Dodany: 08.10.2015 15:10|Autor: Rosco

Cytat- A. Fiedler- narkotyk puszczy


Tutejsza puszcza oszałamiała swą bezbrzeżną, pustą przestrzenią. Był to mocny narkotyk. Była to potęga fantastyczna, zniewalająca, nieprzebrana. I niebezpieczna.
Płyneliśmy już trzy dni(...). Od czasu do czasu uświadamiałem sobie: gdyby woda za miesiąc nie zamarzła, moglibyśmy tak płynąć w kierunku północno-zachodnim przez calusienki rok i co kwadrans podziwiać nowy, bezludny krajobraz. Bogactwo wrażeń oszałamiające i -powtarzam- niebezpieczne.
(...)Północna puszcza pochłaniała rocznie pokaźną ilość ludzi zabłąkanych. Nawet myśliwi od lat obyci z życiem leśnym, doznawali niekiedy zaćmienia umysłu i zatracali poczucie kierunku.

Największą zmorą Północy była samotność. Prawie każdy traper, przebywający przez kilka lat w lasach bez towarzysza, dziwaczał i takich cudaków często tu się spotykało. Szczególnie uciążliwe dla samotnych ludzi były zimowe miesiące, kiedy nawet zwierz rzadko wychylał się z kryjówek, a jedyny żywy dźwięk, jaki człowiek słyszał, to własne kroki i własny głos. Kto wtedy nie był prawdziwym człowiekiem lasu, mocno tam zakorzenionym, zupełnie zżytym z przyrodą i wszelkimi jej zasadzkami, temu cisza i pustka wświdrowywały się w nerwy i gotowały groźne niespodzianki.
Zdawałoby się, że łatwy na to środek: dobrać sobie towarzysza. Lecz wielu kresowców Północy nie znosiło towarzystwa. Stronili od ludzi ba, nie lubili ich, a zetknowszy się z nimi, tracili równowagę i popełniali głupstwa.
I jeszcze zdawałoby się, że łatwo uniknąć tego piekła: po prostu uciec z Północy, nie wracać do niej, bezpiecznie żyć na południu w okolicach zaludnionych. To okazywało się także niemożliwe. Kto raz rzetelnie poznał smak życia na Północy, życia pełnego wszelkich cierpień i wyrzeczeń, ale zarazem nieograniczonej wolności i męstwa, ten już przepadł, nie mógł oderwać się od niego, pozostał mu wierny do końca. Gdyby odszedł z Północy, tęskniłby i wrócił, zawsze wróciłby. Owa tęsknota za Północą była również jakąś chorobą.

Rytmicznie zanurzaliśmy w wodę wiosła, (...) tysiące razy napinaliśmy mięśnie. Tysiące razy wciągaliśmy głęboko w płuca powietrze. W tym powietrzu był upajający tlen z lasu i z nad wody.
(...) Lecz czasem wkradało się podejrzenie- złuda aż dotkliwa w swej natarczywości- że to my staliśmy w miejscu a obok nas posuwał się brzeg, mijały drzewa, zatoki, płynął cały świat. Bo narkotyk ten istniał i działał. Najwyraźniej działał. (...) To już nie zwykłe krajobrazy. Czasem wydawało się, że od brzegu szły na nas tajemnicze promienie; że oto wdzierały się nam w nerwy i w mózg; wpływały na tok myśli, zastrzykiwały do krwi osad, nie wiadomo: trujący czy odżywczy- w każdym razie osad oszałamiający.
Kanada pachnąca żywicą (Fiedler Arkady)
Wyd. Iskry, 1973
str. 126-128

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 660
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: