Dodany: 21.04.2015 22:17|Autor: dot59
Romans metafizyczno-humorystyczny
Cóż za przemiła niespodzianka, obrazująca zarazem dziwne meandry, jakimi chadza czytelnicza fantazja! Kolekcję dzieł noblistów zebrałam dość pokaźną, niektóre leżą już na półce albo na dysku ładnych parę lat i mogłam sięgnąć po dowolne z nich, tymczasem ni stąd, ni zowąd wybrałam ściągnięty przed paroma tygodniami z jednej z najpożyteczniejszych wirtualnych bibliotek utwór autora, o którym nie wiedziałam kompletnie nic poza tym, że był Niemcem i że pisywał zarówno wierszem, jak i prozą. A wybrałam akurat ten, bo czytając biografię Konopnickiej, znalazłam tam informację, że przełożyła go na polski i ciekawa byłam, jak się udał przekład. Powiedziane – zrobione; powieść poetycka w trzech odsłonach, zajmująca na oko nie większą objętość niż „Giaur” czy „Konrad Wallenrod”, wystarczyła mi na godzinkę lektury, a wrażenia pozostawiła bardzo pozytywne.
Tytułowe „dziecię wieszczek” to istota nieziemska, którą zapragnął poślubić pewien młody książę. Jego decyzja wywołuje zrozumiały szok wśród krewnych i poddanych, lecz wnet jak na zamówienie zjawia się ktoś, kto obiecuje jego marzenie ziścić. Niestety nie wszystko układa się tak, jak sobie romantyczny młodzieniec wyobrażał i wkrótce musi on stanąć oko w oko z trudną do przełknięcia, zgoła niemetafizyczną prawdą…
Po tym krótkim opisie mogłoby się zdawać, że to melodramatyczny poemat w stylu wspomnianego „Giaura”; otóż nie – jest, owszem, romantyczna historia w orientalnych realiach, jest nawet obowiązkowa doza cierpień głównego bohatera, tyle że autor snuje tę opowieść w stylu iście komediowym, natrząsając się z lekka z opisywanych postaci, na skutek czego, miast popadać w bajroniczne nastroje, czytelnik od czasu do czasu parska dobrotliwym śmiechem. Weźmy taki oto fragment:
„Negr realistą był najczystszej wody –
I za wariata miał pana swojego,
Sądząc, i słusznie, że książę ten młody
Mógłby coś bardziej robić książęcego,
Jak pukać w skały.”[1]
Albo ten, w którym księcia nawiedzają domniemane wieszczki, proponując mu wyswatanie go z przedmiotem jego marzeń:
„Tutaj wzruszone obie panie nasze
Spojrzały milcząc, zwyczajnie, jak mary.
A jedna wzrokiem zdawała się błagać,
Druga: »No, dalej! Przestań-że się wzdragać!«
»Książę! — wyrzekła wreszcie grubym głosem,
Jaki z ust wieszczki od początku świata
Nie wyszedł (zgadłby słuchacz z lepszym nosem,
Że nie ambrozja z ustek tych zalata).” [2]
Albo taki, gdzie autor tłumaczy się z tego, że nie doprowadził do natychmiastowego połączenia księcia z ukochaną:
„Ale gdzie idzie o prawdę, któż pakta
Z kłamstwem zawiera dla marnej uciechy?
Wszak w Astrachanie dziecko zna te fakta!
Nuż przetłumaczą mnie? (za ciężkie grzechy)
Miałbym się z pyszna! Nie, alea iacta.
Kronik się przecie nie pisze na śmiechy.”[3]
Na tyle, na ile udało mi się porównać tekst polski z wyszperanymi w sieci urywkami oryginału (uwzględniając moją kiepską znajomość niemieckiego tudzież niejakie trudności przy czytaniu słów zapisanych gotykiem), mogłam uznać, że tłumaczenie jest wierne. Wypada zatem docenić zarówno pióro autora, jak i tłumaczki… i poczucie humoru obojga. A satysfakcja byłaby jeszcze większa, gdyby w e-booku dystrybuowanym przez Wolne Lektury (zatem nie jakimś skanowanym po piracku, tylko przygotowywanym przez fachowców) nie było aż tylu literówek.
---
[1] Paul Heyse, „Dziecię wieszczek”, przeł. Maria Konopnicka; ze strony: wolnelektury.pl; e-book opracowany na podstawie: Paul Heyse, „Wybór pism”, tom III, nakł. i druk S. Lewentala, Warszawa 1880, s. 5-6.
[2] Tamże, s. 13.
[3] Tamże, s. 25.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.