Los powtórzony?
W swojej konstrukcji "Los powtórzony" jest zbyt podobny do poprzedniej powieści autora. Mam tutaj na myśli nie tylko sposób poznania się bohaterów i niespełnienie ich związku, ale także liczne i obszerne wątki uboczne. W moim odczucie zbyt liczne i zbyt obszerne. Gdy na 163 stronie autor zaczyna opis życia i naukowej kariery Błażeja, to dopiero trzydzieści stron dalej wraca do Marcina i właściwej akcji powieści. Nawiasem mówiąc: większość tych opisów nijak się ma do opowiadanej historii życia Marcina i jego związku z Emilią. Ma się wrażenie dłużyzn. Zbyt widoczne są nici, którymi autor wszył te historyjki do akcji książki. Jakby chciał powiększyć objętość książki, czy zawrzeć w niej swoją wiedzę i swoje opinie na tematy nie powiązane z jej treścią.
Irytujące są wstawki - opowiadania o osobach epizodycznych wtedy, gdy stronę wcześniej zaczął pisać o czymś ważnym, co ma nastąpić w życiu głównych bohaterów książki. Przykład: na stronie 291 Marcin ujawnia swój zamiar pojechania do Emilii, później rozmawia z matką nad jej grobem i to pasuje jak najbardziej, dalej czytamy dwustronicowy wykład o alkoholizmie górali, który jeszcze jako tako pasuje tutaj, ale po nim autor ledwie wspomniawszy o planowanej wizycie Marcina u brata Piotra, na kilku stronach opowiada o losach jego małżeństwa. Tragicznych losach. Za dużo tragedii - szczególnie, gdy ma się w pamięci "Samotność w sieci".
Na stronie 291 Marcin decyduje się pojechać do Ciechanowa w poniedziałek, a tego dnia rano, (strona 304) myśl o tym wyjeździe "pojawiła się nagle". Tak nagle, że musiał zawracać na skrzyżowaniu. Jeśli w trakcie tych częstych opisów autor zapomniał o tym, co powiedzieć o czytelniku?
Postać Emilii, głównej przecież, obok Marcina, postaci w tej powieści, rozmywa się gdzieś na stronach kolejnego wykładu popularnonaukowego. Jakby i Marcin. i autor zapominali o niej. Zapominali. Przecież dlatego przestraszona Emilia musiała dzwonić do Marcina.
Nie znam tak dobrze kobiecej psychiki, jak zna ją Wiśniewski. Nie potrafię tak pisać o kobietach, jak umie to robić on. Zazdroszczę mu. Jednakże wydaje mi się, że nim Emilia odważyłaby się wyznać swoje uczucie do Marcina, powiedziałaby mu prawdę o sobie. Fakt, nie napisała tego wprost, nie napisała "kocham", ale przecież jej ostatnie listy tylko o tym mówiły.
Kobiety są dumne. Kobietę zrani się najmocniej odrzucając jej wyjawione uczucie. Dlatego uważam, że Emilia przyznałaby się do swojego kalectwa wtedy, gdy uświadomiłaby sobie pragnienie przeniesienia ich związku z przestrzeni wirtualnej w rzeczywisty świat. Z lektury ich listów wynika, że tego chcieli oboje.
Nie jestem pewien, czy było potrzebne to zawracanie czasu i losów poprzez ponowne powołanie do życia Jakuba. A jeśli już, to bez jego opowieści z Nowego Jorku, które jest tutaj taką "naszywką" nie mającą uzasadnienia w fabule książki. Odnosi się wrażenie, że Jakub tylko po to zaistniał, aby mógł napisać o WTC.
W nowej powieści autora wolałbym nie czytać już o internetowych znajomościach, o Jakubie i Marcinie, ale w dalszym ciągu chciałbym czytać o kobietach i miłości. I żeby było nieco mniej tragedii. Właściwie dużo mniej tragedii.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.