Dodany: 14.04.2016 15:11|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Literacki Potwór Spaghetti



Recenzent: Louri


Latający Potwór Spaghetti to niezbyt wyrafinowana, ale dobrze działająca kpina z pewnego rodzaju myślenia religijnego, a szczególnie prób instytucjonalizacji religii. Przed takiego typu parodią trudno się bronić – zawsze można powiedzieć defensorowi, że czegoś nie dorozumiał albo wskazać funkcjonujące analogie, które traktowane są na serio. A z drugiej strony – oburzając się na satyrę łatwo zrobić z siebie pośmiewisko, potwierdzając mimochodem „zarzuty” i de facto czyniąc owej satyrze reklamę. Za takiego Latającego Potwora Spaghetti w literaturze z powodzeniem da się uznać powieść „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” Kuby Wojtaszczyka. Myślę, że ma rację Jakub Żulczyk, którego opinia przytoczona została na okładce:

„Kuba Wojtaszczyk plastycznie i trafnie maluje pustkę, bezsilność i piekło hipsterstwa”[1].

W istocie autor maluje nie tylko hipsterów, lecz wiele grup, podziałów i zjawisk socjologicznych – które to przede wszystkim mają ze sobą wspólnego, iż są dość nowe na polskiej scenie społecznej.

Czwórkę głównych bohaterów łączy właściwie tylko mieszkanie w centrum Poznania. Jego właściciel, Witold Szpak, to pochodzący z prostej wiejskiej rodziny chłopak, przekonany, iż jest synem księżnej Diany, ukrytym z jakichś powodów na polskiej prowincji. Ma maniery angielskiego lorda, w tym pogardę dla „tych z Biedronki”, którzy „powinni chodzić rynsztokiem, aby nie blokować drogi porządnym obywatelom”[2]. Weronika, doktorantka polonistyki, która czuje się niedowartościowana jako przedstawicielka lepiej wykształconej części społeczeństwa, wynajmuje u niego jeden pokój. Drugi pokój zajmuje para; Evan jest z wykształcenia artystą, który porzucił realizowanie swojego powołania na rzecz prowadzenia ze swym partnerem Adamem (za pieniądze ojca tegoż) modnej – można nawet rzec hipsterskiej – kwiaciarni. Wszyscy oni (nawet para gejów) rozmijają się mocno sami ze sobą, źle czują się w zajmowanym w życiu miejscu, lecz nic praktycznie nie robią, aby cokolwiek zmienić. Ich motto mogłoby brzmieć:

„Nie mam pracy, jestem artystą, humanistą, nie chcę zapieprzać za grosze w beznadziejnym miejscu. Polska jest chujowa”[3].

Pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie dwa wydarzenia w Poznaniu. Pierwsze to znalezisko w jednej z tamtejszych piwnic, okrzyknięte instalacją artystyczną i manifestem młodych wykluczonych: dziesiątki małych, plastikowych trumienek zawierających truchła chomików. Twórca owego dzieła, aresztowany wkrótce za znęcanie się nad zwierzętami Radomir W., zostaje praktycznie obwołany nowym mesjaszem i męczennikiem systemu rynkowego. Weronika, która całą swą wiedzę o świecie czerpie z Internetu, rozpływa się nad taką sztuką:

„– Ta krew płynąca po sierści! – wykrzykuje w emocjach, lecz natychmiast milknie, trochę bojąc się przyznać do zainteresowania interdyscyplinarnym studium przekształcającym prawa natury w artystyczną instalację – tak to nazywa. Gdyby chomikowy artysta Radomir W. żył w normalnym kraju, mógłby zostać światowej sławy twórcą, jest o tym przekonana. A tak to syf, kiła i mogiła, jak mawiają studenci”[4].

Zaś Evan, którego boli niemożność samorealizacji, kwituje:

„– Od strony humanitarnej ta instalacja to faktycznie katastrofa, ale... – Kogo, do kurwy nędzy, klnie w głowie, obchodzi humanitaryzm [gdy chodzi o sztukę]?! – Jest coś takiego w tej historii, co rozwala mi wyobraźnię”[5].

Wydarzenie owo porusza wyobraźnię także wielu innych osób, głównie studentów i absolwentów kierunków humanistycznych (kulturoznawstwa, socjologii, wiedzy o teatrze), i to do tego stopnia, że w mieście rozpoczyna się ferment społeczny. Na jego czele staje Pączi, „wieczny student kulturoznawstwa, który zdecydował się dołączyć do protestu, oferując to, co udaje mu się najlepiej, czyli akcje miejskie”[6].

Drugim wydarzeniem wpływającym na dalsze losy bohaterów jest mord na Adamie. Zabójstwa dokonuje dresiarz, który za pomocą „zadźgania pedała”[7] próbował przebojem przejąć lokalne przestępcze podwórko. Co znamienne, śmierć ukochanego staje się dla Evana impulsem do powrócenie na drogę artyzmu! Gdy widzi on fotografię swego partnera w trumnie (nie chce jechać na pogrzeb), budzi się w nim zarzucone myślenie w kategoriach sztuki i nowej walki klas:

„Ogolili go. Ścięcie tej pięknej brody jest równoznaczne z kastracją, z wulgarnym oskalpowaniem partnera. Skąd nagle te myśli? Zaczyna bać się, że jego patologiczne zachowanie, w rozumieniu ogólnoludzkim, zachodnim, ale też katolickim i zaściankowym, może stać się inspiracją dla filmu instruktażowego antygejowskich ruchów sprzeciwiających się legalizacji związków partnerskich, małżeństw, adopcji. »Patrzcie! Oto pedalski degenerat« – głosiłby plakat”[8].

Zdarzenie to powoduje, iż (dzięki pośrednictwu Weroniki) Evan także postanawia zaangażować się w nową poznańską rewoltę.

Powyższe określenie nie jest tu przypadkowe – łatwo wyczuć aluzję do Poznańskiego Czerwca ’56. Tym razem jednak walczącymi nie są wyzyskiwani robotnicy fizyczni, lecz abiturienci „kierunków bez przyszłości”, żyjący na garnuszku rodziców albo ze stypendiów[9], którzy lubią modnie nazywać siebie prekariuszami[10]. Portrety protestu u Wojtaszczyka przybierają jednak postać groteskową: jest to raczej „akcja rozrywkowo-protestacyjna”, ocierająca się o „spotkanie nowo narodzonej sekty”, gdzie protestujący otrzymują „po kawałku tarty z mascarpone i bananami, a ktoś inny przynosi po butelce regionalnego piwa”[11]. Autor buduje wielopiętrowe kpiny, z głębokim politowaniem patrzy z dystansu na rewolucję nie tych, którzy mimo wysokich kompetencji nie mają szans na godne życie, ale tych, których charakteryzuje roszczeniowość, przekonanie o własnej wspaniałości i należnym im podziwie świata. Dla nich ważne jest tylko wyrzucenie z siebie frustracji. Mówią o sobie:

„Ludzie zwyczajnie nie dojrzeli do normalnego świata, gdzie inteligencja jest szczęśliwa, a nie poniżana i obdarowywana jedynie zniżką na ledwie działające tramwaje”[12].

Stanowią oni „[t]łum, któremu niczego nie obiecywano, [a który] poczuł się oszukany, gdyż niczego nie otrzymał”[13].

Wojtaszczyk w „Kiedy zdarza się przemoc…” jest bardzo przewrotny – umieszcza w centrum wydarzeń obowiązkowe elementy „nowoczesności” i „postępu”: homoseksualne związki, humanistyczne kierunki, od dawna obśmiewane w „internetach”, hipsteryzm i obowiązkową zdrową żywność, zacofany (w pojęciu „postępowej młodzieży”) dom rodzinny oraz polską prowincję z jej przaśnym katolicyzmem. W życiu wszystkich postaci (a także w całej powieści) rzuca się w oczy nieobecność Boga – chodzi mi o to, że bohaterowie eliminują Boga ze wszystkich potencjalnych miejsc, w jakich mógłby występować w ich własnym życiu oraz alergicznie reagują na wszelką Jego obecność w życiu publicznym. Nie przez przypadek zresztą dwóch dresiarzy zamieszanych w zabójstwo Adama nosi imiona Bożydar i Bogusław! Trudno także nie zwrócić uwagi na „postępową” trawestację paraboli z Księgi Rodzaju: Adam i Ewa zamieniają się w Adama i Evana; „nowe życie” (Evana) rozpoczyna się w momencie śmierci Adama.

Należy jednak oddać sprawiedliwość autorowi, aby nie pozostawić mylnego wrażenia, iż jedynie potępia on w czambuł studentów, którzy wiedzeni talentem bądź pasją wybrali drogę życia w większości przypadków prowadzącą wpierw do ukrytego, a później realnego bezrobocia. Trafnie diagnozuje on daremność pseudorewolucji:

„Tym ludziom potrzeba solidnego, zachodniego update'u, a nie lipnej rewolucji lipcowej!”[14]

nie waha się też wskazać możliwego źródła owego fatalnego uwiedzenia:

„(...) atakują uniwersytet i bezbronną kobietę, niosącą kaganek oświaty!
– Chyba kaganiec! Przez słodko pierdzące chmureczki mamicie nas możliwościami, drogami rozwoju, a później gówno, nic! Musimy zapierdalać w miejscach zabijających wszelką kreatywność, zakazujących nam tworzyć, bo przecież to domena wariatów, schizofreników za osiem złotych na godzinę, co później, jeżeli mają normalną umowę, jeszcze na L4 polezą z niedomagań psychicznych. To po co takich trzymać?!”[15].

Podsumowując, Wojtaszczyk wziął na warsztat niełatwy, choć bardzo aktualny temat, a dodatkowo zdecydował się na krytyczne spojrzenie, które raczej nie przysporzy mu popularności. Dziś przecież należy być nowoczesnym, postępowym, na wskroś europejskim w odrzucaniu przebrzmiałych reliktów cywilizacji łacińskiej. Tymczasem on kpi niemiłosiernie z afektowanych wiecznych studentów, humanistę definiujących jako osobę, która nie lubi matematyki. Trafia w punkt, gdy batem satyry smaga roszczeniowość oraz naiwny idealizm tych, którzy tylko sobie samym wydają się wykluczeni. Niestety, chociaż pomysł na powieść był bardzo dobry, wykonanie jest już trochę kulawe. To powieść napisana bardzo chaotycznie, a co najważniejsze – będąca praktycznie jedynie pewną impresją, nadto przejaskrawioną, ze świata hipsterów i ludzi pretendujących do miana dojrzewającej elity narodu. Brakuje spójnej fabuły, a całość jest tak przekombinowana i chwilami trudna do zinterpretowania, jak tytuł, na którego odczytanie zwyczajnie brakuje mi pomysłu.


---
[1] Kuba Wojtaszczyk, „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”, wyd. Akurat, 2016, s. 1.
[2] Tamże, s. 108.
[3] Tamże, s. 71.
[4] Tamże, s. 54.
[5] Tamże, s. 70.
[6] Tamże, s. 84.
[7] Por.: tamże, s. 159.
[8] Tamże, s. 228.
[9] Patrz: portal niewinni-czarodzieje.pl, Słownik młodego humanisty, hasło: Stypendium: „Stypendium – zasadnicze źródło twoich dochodów (nie licząc kieszonkowego od rodziców). Kiedy je otrzymasz, koniecznie pochwal się na fejsie. W rozmowie z rodziną oburzaj się, że jest za niskie i wypłacane nieregularnie – w ten sposób usprawiedliwiaj fakt, że wciąż się nie wyprowadziłeś. Po alkoholu żartuj z polskiego podatnika, który finansuje twoją smutną działalność”.
[10] Patrz: tamże, hasło: Prekariat: „Prekariat – klasa, do której należysz. Jest to najbardziej gnębiona, pozbawiona szansy na emeryturę i poszkodowana przez płynną nowoczesność grupa społeczna w Polsce. Przyznawaj się do niej za każdym razem, gdy jakiś student prawa (...) zapyta cię, ile wyciągasz łącznie ze stypendiów (zob. stypendium). Walcz o wyższe podatki i pisz jak najwięcej referatów”.
[11] Kuba Wojtaszczyk, dz. cyt., ss. 123-124.
[12] Tamże, s. 289.
[13] Kurt Vonnegut Jr, „Syreny z Tytana”, przeł. Jolanta Kozak, wyd. Batax, 1992, s. 31.
[14] Kuba Wojtaszczyk, dz. cyt., s. 228.
[15] Tamże, s. 249.




Autor: Kuba Wojtaszczyk
Tytuł: Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć
Wydawnictwo: Akurat, 2016
Liczba stron: 302

Ocena recenzenta: 3.5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 963
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: misiak297 27.04.2016 16:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzent: Louri L... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Louri, masz rację, ta powieść trochę rozczarowuje. Autor ma niewątpliwie ciekawy zamysł, jest odważny, stawia celne diagnozy społeczne, obrazuje trudną sytuację niemałej wcale grupy młodych osób, pokazuje ludzi niespełnionych, szpikuje całość smakowitymi aluzjami, wszystko zanurza w odmętach groteski i absurdu. Natomiast trudno oprzeć się wrażeniu, że z takiego materiału mogła powstać lepsza książka - gubi ją chaos, pewna powierzchowność w opisie. Nawet groteska zwykle ma jakieś ramy.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 27.04.2016 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Louri, masz rację, ta pow... | misiak297
Zdanie mamy podobne - i chyba podobnie trudno nam konkretnie, a nie w ogólnikach, coś o tej książce napisać. Zauważyłem, że napisał o niej też Jarek Czechowicz:

http://www.krytycznymokiem.blogspot.com/2016/04/ki​edy-zdarza-sie-przemoc-lubie-patrzec.html

i jak na mój gust w jego recenzji dzieje się dokładnie tak samo!

Przy ponownym przemyśleniu wydaje mi się, że należałoby położyć nacisk na wykrycie elementów książki, w których autor prezentuje swoje zdanie - w mojej opinii jest to przede wszystkim krytyka: współczesnej "sztuki"; przekonania o własnej wyjątkowości pewnej grupy absolwentów; także wyuczonej bezradności, gdy ktoś oczekuje od społeczeństwa wręczenia ryby zamiast wędki - a tymczasem trzeba umieć jeszcze dać coś w zamian, lecz okazuje się, że na studiach budowało się pusty kapitał; itd.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: