Dodany: 01.11.2009 20:28|Autor: ettariel

Co ma Lewart do wiedźmina?


Sięgnęłam po "Żmiję" na ślepo, jako wierna fanka Mistrza ASa. Pierwszy zawód nastąpił bardzo szybko, bo po zobaczeniu objętości książki. Cóż, spodziewałam się dwa razy dłuższej... Uciszyłam jednak moją wewnętrzną marudę i podekscytowana wzięłam się do czytania - bądź co bądź, Sapkowski to marka sama w sobie, a długość powieści nie stanowi o jej jakości.

I zawiodłam się nieco. Bo w Mistrzu jest jakby mniej z mistrza. Bo, owszem, wciągnęłam się, lecz nie zafascynowałam. Bo czyta się lekko, ale bez emocji. Sucho i monotonnie. Sam pomysł jest zaskakujący, lecz akcji na dobrą sprawę mniej, niż można by się spodziewać, a postaci głównego bohatera, Pawła Lewarta, brakuje tej barwności, z którą spotykamy się w sadze wiedźmińskiej i trylogii husyckiej. Ani jego towarzysze broni, ani wojownicy z poprzednich epok też nie wyróżniają się niczym specjalnym, z wyjątkiem zbuntowanego, trochę tajemniczego Łomonosowa i majora Sawieliewa o chabrowych oczach. Lewart zaś wydaje się pełnić jedynie rolę łącznika w tej układance elementów rzeczywistości i fantastyki. Brakuje mi tu tego zróżnicowania charakterów, błyskotliwych dialogów i nieprzewidywalnych zwrotów akcji, tych rumieńców, które wykwitały z emocji na moich policzkach przy lekturze przygód Geralta i Reynevana. Przygody Lewarta nie bardzo mnie ruszyły. Co nie znaczy, że nie zainteresował mnie wątek fantasy, umiejętnie wysnuty z mitologii. Wręcz przeciwnie: jest moim zdaniem fascynujący, w ciekawy sposób łączy losy bohaterów żyjących w różnych czasach i dodaje nutki tajemniczości. Szkoda, że to tylko jedna nutka, bo przydałoby się kilka taktów… Coś więcej na temat demonów-pairik, jakieś rozwinięcie wątku starożytnego, który zapowiadał się intrygująco. Więcej o Żmii i o więzi, która połączyła z nią Lewarta. Sceny rozgrywające się w jaskini to moje ulubione, lecz zdecydowanie za krótkie, opisane zbyt zdawkowo.

Tym jednak, co u Sapkowskiego nie podlega dyskusji, jest z pewnością styl. Jak zawsze na wysokim poziomie, jak zawsze przykuwa uwagę czytelnika. Gdyby nie to nazwisko, nigdy nie sięgnęłabym po książkę o wojnie w Afganistanie. Nawet z elementami fantasy. Dla mnie tym razem właśnie tu objawiło się jego mistrzostwo: przeczytałam od deski do deski powieść na nieinteresujący mnie temat. AS polskiej fantastyki potrafi opisać z humorem nawet wojnę, zdarzały się więc także momenty, w których parskałam zduszonym chichotem (choć nie tak częste jak w sadze czy trylogii). Jeśli chodzi o formę, „Żmija” posiada jednak pewną ogólną wadę, godną wytknięcia i publicznego napiętnowania, co niniejszym czynię. Popisy, popisy, popisy! O co chodzi? Spieszę z wyjaśnieniem. Otóż odniosłam nieodparte wrażenie, że przez te wszystkie rosyjskie cytaty, przez nagromadzenie militarnego słownictwa, nikomu nie potrzebnych nazwisk czy nazw miejsc (których wymienianie ciągnęło się niekiedy przez pół strony) Sapkowski przekazuje wiadomość: „Ja to wszystko wiem. A ty, drogi czytelniku, męcz się!”. O ileż lepiej czytałoby się powieść, gdyby te właśnie popisowe szczegóły ograniczyć jedynie do niezbędnych! Nie chcę zostać źle zrozumiana: doceniam wiedzę pisarza i pracę, jaką włożył w zdobycie tych informacji. Cieszą mnie w książkach smaczki, świadczące o tym, iż autor jest świetnie zorientowany w temacie. Ale co za dużo, to niezdrowo.

Summa summarum, nie jest źle. Gdy przeczytacie, sami ocenicie, czy mam rację, czy też moje malkontenctwo wynika ze zbyt wygórowanych oczekiwań i czepiania się szczegółów. Ot, takie biadolenie zawiedzionej wielbicielki wiedźmina. Można przynajmniej oczekiwać, iż był to najniższy szczebel ASowych możliwości i nic gorszego już nie napisze. Miłej lektury.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1970
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Kinga_im 10.07.2012 23:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Sięgnęłam po "Żmiję" na ś... | ettariel
"Żmija" budziła we mnie ogromną nadzieję. Miała zaspokoić mój czytelniczy głód po Wiedźminie i Trylogii Husyckiej, lecz srogo się na niej zawiodłam. Więcej dostrzegam w niej minusów niż plusów. Również irytowały mnie nazwy i cytaty, które w pewien sposób nie pozwalały skupić się na treści. Pomysł na powieść bardzo dobry, lecz brakuje mi w niej tego prawdziwego Sapkowskiego, do którego się przyzwyczaiłam (i myślę, że nie tylko ja). Stylowo teoretycznie przypomina wcześniejsze dzieła autora, ale jednak to nie to samo... Na czym polega różnica? Trudno określić. Być może to kwestia tematyki - strzygi i wiedźmińskie sztuczki oraz husyckie najazdy kontra afgańska wojenna rzeczywistość. Zdecydowanie wybieram te pierwsze...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: