Dodany: 09.02.2010 01:12|Autor: Ysobeth nha Ana

Joanna Rybak, "Klan nieśmiertelnych", Wydawnictwo Poligraf, 2009


No ja to jednak chyba jestem masochistka - mając gigantyczną górę książek do przeczytania łapię się za produkcje nastoletnich autorek i innych początkujących "pisarzy" :/ Cały czas mam nadzieję na kolejną Basię Kaczyńską, i co rusz się rozczarowuję...

"Klan nieśmiertelnych" ma całkiem atrakcyjną okładkę, sugerującą coś z romantycznego horroru. I to zdaje się najlepsze, co o tej książce można powiedzieć. Podejrzewam, że nie da się nawet jej należycie zmasakrować, bo musiałabym przepisać połowę tekstu... Błąd na błędzie - językowe, logiczne, gramatyczne, interpunkcyjne (przecinki stawiane od sasa do lasa, bez związku z treścią), no może tylko ortograficznych nie ma. A więc do roboty, kęsim będzie, czyli swoisty dziennik lektury :>

Bohaterka nazywa się Sophie Evans - mowa o niej raz jako o Sophie, a raz jako o Evans. Bez sensu - po nazwisku, jeżeli już, to mówi się konsekwentnie cały czas (np. do kolegi ze szkoły, albo z pracy, albo przyjaciela - "mój drogi Watsonie" - ale też np. służący niższego stopnia mają same nazwiska: pani Brown to pracodawczyni, albo ochmistrzyni, albo główna kucharka - pokojówka czy podkuchenna to po prostu Brown).

str. 5
"przeczesała długie, falowane włosy"
Dlaczego nie "falujące"?

"miała o sobie niską samoocenę"
Raz, że to terminologia rodem z analiz psychologicznych, dwa - że skundlone wyrażenia ("miała o sobie wysokie mniemanie" i "miała niską samoocenę").

"nie za sprawą wzrostu, a ogromnych piwnych oczu, małego noska i odrobiny dziecięcej buzi."
Miała odrobinę buzi - toż to horror jakiś, resztę jej urwało?...

"Sophie na jednej nodze wybiegła z domu"
W zasadzie poprawne, ale... "Tylko Chuck Norris potrafi biec na jednej nodze" :>

"przejechała taksówka, o mało co nie chlapiąc ją wodą z kałuży."
Ochlapując, dziewczyno! Chlapnąć to można sobie dla kurażu, ew. głupstwo, a w każdym razie tak jakoś... miejscowo, a nie po całości :/

O rany, a to tylko pierwsza (niepełna) strona pierwszego rozdziału! A mówiłam, że trzeba by przepisać połowę tekstu... No to dalej:

str. 8
"Nerwowo spoglądał na lusterko"
W dowolnym samochodzie patrzy się "w lusterko", zresztą w każde, nie tylko samochodowe - "na lusterko" to można popatrzeć w celu podziwiania jego ozdobności czy jakoś tak.

str. 9
O, to jest, kurczę, rodzynek:
"wprawdzie lekarz mówił jej wczoraj, że jest już zdrowa, ale biegnąc przez las w taki ziąb w przemoczonym ubraniu, choroba może szybko wrócić."
Już widzę tę chorobę biegającą po lesie i wracającą, uuu! :>

str. 10
"Jej oczy zalała czarna mgła."
Kojarzy mi się nieodparcie z rozmaitymi nawiedzeniami w horrorach filmowych, gdzie bohaterom oczy robią się czarne na skutek wniknięcia w człowieka siły nieczystej albo przybysza z kosmosu :> Autorce chodzi o zwyczajne omdlenie...

str. 11
"zaświecały się świeczniki"
i później
str. 20
"bylibyśmy wdzięczni, gdyby panienka to ubrała"
i str. 21
"Ja nie mogę tego ubrać..."
"Musisz to ubrać"
Miejsce regionalizmów jest w wypowiedziach ludzi mówiących gwarą, i o ile pokojówka mogłaby w zasadzie wyrażać się z wiejska, to romantycznej heroinie już nie uchodzi (nie wspominając o tym, że pokojówka raz mówi "niech panienka", a zaraz potem "musisz" - gafa okropna). A w ramach narracji to już w ogóle zgroza.

W ogóle opisy ze str. 11 to kicz na kiczu i kiczem pogania - wnętrze komnaty jak skrzyżowanie gotyckiego zamku z kosztownym burdelem, młodzieniec obowiązkowo arystokratycznej, delikatnej urody (Sophie jest nią oszołomiona) - jest "bladolicy", zamiast normalnie chodzić "kroczy" i odzywa się "miękkim, młodzieńczym głosem"... A, i droga Sophie odkrywa, że "ma na sobie długą białą, koronkową koszulę nocną bardzo przypominającą piżamę śpiącej królewny" - trochę się od tego zakrztusiłam :/ Różnica między koszulą a piżamą jest jakby... podstawowa :/

str. 12
"omal runęłaby na ziemię"
Wrrr.

str. 13 - siedzi sobie czterech tytułowych nieśmiertelnych, sami faceci. Mówi niejaki Lotres, chwilę później odzywa się "chłopak siedzący obok niego. Oboje wyglądali identycznie."
I na str. 23: "Wampir i demon przyłożyli ręce do ust, w końcu nie wytrzymali i oboje wybuchnęli."
Kiedy czytam o dwóch facetach (albo dwóch jednostkach damskich) "oboje", mam ochotę autorce/autorowi coś ukręcić. Nieodwracalnie! :<

str. 14
"A na imię jej Sophie Evans."
"Na imię", droga autorko, to ona ma Sophie. Nazywa się Sophie Evans, to owszem.

Na stronach 15-19 Lotres jąka się potwornie, usiłując wytłumaczyć Sophie co to jest wampir, a co wilkołak, a ona ma problemy z przyswojeniem informacji. Nie dziwię się jej, chłopak nie potrafi sklecić normalnego zdania i udaje mu się ją przekonać chyba tylko dlatego, że już miała do czynienia z wampirem (nawet próbowała go kopnąć) i omal jej nie zeżarł wilkołak - takie doznania powodują błyskawiczne poszerzenie poglądów na świat ;-) Poza tym zdumiewa ją, że demon może mieć brata anioła - jakieś braki w wykształceniu na poziomie szkółki niedzielnej, chyba ją uczono przecież, że demony to upadłe anioły?... Sądząc ze str. 23, gdzie Riskal (anioł) jest dla niej upadłym aniołem - autorka nie odróżnia upadłego anioła (czyli demona) od zwykłego anioła, nawet zesłanego za karę na Ziemię.

A na ścianie wisi portret nieboszczki "przemiłej" wampirzycy :>>

Sprawa Scotta, który jest "syreną". W ludzkiej postaci wygląda jak trzynasto-czternastoletni chłopak. A na str. 25: "To było naprawdę dziwne uczucie, widząc jak taki mały i uroczy chłopczyk przemawia jak dorosły mężczyzna." Kwintesencja stylu autorki. No i przez "mały chłopczyk" na ogół rozumiemy dziecko w wieku przedszkolnym, a nie nastolatka! A jak "przemawiał"? "Tylko ta su... zdążyła zabić twojego chłopaka." Litości! Czy rzeczywiście jesteśmy w przedszkolu, że wyraz "suka" trzeba wykropkowywać?...

Sophie, uratowana wcześniej przed atakiem złego wampira, zostaje przez czterech dzielnych zabrana do ich domostwa. Sęk w tym, że raz jest to "willa", raz "rezydencja", a raz "zamek". O ile zamek od biedy można nazwać rezydencją, to willi nijak się nie da zamkiem.

Autorka ma poza tym kłopoty z trzymaniem się właściwego czasu - w tym samym akapicie bywa raz przeszły, raz teraźniejszy, i chodzi przy tym o zdarzenia zachodzące jednocześnie lub jedno po drugiem, bez żadnych retrospekcji czy czegoś podobnego.

str. 40
"Dziewczyna wstała jak poparzona."
Z frazeologią też są problemy - "jak poparzona", a właściwie "jak oparzona", mogła się wyłącznie zerwać, czy poderwać, czy skoczyć - nic tak spokojnego i zwyczajnego jak "wstała"...

str. 45
"Spojrzała na ścianę, gdzie wisiał olbrzymi obraz wielkości furgonetki."
No, to niezbyt olbrzymi - chyba że dla autorki wszystko co powyżej, powiedzmy, metr na półtora, jest olbrzymie :> A w ogóle co to za porównanie? :/

Na str. 48 pojawia się włoski mechanik imieniem Paul... Paolo chyba, jak już włoski?... No i ten "włoski" mechanik nadał adoptowanemu chłopcu imię Scott - bardzo włoskie :>

Na str. 50 opisana jest ogromna, wspaniała biblioteka. Niestety, albo Sophie nie potrafi znaleźć katalogu, albo panuje tam nieziemski bałagan i książki poustawiane są niby alfabetycznie, ale poza tym jak popadnie. No i horror absolutny - ta biblioteka oświetlana jest lampami naftowymi i świecami! Toż wystarczy większy przeciąg, albo niech kto uzupełniając naftę w lampie rozleje trochę - i wszystko stanie w ogniu!

Z biblioteki (z której nie zdołała skorzystać, bo nie odnalazła książek angielskojęzycznych) nasza miła Sophie udaje się w towarzystwie anioła do stajni:

str. 52
"Riskal posiada dużą stajnię, gdzie trzyma sześć pięknych i zadbanych koni. Chłopak uwielbia zwierzęta, zawsze potrafi wyczuć ich uczucia i potrzeby. Dziewczyna nie za bardzo się zna na parzystokopytnych, jednak z wielką chęcią pomagała i uczyła się od anioła."
Ratunkuuu! Nie dość, że znów pomieszane czasy - to jeszcze te parzystokopytne! Konsekwentnie, w kilku miejscach parzystokopytne! Mutanty chyba jakieś, bo normalny koń należy do rzędu nieparzystokopytnych!

Dalej Riskal opowiada Sophie historię upadku Lucyfera - bo dziewczę jest najwyraźniej wychowane gdzieś w komórce pod schodami i nigdy o tym nie słyszało... Ani o demonach, jak wyglądają i czym się zajmują... O tym jest dalej na str. 52-53:
"- Mąceniem ludziom w głowach... Otóż demon może przybrać postać anioła. Ponieważ diabły pochodzą bezpośrednio od aniołów. No i każdy taki demon ma za zadanie namawiać ludzi do złego, mącić im w głowach albo... Tworzyć sekty. Im więcej taki demon złego uczyni, tym więcej pieniędzy dostanie. Tak, dokładnie tak. W piekle walutą są dolary albo euro, czyli jedna z najczęściej spotykanych walut na Ziemi. Zastanawiasz się, po co im te pieniądze? Pieniądz to zło... Jeżeli trafiają w nieodpowiednie ręce. Taki demon hula sobie w najlepsze po Ziemi, wydaje mnóstwo pieniędzy na alkohol, narkotyki, panienki... A że jest nieśmiertelny to może tak w nieskończoność. Jest to diabelska motywacja do czynienia na Ziemi zła."
Fascynująca teoria! :-))))

W rozdziale 7 pojawia się nowy przybysz, tak opisany na str. 70:
"Miał długie aż do pasa proste, czarne, lśniące włosy. Jego karnacja przypominała biel cery Chrisa. Na nogach miał długie, czarne zamszowe kozaki za kolana. A jego szata była ozdobiona w jakieś dziwne, a zarazem cudowne kształty. Na łokciach przybysz miał metalowe rękawice zakończone na końcu ostrymi czubkami. Jednak to co zdziwiło Sophie najbardziej, to były długie szpiczaste uszy sterczące w górę."
Aaaa! Kozaki (za kolana?...), i to zamszowe! Nic dziwnego, że w niektórych kręgach podśpiewuje się z lubością: "Elfy to pe...ły!" Bo oczywiście nie były to uszy Wolkanina ;-) No i te zadziwiające rękawice na łokcie - normalna istota nosi rękawice jednak na dłoniach, a nie na łokciach :>

Na dokładkę nowo przybyły elf jest cokolwiek poszkodowany na umyśle - bierze Sophie za ducha, wyjmuje krzyżyk i zaczyna rzucać w nią czosnkiem! Riskal "miał taką minę, jakby chciał wykręcić łeb przybyszowi". Wykręcić. Jak śrubę?... A potem zarządza: "No dobra. Zanieście go lepiej do jadalni." Nie bardzo wiem czemu, skoro wspomniany elf biegał sobie dość żwawo na własnych nogach :/

str. 78
"nigdy nie widziała chodź w połowie tak pięknej kobiety."
Nie wygląda mi to na literówkę, niestety, tylko na ordynarny błąd pisowni.

"Dziewczyna pokazała rząd równych i rażąco białych zębów."
Oślepiająco, kobieto! Rażące to są błędy w tym cudnym dziele...

str. 79
"wpatrywała się ze zdziwieniem na Chrisa."

str. 80
"Lotres [...] rozprószył czarne skrzydła [..]"
A cóż to za wyraz? Prószy śnieg, można naprószyć jakimś pyłem, SJP PWN podaje jeszcze, że można prószyć - w sensie rozpylać farbę. Ale skrzydła to można najwyżej rozpostrzeć, jeśli brać pod uwagę wyrazy na "roz" ;-) Dwie strony dalej "rozprószył" skrzydła anioł, tylko śnieżnobiałe.

str. 84
"Dziewczyna poczuła ogromny sentyment do tego oziębłego, a zarazem uroczego faceta."
Pomijając kiczowatość zacytowanego zdania - chodzi o wampira, i nie o oziębłość seksualną czy emocjonalną, tylko że wampiry są zimne, bo martwe ;-) Poza tym Chris jest trochę bardziej powściągliwy w porównaniu z resztą towarzystwa - ale chyba nie o to chodzi...

str. 89
"Sophie miała wielką ochotę wykręcić nogi blondynce, jednak wiedziała, ze jedyna osoba jaka byłaby tutaj w stanie komuś wykręcić nogi to właśnie Rose."
Nie spotkałam się dotąd z takim zastosowaniem czasownika "wykręcać", ani też z takim sposobem wyrażania antypatii :-))

Dalej pojawia się "nikczemny wampir", który porywa Sophie i pastwi się nad nią niemiłosiernie. Na str. 100 np. robi coś takiego:
"Długim palcem wskazującym posunął po nadgarstku. Wbił paznokcia z niezwykłą łatwością i przeciął nim długą ranę, niemalże do samych żył."
Pomijając niegramatyczność tych dwóch zdań - żyły w nadgarstku znajdują się tuż pod skórą, nie trzeba głęboko wbijać, żeby je przeciąć... Niebyt delikatny szpon wampira nie przeciąłby "nieomalże do samych żył", tylko przeciąłby żyły, a nawet tętnicę, i byłoby po naszej nieszczęsnej Sophie.

str. 102
Wampir George nadal znęca się nad Sophie oraz dobrym wampirem Chrisem i urąga mu straszliwie, a przy tym masakruje oboje.
"- Jesteś zerem, Christopherze Rise... ZEREM! Tak nisko upadłeś z powodu tej marnej ludzkiej kobiety.
- Może... - powiedział łagodnie chłopak ze smutnym uśmiechem na twarzy."
Bohaterowie na ogół krzyczą, a nawet wkurzają się, wielkimi literami, co samo w sobie jest potwornie irytujące. Tu jednak można dostać czkawki od zestawienia tortur i krwawej jatki z mówieniem "łagodnie" i "ze smutnym uśmiechem" ;-) Grafomani często tak mają - brakuje im wyczucia przy zestawianiu sytuacji z dialogiem i opisami.

Tak w ogóle ci nieśmiertelni, w przypadku anioła i demona żyjący ponad dwa tysiące lat - zachowują się i wyrażają jak niezrównoważone nastolatki (np. "nie rób wiochy"). Zero opanowania, zero refleksji, czysta rozbuchana żywiołowość.

Kolejna przygoda obejmuje częściową utratę pamięci przez Chrisa. Wampir budzi się i widzi obok siebie w łóżku anioła, który zasnął czuwając nad nim. Robi mu od razu awanturę, rycząc: "Ale od razu ci mówię, że nie jestem homoseksualista!" I wymyśla mu od zboczeńców ;-) Na str. 126 awanturuje się dalej: "- Co?! Czy wam wszystkim odbiło? Budzę się rano, a tu Riskal jak jakiś zboczony pedofil rzuca się na mnie!"
Panienka najwyraźniej nie odróżnia homoseksualisty od pedofila - mogłaby chociaż ten ostatni wyraz sprawdzić w słowniku. Ale czemu ja mam jej za złe - całkiem sporo internetowych półanalfabetów tak ma... Tylko że osoba aspirująca do bycia pisarką powinna jednak bardziej dbać o poprawne zastosowanie używanych słów, a nie wypisywać bzdury :/

Następnie pojawia się w tej historii mała dziewczynka, która nie jest dziewczynką, ale na taką wygląda i sepleni niemiłosiernie, tylko trochę niekonsekwentnie. Na str. 140 za to "Wpatrywała się bezdennie w drzwi salonu." A na str. 155 pyta: "Czi siościćka Alekś psiniesie ciastunio?" Nie słyszałam nigdy, żeby dziecko mówiło "ciastunio" - najwyżej "ciastećko" albo jakoś tak...

str. 166
"Złapał się za głowę, zaczął klnąć na samego siebie."
Nie ma, kurde, takiego wyrazu - "klnąć"!

Str. 167 to jest w całości dziwoląg niesłychany - panowie wsiadają do samolotu, i natychmiast "wszystkie młode kobiety oglądały się do tyłu, aby niby to przypadkiem zobaczyć pięknych młodzieńców. Jedna dziewczyna puściła Riskalowi oczko, a ten o mało co nie zwymiotował, gdy usłyszał jej «młodzieńcze fantazje»".
Po pierwsze - nie wiem, czemu tylko młode kobiety łypały na pięknisiów? Bo niby takie w średnim wieku i całkiem niemłode to już się nie interesują, czy jak? :>
A po drugie czemuż ten ponaddwutysiącletni nieśmiertelny jest aż tak aseksualny, że chce wymiotować z powodu damskich fantazji? Wydawałoby się, że przez ponad 2000 lat to nawet anioł zdążył się zorientować w życiu seksualnym śmiertelników (mając w końcu przegląd iluś kultur na przestrzeni wieków), i nic nie powinno go szczególnie dziwić ;-)

Dalej cała żeńska część pasażerów i obsługi samolotu skacze dookoła ślicznotów, usiłując poderwać któregoś. Żeby się pozbyć jednej, Lotres wymyśla na poczekaniu (str. 169), że leci do Londynu "zaręczyć się dziewczynie". O ile wiem, to można najwyżej zaręczyć się z dziewczyną... dziewczynie to tylko oświadczyć. Frazeologia, panie dziejku...

Na str. 180 okazuje się, że istotnie nie tylko młode kobiety lecą energicznie na cudnych nieśmiertelnych - do elfa przystawiają się "dwie starsze i wyjątkowo pulchne paniusie". Owe paniusie dalej nazywane są babciami, i przemawiają w stylu: "A może chcesz kanapkę z boczusiem i smaluszkiem? Nie będziesz miał pustego brzuszka." I chwilę później:
"- Łojojoj, kochanieńka, a cóż to za pyszności? - zapytała druga babcia.
- Spójrz. Ze swojskim smaluszkiem i boczkiem."
Kanapkę "z boczusiem i smaluszkiem"! Kto takie coś jada?! A szczególnie brytyjskie "babcie" (rozumiem, że pewnie kobieciny po czterdziestce?...) - które na ogół dbają o linię i formę, nawet te najpulchniejsze, i liczą kalorie - dla nich takie pożywienie to byłaby zgroza absolutna. Nawet tłuste Amerykanki nie wzięłyby czegoś takiego do pyska, bo one się tuczą raczej ilością, niż tłustościami.

No i dobrnęłam do końca, gdzie oczywiście następuje happy end, i przedostatnie zdanie brzmi:

str. 183
"Sophie przytuliła się mocniej do ukochanego, objęła dłońmi jego plecy, a głowę oparła o ramię, tym samym odsłaniając swoją cienką, kobiecą szyję."


O rany, takiej grafomanii dawno nie czytałam...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9925
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: hburdon 19.02.2010 16:33 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja to jednak chyba jes... | Ysobeth nha Ana
Padam ci do nóg, w locie zrywając kapelusz z głowy. Od dzisiaj będę do ciebie mówić "Wasza Cierpliwości". Przepiękne!
Użytkownik: Anq 19.02.2010 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja to jednak chyba jes... | Ysobeth nha Ana
czy ta książka przeszła w ogóle jakąś korektę? ktoś to przeczytał przed drukiem...?

Podziwiam za przeczytanie całości - ja 'wymiękłam' po tych cytatach... i chociaż o tej książce nie słyszałam, to teraz o niej poszukałam... okładka faktycznie ciekawa, opis też nie najgorszy (choć w nim chyba też jeden błąd stylistyczny jest...)

a mówi się, że czytanie rozwija umiejętności językowe...
Użytkownik: Marylek 20.02.2010 11:22 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja to jednak chyba jes... | Ysobeth nha Ana
No wiesz, Ty chyba naprawdę jesteś masochistką. Żeby przez takie "cuś" przebrnąć! Ale z korzyścią dla nas, hi, hi, hi. :D Podziwiam!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.02.2010 12:59 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja to jednak chyba jes... | Ysobeth nha Ana
O ludzie! Kto to zatwierdzł do druku? Czy to wydawnictwo w ogóle ma jakichś redaktorów? Właśnie wyszukuję sobie do kolekcji cytaty z pewnego dość już zapoznanego dzieła sprzed stu lat, którego autorka z lubością strzelała gafy stylistyczno-językowe (i które, jak przeczytałam w Wikipedii, pozytywnie zrecenzował Bolesław Prus!), ale zaiste "Trędowata" jest niczym przy tej perełce...
Użytkownik: paren 20.02.2010 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: O ludzie! Kto to zatwierd... | dot59Opiekun BiblioNETki
Problem polega na tym, że teraz każdy może sobie własnym sumptem wydać, co chce. Zapewne z takim właśnie wydawnictwem mamy do czynienia, a raczej miała w naszym imieniu Ysobeth nha Ana (podziwiam i dziękuję!), oto efekt takiej swobody wydawniczej. Wygląda na to, że wspomniana przez Ciebie "Trędowata", porównana z tym "utworem" - to arcydzieło. :-)
Użytkownik: moreni 20.02.2010 14:58 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja to jednak chyba jes... | Ysobeth nha Ana
Kiedy przeczytałam Twoją czytatkę, to nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Niezaprzeczalnie poprawiła mi humor, ale świadomość, że coś takiego pojawiło się drukiem (tych parzystokopytnych koni, jakem biolog, wybaczyć nie mogę) jest już nieco przerażająca. Ja się pytam, gdzie ci redaktorzy?
Użytkownik: ambarkanta 17.03.2010 10:41 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja to jednak chyba jes... | Ysobeth nha Ana

Dziwić się, gdy maturzyści piszą:
- była to wyspa położona z dala od morza;
- Dulska była przyczyną ciąży Hanki;
- Danusia uśmiechnęła się pod wąsem;
i inne takie perełki ;-)
Użytkownik: Pingwinek 19.01.2020 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: No ja to jednak chyba jes... | Ysobeth nha Ana
Uśmiałam się (chociaż powinnam chyba płakać...) :D
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: