Dodany: 28.03.2016 05:12|Autor: DariuszCichockiOpiekun BiblioNETki

Amerykański upadek


Słyszę jeszcze chichot złośliwych skandynawskich skrzatów. Zdają się mówić: chłopie, pomyśl, za co się bierzesz. I pewnie mają słuszność, dobrałem się bowiem do literatury, której środowisko powstawania jest mi zupełnie obce. Ale skoro rzekło się raz, trzeba powiedzieć dwa.

Po pierwszych rozdziałach odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z lekką fantasy, skierowaną do młodego odbiorcy. W miarę rozwoju akcji "Kości olbrzymów" robiło się coraz okrutniej, pomyślałem więc, że amerykańskie przywiązanie do "przyzwoitości" w życiu publicznym zostało zachwiane, a zatem odbiorcą jest ktoś inny. Ale kto?

Potem zaczął mi się wyłaniać przed oczami komiks. Typowy schemat: bohater, tu nadzwyczajny stwór, jedzie ratować kolejną część świata, ba, przeprowadzać jej dezynsekcję. Do tego wszystkiego Mignola wspiera książkę grafikami, co podkreśla jeszcze mocniej konwencję komiksu.

A przygód w tej krótkiej powieści nie brakuje. Bohaterowie udają się do Szwecji, gdzie rozgrywa się dramat po mitycznym końcu świata (Ragnarok). Mamy więc do czynienia z plejadą złośliwych stworów i gniewnych bogów, którzy chcą ponownie podporządkować sobie przynajmniej tę część globu. Ale przybywa ten wielki, dobry stwór, typowy amerykański chłopiec, który uratuje świat, bo jest silny jak Ameryka.

Wielki, wesoły, amerykański stwór lubi pogadać z kolegą w taki sposób, że trudno go zrozumieć. Mówią – a to wyczuwam intuicyjnie – językiem z jakichś seriali, o których nie mam pojęcia. I dobrze mi tak! Po co bierzesz się za taką literaturę – zdają się mówić bohaterowie – to nie dla europejskiego czytelnika z kraju o silnych tendencjach zaściankowych. Nie wierzę. Nie jesteśmy w końcu aż tak upośledzeni.

Jedno jest pewne. Powieść ta stanowi dla mnie dowód, jak można obrzydzić odbiorcy kulturę amerykańską. Typowo przygodowa historia podlana amerykańskim sosem (czasem mam wrażenie, że jest to tamtejsza wersja naszego rodzimego socrealizmu) może denerwować ludzi z kompleksami.
Od dzisiaj, kiedy zobaczę na okładce napis "Hellboy", będę z pewnością wiedział, że znam ten typ lektury i za jej dalszy ciąg bardzo dziękuję.


[recenzja opublikowana również na stronie pl.rec.ksiazki]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 564
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: