ja piszę…
- A on dyktuje?
- Głupiś, panie kochanku. Choć mnie stolnik litewski niedźwiedziem nieświeskim nazywa, przecie pod dyktando niedźwiedzie nie piszę… Ja list skrybowałem, niedźwiedź zasię piasek z piaseczniczki sypał i pieczętował jak kanclerz. Piękna była akademia! Incydent fatalny, panie kochanku, żałosny jej koniec położył. Pachołki psubraty spóźniły się kiedyś ze śniadaniem i głodne elewy całe gremium profesorskie zjadły…
Jak się zbudzi, to nas zje (albo nie)…
18.
(…) Iks powoli oddalił się w kierunku, z którego przybył. Nisko zwiesił wielki łeb, a pazury jego szczękały po kamieniach jak kastaniety z kości słoniowej.
Igrek dopiero teraz poczuł, że jeszcze oddycha i że serce mu bije. Westchnienie niby szloch wyrwało mu się z piersi. Wyprostował się, ale nogi mu osłabły.
Czekał minutę, dwie, trzy. Potem ostrożnie dotarł do zakrętu, za którym znikł niedźwiedź. Nie dojrzał go już. (…). I dopiero gdy Igrek zasiadł już w siodle, zrozumiał, że jest ocalony. Wybuchnął wtedy nerwowym, urywanym, radosnym śmiechem. Badając dolinę nabił fajkę świeżym tytoniem.
- Ty wielki, wspaniały misiu!- zaszeptał i każdy nerw drżał w nim cudownym podnieceniem, gdy po raz pierwszy odzyskał głos.
- Ty… ty bestio o sercu wspaniałomyślniejszym od serca człowieka!
I półgłosem kończył, jak gdyby sam nie zdawał sobie sprawy, że mówi:
- Bo wiesz co, stary, gdybym ja cię tak osaczył, jak ty mnie, to bym cię wyprawił na tamten świat! A ty? Ty osaczyłeś mnie i darowałeś mi życie!
19.
Wtem nad głową usłyszał szum sosen, na twarzy uczuł silny powiew, ciągnący od strony błota, a jednocześnie do jego nozdrzy doleciał swąd niedźwiedzi.
Nie było teraz najmniejszej wątpliwości: szedł miś!
Igrek jednej chwili przestał się bać i pochyliwszy głowę, wytężył wzrok i słuchał. Kroki zbliżały się ciężkie, wyraźne, swąd czynił się ostrzejszy; wkrótce dało się słyszeć sapanie i pomruk.
"Byle nie szło dwóch!" - pomyślał Igrek.
Ale w tej chwili zobaczył przed sobą wielki i ciemny kształt zwierzęcia, które idąc z wiatrem, do ostatniej chwili nie mogło go zwietrzyć, tym bardziej, że zajmował je zapach rozsmarowanego po pniach miodu.
- Bywaj, dziadku! - zawołał Igrek wysuwając się spod sosny.
Niedźwiedź ryknął krótko, jakby przerażony niespodziewanym zjawiskiem, lecz był już zbyt blisko, aby mógł się ratować ucieczką, więc w jednej chwili podniósł się na zadnie łapy rozwarłszy przednie jak przy uścisku. Tego właśnie czekał Igrek (…)
20.
Wtedy właśnie usłyszała za sobą hałas. Zaskoczył ją, bo nie było to ani wycie, ani pohukiwanie. To było sapanie. Sapanie stworzenia, które wciągało powietrze, a potem powoli je wypuszczało. Dużego stworzenia.
Odwróciła się.
Dwadzieścia metrów od niej, na skraju polany, na czterech łapach stał brunatny niedźwiedź. Przekrzywiając głowę, patrzył na nią czujnymi oczkami.
Zamarła. Nigdy w życiu nie widziała niedźwiedzia. Nie wiedziała, że żyją w tych lasach. Nie pamiętała, czy są mięsożerne, łagodne, czy trzeba do nich podejść, stać w miejscu, czy coś zaproponować, żeby podeszły i jadły z ręki. Nie miała pojęcia. Pomyślała jednak, że każde zwierzę, tak wielkie, włochate, stojące na czterech łapach i czujne, na pewno nie podejdzie i nie będzie jeść z ręki. Czy niedźwiedź może ją dogonić? To przecież nie tygrys, czy niedźwiedzie w ogóle potrafią biegać? Wyglądał tak niezgrabnie i nieruchawo. I był nieruchawy. Stał na czterech łapach, z podniesioną małą głową, wpatrzony w nią małymi oczkami.(…)
- Spokojnie, misiu - powiedziała cicho.
Niedźwiedź wypuścił powietrze.
- Dobry miś.
Niedźwiedź oddychał spokojnie.
- Powolny miś, śpiący miś, mały miś, odwróć się i odejdź ode mnie i od tej dziury, w którą miałeś wpaść. Nie chcesz, żeby przyszli po ciebie kłusownicy. Zabiją cię na pewno. Idź. Ratuj życie. Odejdź ode mnie.
Niedźwiedź powoli zaczął iść w jej stronę.
21.
Był to stary samotnik, o futrze poznaczonym wielu bliznami, z rozerwanym prawym uchem i o wściekłych oczkach nabiegłych krwią.
Wspiąłem się najwyżej, jak mogłem. Drżałem trzymając się kurczowo gałęzi. T. jednak odzyskał już oddech i spokój. Ułamał sporą gałąź i począł nią bić napastnika po nosie.
Zuchwałość T. dodała mi odwagi. Zacząłem więc też rzucać w niedźwiedzia małymi gałązkami i krzyczeć:
- O, M., niedźwiedziu, kosmaty bracie! Odejdź stąd, bo cię zabijemy i duch twój będzie musiał łazić po drzewach jak czerwona wiewiórka. A to przecież wstyd dla takiego wojownika jak ty.
A T.:
- O, M., niedźwiedziu, zły bracie! Mam już jedną skórę w swym namiocie, większą i czarniejszą niż twoja. Ale idą chłody zimowe i szukam drugiej skóry do swego namiotu. Jeśli więc chcesz zachować swe futro, odejdź i zostaw nas w spokoju!
Niedźwiedź przekonawszy się, że nie zdoła nas dosięgnąć, cofnął się powoli, zlazł z drzewa. Krzyczałem w upojeniu na przemian pochwały, groźby i wyzwiska. Ale znów umilkłem. Chytry wróg wpierw począł wyrywać korzenie, a potem próbował obalić całe drzewo, napierając nań cielskiem. (…) Na koniec niedźwiedź znudził się daremnymi próbami, ryknął jeszcze kilka razy coraz leniwiej i ciszej, w końcu opadł na cztery łapy, ziewnął i powoli odszedł w gąszcz młodych grabów.
22.
Jeszcze przed owym dniem odziedziczył, chociaż wcale tego dziedzictwa nie widział, wielkiego starego niedźwiedzia z okaleczoną w potrzasku łapą, który na obszarze prawie stu mil kwadratowych pozyskał sobie imię i określoną pozycję zupełnie tak, jakby był żyjącym człowiekiem: łączyła się z tym legenda o składach kukurydzy rozwalonych i spustoszonych, o prosiakach i maciorach, a nawet cielętach żywcem porwanych w las i pogruchotanych, o psach poszarpanych na śmierć i o strzałach oddawanych ze śrutówek, a nawet ze sztucerów zupełnie z bliska - a przecież nie skuteczniej niż gdyby to były ziarnka grochu wydmuchiwane z tuby przez dziecko; z głębi czasów, gdy chłopca jeszcze tu nie było, ciągnął się długi tunel zniszczenia i zagłady, którym bez pośpiechu, raczej z bezlitosnym, nieprzepartym spokojem ciągnącej lokomotywy sunęło ogromne kudłate zwierzę. Od lat ów nigdy nie widziany niedźwiedź biegł w świadomości chłopca, majaczył zwalisty w snach, zanim chłopiec zobaczył samą tylko nie tkniętą toporem puszczę, gdzie były jego zakrzywione niedźwiedzie ślady - kudłaty, przerażający ze swymi czerwonymi ślepiami, niezłośliwy, po prostu za duży, za duży dla psów, jakie usiłowały go osaczyć, i dla koni, jakie usiłowały go dopędzić, i dla ludzi i kul, jakimi on do niego strzelali; za duży nawet dla okolic, do jakich ograniczała się jego przestrzeń życiowa.
23.
Zaledwie pięć metrów dzieliło Igreka od zwierzęcia. Grizzly przyspieszył kroku, by jak najprędzej dosięgnąć dziwnej istoty, gdy naraz lasso śmignęło w powietrzu. Rzemienna pętla opadła na kudłaty kark, zacisnęła się mocno i szarpnęła niedźwiedziem. Grizzly ryknął straszliwie, uniósł się na zadnich łapach, przednimi próbując zrzucić zdradziecką pętlę.
Igrek pełen podziwu dla odwagi i sprytu Indianina natychmiast wykorzystał wspaniałą okazję do strzału. Uniósł sztucer, skierował lufę w pierś niedźwiedzia. Okiem wytrawnego strzelca wyszukał odpowiednie miejsce, po czym spokojnie nacisnął spust. Jeszcze nie przebrzmiało echo po pierwszym strzale, gdy Igrek nacisnął spust po raz drugi.
Olbrzymi niedźwiedź chwiał się na nogach. Przekrwionymi ślepiami spoglądał na przeciwnika. Naraz silne szarpnięcie arkanu powaliło go na ziemię. Grizzly osunął się jak ciężka kłoda, lecz zaledwie dotknął ziemi, C.O. podbiegł do niego i wbił swój długi nóż pod jego lewą łopatkę. Ostrożność ta była zupełnie zbyteczna. Jak się później okazało, oba strzały były nadzwyczaj celne. W sercu młodego grizzly tkwiły dwie kule.
Młodzi łowcy spojrzeli na siebie błyszczącymi oczyma. Przypadkowe upolowanie niebezpiecznego grizzly było nie lada wyczynem myśliwskim. Własnoręczne zabicie niedźwiedzia uprawniało ich do noszenia naszyjników sporządzonych z jego kłów i pazurów.
24.
(…) niedźwiedź kroczy,
Trafia na ciało, maca: jak trup leży;
Wącha: a z tego zapachu, który mógł być skutkiem strachu,
Wnosi, że to nieboszczyk i że już nieświeży.
Więc mruknąwszy ze wzgardą odwraca się w knieje,
Bo niedźwiedź Litwin miąs nieświeżych nie je.
Miś ma wszystko, co potrzeba, żeby misiem być…
(ale czasem czegoś nie ma albo coś jest nie takie, i wtedy…)
25.
Jestem niedźwiedziem z domowych rur, wspinam się rurami w godzinach ciszy, rurami od wody gorącej, od centralnego ogrzewania, od wentylatorów, przechodzę nimi z mieszkania do mieszkania, jestem niedźwiedziem rurowym.
Mam wrażenie, że mnie szanują, bo moja sierść trzyma ciepło w przewodach, bez chwili biegam po nich, bo niczego tak nie lubię, jak ganiać z piętra na piętro i ześlizgiwać się rurami. Czasami wysadzam łapę przez kran, a służąca z trzeciego piętra krzyczy, że się oparzyła, albo mruczę na wysokości piętra na drugim i kucharka W. skarży się, że piec źle ciągnie. W nocy biegam cichutko, ale za to jak najszybciej, przez komin wychylam się na dach, żeby zobaczyć, czy tam wysoko tańczy księżyc, i potem jak wiatr zapuszczam się do centralnego pieca w podziemiach. W lecie nocą pływam w cysternie na dachu skropionej gwiazdami, myję sobie buzię najpierw jedną, potem drugą, potem dwiema naraz i to sprawia mi wielką frajdę.
26.
Przelazł niezgrabnie przez ławę, zatoczył się i czknął potężnie. Brunatne kłaki na grzbiecie miał skudlone, zbrojne w pazury łapy rozczapierzał groźnie, ale na karku, brzuchu i bokach wisiały smętnie wiechcie słomy, jakby stwór zwykł sypiać w stodole.
Lazł niezgrabnie ku przybyszom, pokazując w rozwartym pysku kły długości ludzkiego palca.
E1 zerknął z niepokojem na E2, lecz o. sprawiał wrażenie raczej rozbawionego, niż przestraszonego.
- Co to jest? - wymamrotał niepewnie srokacz.
- Niedźwiedź - szepnął chłopak. - Ale…
- Mateczko Przeczysta! - jęknął t. z niedowierzaniem. - Wypchany!
Faktycznie, gospodarz imprezy, Iks, był wypchany słomą, a w dodatku kompletnie pijany.
27.
Niedźwiedzia nawiedza
Niedźwiedzia Niewiedza:
Co lepsze: w Głuszy wieść Niedźwiedzi
Żywot czy szukać Braw Gawiedzi?
Las? Cyrk? Duch kontemplacji czysty
Czy Misja oraz Los Artysty?
Gdy Niedźwiedź siedzi i się biedzi
Tym, że nie widzi Odpowiedzi,
Myśliwy jasnej mu Aluzji
Dostarcza przy użyciu Fuzji
28.
(…)Drzewa otworzą się - bramy śpiewne.
Natchnie mnie liści gorzki zapach.
Przyjdą zwierzęta - mruczące ciepło
na cichych łapach.
Knieje odwiną po liściu z purpury,
aż do jeziora mrocznego dna,
nad jeziorami postawią góry
te dłonie czyste jak ze szkła.
Będę rozmawiał z niedźwiedziem złotym
pod śliw ciężarem, pod jabłoniami
i tak się wolno zamkną gałęzie
i świat za nami.(…)
Po to misiem jest, żeby mieć coś do kochania i otarcia łez…
29.
Były wszędzie, na blatach stolików, za szklanymi drzwiczkami witryn, na krzesłach, na szerokich schodach.
- Jesteśmy kolekcjonerkami - przypomniała z dumą G.
- Ile udało się paniom zgromadzić?
- Z., moja droga, ile teraz mamy? - krzyknęła w stronę kuchni.
- Tysiąc osiemset sześćdziesiąt dwa - odpowiedział słaby głos.
- Z. ma je wszystkie skatalogowane na potrzeby ubezpieczenia.
Zaprowadziła Igreka do zamkniętej gabloty w salonie.
- To jest Iks, nasz oryginalny Steiff z guzikiem w uszku. Podobne do niego osiągają ceny do osiemdziesięciu tysięcy dolarów.
(…). Następne misie siedziały przy stole w jadalni. Każdy miał przed sobą pełne nakrycie, porcelanową i srebrną zastawę, a na kolanach położoną serwetkę. Wiele misiów miało na nosach okulary i czytało książki w bibliotece albo pracowało przy biurku. W całym domu znajdowały się grupy misiów odgrywających scenki. Jedne grały w krykieta, inne ubierały choinkę, żeglowały na łódkach w naczyniu z wodą, wyprowadzały misia w wózku na spacer, porządkowały ogród, popychając miniaturowe taczki. Chociaż zdawało się, że wszystkie mają takie same wesołe uszy i filcowe nosy, przyszyte usta i oczy z guzików, to każdy miał inny wyraz twarzy i osobowość.
30.
Nic tylko marzymy, bez końca, a nasze mrzonki wymykają nam się z rąk - prawie tak żywe, jak tylko potrafimy je sobie wyroić. Tak już jest, czy się to komu podoba, czy nie. A skoro nie chce być inaczej, wiecie, czego każdy z nas potrzebuje? Dobrego, mądrego niedźwiedzia.
==========
Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu