Dodany: 04.05.2016 09:23|Autor: Olga M.

Pszczoły i ludzie


"Historia pszczół" szturmem wdarła się do serc wielu czytelników, którzy nie szczędzą komplementów Mai Lunde – autorce znanej w swoim kraju przede wszystkim z powieści dla dzieci i młodzieży. Od czasu premiery w połowie kwietnia książka jest stałym gościem na blogosferze i myślę, że jeszcze przez długi czas będzie się tam pojawiać. Co takiego tkwi w powieści tej norweskiej pisarki?

Rok 2098 – Tao, chińska robotnica, zapyla ręcznie drzewa owocowe, bojąc się o cienkie gałązki, których złamanie może ją sporo kosztować. W świecie, w którym nie ma pszczół, każdy owoc jest na wagę złota, a każda para rąk musi wykonać ciężką pracę. Tao podąża wzrokiem za grupą ośmiolatków, których małe rączki i zwinne ciałka pozwolą na dokładne zapylenie kwiatów, i modli się o lepszą przyszłość dla swojego trzyletniego synka.

Rok 2007 – George, hodowca pszczół z wielopokoleniową tradycją, pragnie przekazać synowi rodzinne dziedzictwo. Nie jest w stanie zrozumieć, że Tom – student, który posmakował już życia poza farmą – marzy o zostaniu pisarzem. Mężczyzna z zapałem oddaje się pracy, nie przejmując się zbytnio wieściami o pszczołach, które masowo opuszczają ule…

Rok 1857 – William już dawno zapomniał o wielkich planach, by zostać poważanym naukowcem. Łóżko staje się jego jedynym przyjacielem, nie ma siły go opuścić. W głowie tli mu się jednak słabiutka myśl, by pokazać swojemu pierworodnemu, że nie jest bezwartościowym słabeuszem.

"Historia pszczół" to opowieść, w której możemy prześledzić nowy scenariusz apokalipsy budowanej z dnia na dzień przez człowieka, pragnącego kontrolować nawet najmniejszą cząstkę świata naturalnego. Słyszymy przecież o globalnym ociepleniu, o gatunkach zwierząt, które niebawem wyginą, o zbyt dużym eksploatowaniu surowców naturalnych. W wizji Lunde to pszczoły nas opuszczają. Pszczoły, które kojarzą nam się z miodem i bolesnymi użądleniami, z napastliwym bzyczeniem i, ewentualnie, z pewną niezbyt rozgarniętą bohaterką bajki dla dzieci. Nie myślimy jednak o ich pożyteczności, choć przecież nie bez kozery mówi się, że ktoś jest pracowity jak pszczoła. Autorka wykorzystuje te niesamowite istoty jako spoiwo swojej powieści o fascynacji nimi, symbiozie i rozpaczy po ich utracie, rozpaczy, w której tkwi głód i niepewność jutra.

Chociaż Lunde mówi o historii pszczół, a także historii ludzkości bez nich, to człowiek i relacje międzyludzkie wydają się najbardziej ją zajmować. Pomimo różnic kulturowych i zmian zachodzących na przestrzeni wieków, ludzie pozostają zaskakująco niezmienni – zajęci przede wszystkim zapewnieniem swojemu potomstwu sprzyjających warunków do życia. Nieważne, czy jest to usilne przypominanie synowi o nauce, czy wręcz przeciwnie, mówienie mu o roli pieniądza i tradycji w życiu. Autorka wyciąga na światło dzienne wszystkie kłótnie i przemilczenia, wszystkie ciężkie chwile ojców, którzy nie są w stanie zrozumieć swoich synów, wszystkie krzywe spojrzenia dzieci, powoli godzących się z tym, że miłość do rodziców bardzo często zabarwiona jest poczuciem wyższości. Robi to jednak nienachalnie, łącząc problematykę międzypokoleniowego braku zrozumienia z pozostałymi wątkami.

Żadna z historii nie wysuwa się na pierwszy plan, żadna z nich nie rości sobie prawa do bycia najważniejszą, choć nie da się ukryć, że najboleśniej odbiera się tę, która toczy się w Chinach w 2098 roku. Opowieść o opustoszałych miastach, wiecznym głodzie i władzy – prawie nieobecnej, lecz nadal groźnej – jest jedną z najsilniejszych stron "Historii pszczół". Mamy możliwość poznać nie tylko wizję świata bez tych owadów, ale także razem z Tao prześledzić wszelkie przyczyny i skutki działań człowieka, który pragnął oswoić naturę. Ta niesamowicie smutna wizja powinna być przestrogą dla nas, choć nie można powiedzieć, by autorka siliła się na moralizatorski ton. Jej powieść skłania do namysłu nad światem pszczół oraz światem ludzi i, co najważniejsze, nie zabiera nam nadziei.

Nie może być jednak zbyt słodko, prawda? Chociaż Lunde prezentuje wysoki poziom, jeśli chodzi o warsztat, opowiadane przez nią historie niektórym z Was mogą wydać się zbyt statyczne, pozbawione nie tyle akcji, co po prostu ikry. Bohaterowie są bardziej skupieni na własnym wnętrzu niż świecie zewnętrznym, dlatego niejednokrotnie drepczą w miejscu i nie pozwalają fabule ruszyć do przodu. O ile dla mnie nie jest to zarzutem, o tyle niektórzy mogą uznać tę powieść za zbyt spokojną i refleksyjną. "Historia pszczół" ma jednak mankament, który w pewnym stopniu zakłócił mi jej odbiór. Otóż autorka w pewnym momencie przychodzi do nas z zagadką (nie zdradzę tu, o co chodzi, gdyż może to zepsuć Wam przyjemność lektury). Dla uważnego czytelnika zagadka ta nie jest niczym nieoczywistym, Lunde zaś robi z niej wielkie odkrycie. Można to oczywiście złożyć na karb zasad obowiązujących w świecie przedstawionym, co jednak niezbyt mnie przekonuje. Połączenie wszystkich historii jest równie oczywistym zagraniem, nad którym pisarka mogła popracować trochę dłużej. Ale te drobne wady nie sprawiają, że powieść traci w moich oczach. Pozostaje ona niesamowitą podróżą, która nie bez podstaw zachwyca czytelników na całym świecie.

"Historia pszczół" to niespieszna opowieść, której woskiem – spoiwem utrzymującym całą konstrukcję – są pszczoły, zaś miodem – pożywnym i przepysznym elementem – bohaterowie: ich losy śledzimy z niekłamaną przyjemnością. Królową okazuje się Maja Lunde, sprawnie łącząca wszystkie części tej historii.


[Recenzja zamieszczona na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1417
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: