Ostatnimi czasy pojawiło się wiele koncepcji odnoszących się do rozwoju współczesnego świata. Niektórzy głosili koniec historii, inni nadciągające starcie cywilizacji. Wśród mniej znanych teorii znajduje się teza o zbliżającym się nowym średniowieczu.
Ojcem tego sformułowania był rosyjski myśliciel i filozof Mikołaj Bierdiajew. Jego najsłynniejsza książka, wydana w Polsce po raz pierwszy w 1936r. Zatytułowana jest właśnie „Nowe Średniowiecze”.
Podstawową konstatacją autora jest stwierdzenie, że czasy współczesne są okresem wielkiego kryzysu oraz momentem przełomowym, z którego wyłoni się całkiem odmienna sytuacja. Bierdiajew jest przekonany, że nowe czasy będą diametralnie różne od dotychczasowych, niezbyt pochlebnie przezeń ocenianych.
Pierwowzorem nadchodzących czasów stanie się epoka wieków średnich. Współczesny kryzys kultury to przejście do nowej epoki rozwojowej, w której ludzkość wróci do dawnych ideałów życia duchowego i odpowiednio do tego zmieni formy współżycia na bardziej odpowiadające owym ideałom. W nowej epoce wróci surowa dyscyplina wewnętrzna i mocne związanie człowieka z otoczeniem społecznym. Wrócą te formy życia, które były w średniowieczu i dzięki którym ludzkość mogła zdobyć trwałe podwaliny moralno-społeczne.
Trwałe spoiwo jakim były zasady powszechnie uznawane w średniowieczu, uległo rozkładowi w wyniku odśrodkowych procesów zachodzących przez kilka wieków, począwszy od Renesansu. Bierdiajew sugeruje, że wszystkie idee, które narodziły się w tym czasie, aż do socjalizmu, mają związek z humanizmem, a ich odbiciem w życiu społecznym jest rozwój instytucji demokratycznych. Autor miażdży wręcz współczesną ideę demokracji, piętnując głównie jej relatywizm moralny i kolektywizm. Twierdzi, że demokracja to w istocie podtrzymywanie fikcji: „Ideologia, która uznaje wyższość i autokrację woli narodu, powstaje wtedy, gdy wola narodu już nie istnieje.”. O ile początkowe dekady epoki postśredniowiecznej nie odbiegały zbyt daleko od etosu wieków średnich, to sytuacja zmieniła się radykalnie z zaistnieniem dwóch wydarzeń : Rewolucji Francuskiej, która była zwieńczeniem procesów sekularyzacji i triumfu materii nad duchem, oraz tzw. rewolucji przemysłowej, która oznaczała zburzenie całej odwiecznej struktury życia ludzkiego, organicznie związanego z życiem natury.
Bierdiajew uważa, że stajemy na progu nowych czasów, choć tkwimy jeszcze w czasach starych. Stara się on odpowiedzieć na pytanie, jak owa epoka będzie wyglądać i dochodzi do wniosku, że istnieje wiele przesłanek wskazujących jej podobieństwo do średniowiecza. Filozof rosyjski porównuje czasy współczesne do stanu, w jakim znalazło się Cesarstwo Rzymskie u progu swego końca.
Za symptomy zbliżania się epoki „nowego średniowiecza” autor uważa rozkwit doktryn okultystycznych, stopniowy powrót do postawy religijnej, co w przyszłości doprowadzi do ograniczenia nadmiernego indywidualizmu, sprowadzenie techniki do właściwej jej roli służebnej wobec człowieka, zastąpienie filozofii zysku za wszelką cenę przez postawy bardziej w tym względzie umiarkowane.
Bierdiajew pisze o kresie „starego paradygmatu naukowego”: „Odkrycie zasady entropii, radioaktywności i rozbicia atomów, wreszcie odkrycie teorii względności – czyż nie jest to wszystko rodzajem objawienia fizyki współczesnej?”. O ponownym zbliżeniu się nauki i religii: "Sama nauka wraca do swych magicznych źródeł i wkrótce wyjaśni się ostatecznie magiczny charakter samej techniki”.
Oprócz tego postuluje Bierdiajew rozwiązania, które później weszły w skład teorii krytyków współczesnego społeczeństwa, takie jak: ograniczenie urbanizacji, zbliżenie do przyrody, powrót do małych form wytwórczości, rewitalizacja obszarów wiejskich oraz zmniejszenie roli instytucji pośredniczących.
Po latach możemy się zastanawiać na ile trafne okazały się prognozy autora. Co prawda trudno mówić dziś o powrocie do ideałów średniowiecza w skali globu, niemniej jednak wiele uwag Bierdiajewa odnośnie przyszłości okazało się trafnych.
Obecnie na świecie nie brak kontynuatorów myśli Rosjanina oraz poszukiwaczy symptomów nowej ery, jak też upadku obecnej cywilizacji niczym zmierzchu Imperium Romanum. W Polsce znani są choćby publicysta Lech Jęczmyk czy pisarz, dziennikarz, a kiedyś polityk Rafał A. Ziemkiewicz.
Biorąc za punkt wyjścia zbiór felietonów pierwszego z nich, zatytułowanego właśnie „Nowe Średniowiecze”, spróbuje zasygnalizować najbardziej widoczne symptomy tej ścieżki przyszłości oraz możliwy ich rozwój.
Jednym z najważniejszych z nich jest stopniowa budowa systemu feudalnego, który rodzi się z narastającego chaosu oraz upadku demokracji.
Ciekawym przykładem skradającego się chaosu są amerykańskie inner cities, czyli śródmieścia. Do godziny piątej po południu są to dzielnice urzędników i bankierów. Kiedy ci – w znakomitej większości biali, udają się do swoich domów na przedmieściach, na ulice wychodzą – na ogół czarni – przedstawiciele innej cywilizacji. Ludzie tam są podzieleni na klany, mają swoich wodzów i swoje sądy, walczą o terytoria na noże, kamienie i maczugi (fabrycznie produkowane pod nazwą kijów baseballowych). Poczucie bezpieczeństwa zapewnia im przynależność do grupy: gangu, tajnego stowarzyszenia, grupy kibiców. Szefowie tych grup są zalążkowymi panami feudalnymi: mają drużynę zbrojną, zapewniają bezpieczeństwo w zamian za bezgraniczną lojalność i pobierają haracz. O początku feudalizmu będzie można mówić, kiedy szef mafii przestanie się zasłaniać skorumpowanym urzędnikiem czy politykiem i sam się ogłosi księciem. Dzisiaj ogniskami chaosu są takie kraje jak Afganistan czy Somalia. Całkiem możliwe, że te kraje nie są jakimiś aberracjami ale zwiastunami przyszłości.
System demokratyczny, z kolei, wymaga społeczeństwa jednolitego pod względem wyznawanego systemu wartości i stopnia zamożności. Już Arystoteles pisał, że warunkiem demokracji jest silna klasa średnia, najlepiej liczniejsza od połączonej grupy biedaków i bogaczy.
Dzisiaj – przynajmniej w świecie zachodnim – nie można już mówić o społeczeństwach jednolitych pod względem religijnym czy narodowościowym. W Ameryce Południowej, która była dotychczas biało-czerwono-czarna, mieszka już ćwierć miliona Japończyków. Nawet w Warszawie trudno wejść do autobusu, w którym nie jechałaby para Azjatów.
Drugi filar demokracji – klasa średnia – również podlega erozji. Niewielka część awansuje do grupy superbogatych, znacznie większa spada do podklasy biedaków. Żadna z tych grup nie jest zainteresowana demokracją. Proces ten jest szczególnie widoczny tam, gdzie ukształtowała się prawdziwa oligarchia. Jej feudalny charakter nie rzuca się w oczy ze względu na maskujące nazewnictwo. Tymczasem ludzie ci mieszkają w warownych dworach lub zamkach (alarmy elektroniczne, kamery), mają drużyny zbrojnych (ochroniarze), jeżdżą sprowadzanymi z zagranicy karocami, ich dzieci jeżdżą konno i grają w tenisa, studiują na najlepszych uniwersytetach, na których ważniejsze od poziomu naukowego są więzi klasowo-towarzyskie, zapewniające pozycję w przyszłości.
Oligarchię otacza tłum służby, nadwornych fryzjerów i filozofów, muzyków, lekarzy i chirurgów plastycznych, specjalistów od mody i dykcji. Większość zawodów jest tu dziedziczna (zawsze istniały dynastie okołotronowych krawców i piekarzy), ale może się tu przebić szarlatan, astrolog, uzdrowiciel, wynalazca nowej metody odchudzania.
Działa jeszcze grupa polityków, której zadaniem jest ochrona oligarchii przed naporem tłumu. Spełniają oni rolę gąbki wysysającej gniew ludu i muszą być okresowo wymieniani (misterium wyborów).
Następną kategorię stanowią mieszkańcy miasta zapewniający funkcjonowanie infrastruktury: producenci dóbr luksusowych dla zamku i tańszych dla mieszczan, budowniczowie i oficerowie wojska i policji, sędziowie i prokuratorzy. Ludzie ci dopuszczani są do pewnego szczebla bogactwa, ale nie mają pewności, że się na nim utrzymają. Do tej grupy można się przebić dzięki zdolnościom, bardzo uporczywej pracy i gotowości do pokonania innych.
Dalej idą mieszkańcy „podgrodzia”, tolerowani w mieście w dzień, wypędzeni poza mury miejskie w nocy. Wywożą nieczystości, kopią rowy, trudnią się półlegalnym handlem, łupieni zarówno przez drobnych rzezimieszków jak i przez miejskich strażników. Mają swoją policję i sądy w postaci gangów.
Są jeszcze powoli dziczejący mieszkańcy oddalonych osad, którym dano do zrozumienia, że są zbędni. (Na przykład w niektórych okolicach Polski ludzie powrócili do zbieractwa, żywią się rybami złapanymi w jeziorze, grzybami z lasu, często kłusują.)
Z obu tych warstw wywodzą się grupy przestępcze, wśród których otwarta jest ścieżka na same szczyty, aż do grupy oligarchii. W TEN SPOSÓB POWOLI ZARYSOWUJE SIĘ TYPOWA PIRAMIDA FEUDALNA. Dość zaskakujący może być przy tym powrót znaczenia warunków fizycznych. Wobec zablokowania mechanizmów awansu społecznego jedyną właściwie szansą dla kobiet z warstw niższych jest kariera przez łóżko. Jednym z objawów zrozumienia tego zjawiska są rozliczne konkursy piękności, na których dziewczęta wystawiają swoje wdzięki na sprzedaż. Również chłopcom z podgrodzia warunki fizyczne zapewniają zatrudnienie przy wymuszaniu posłuchu po jednej lub drugiej stronie prawa.
Jako, że przyszłość cywilizacji zachodniej może być analogiczna do czasów upadku Imperium Romanum to kolejnym symptomem zbliżającego się nowego średniowiecza jest nadmiar biednej, nikomu niepotrzebnej ludności miejskiej. W Rzymie panowano nad nimi za pomocą „chleba i igrzysk”. Dwie dominujące pozycje w budżecie stanowiły wojsko oraz dary zbożowe dla ludu, jednak prawdziwym majstersztykiem socjotechniki były igrzyska, które odprowadzały uwagą plebsu na bezpieczne tereny sportowego kibicowania.
Dzisiaj w Europie i Ameryce Północnej tez mamy do czynienia z narastającym problemem „ludzi zbytecznych”. W Unii Europejskiej jest ponad 20 mln. Bezrobotnych. Niektórzy z nich są już drugim pokoleniem żyjącym z zasiłków – tych współczesnych „darów zbożowych”. Niższą jeszcze od nich kastę stanowią nielegalni imigranci. Chleba dla nich na razie raczej wystarcza, a co z igrzyskami?
Walki gladiatorów zostały rozbudowane o nowe konkurencje (piłka nożna, wyścigi samochodowe choćby) i uzyskały oprawę, o jakiej nie śniło się najbardziej wystawnym cezarom. Istnieje także rodzaj wyścigów muzycznych zwanych „listami przebojów”.
Pod hasłem „wychowania bez stresów” obniżono poziom nauczania w szkołach dla plebsu doprowadzając, zwłaszcza w USA, do wzrostu analfabetyzmu. Telewizja wyprodukowała „operę mydlaną” dla przykuwania uwagi kobiet. Są gry zręcznościowe i komputerowe, pornografia i pisma kobiece, poświęcone plotkom i wróżbom. Nasze społeczeństwa wykształciły wreszcie specyficzną formę igrzysk zwanych demokratycznymi wyborami, których celem obok dostarczania plebsowi rozrywki jest okresowe rozładowywanie gniewu mas.
Jedną z metod utrzymywania ludu w otępieniu i posłuszeństwie jest stosowanie narkotyków. (W Polsce zaborcy i inni okupanci używali w tym celu wódki). Możliwe jest, że i dzisiaj wpływowe koła zainteresowane są rozpowszechnianiem narkotyków z powodów innych niż chęć zysku. Znani magnaci finansowi angażują się w akcję legalizacji handlu (na razie miękkimi) narkotykami. Kryje się za tym przekonanie, że światu potrzebna jest elita, a resztę ludzi trzeba jakoś zneutralizować. Teoria ta znana jest jako „20/80”, to znaczy dwadzieścia procent elity i osiemdziesiąt procent balastu.
Do podobnych wniosków w książce „Pułapka globalizacji. Atak na demokrację i dobrobyt.” dochodzą Hans-Peter Martin i Harald Schumann, przywołując oficjalne dane statystyczne, stwierdzające że 358 miliarderów dysponuje majątkiem równym dochodom 2,5 mld. Ludzi, czyli prawie połowy ludności świata. Stopniowo zabezpiecza się też przed sytuacją, gdy dla utrzymania „80 procent” w spokoju nie wystarczy żywność i rozrywka. Przykładowo w Kaliforni wydatki na więzienia przekraczają cały stanowy budżet oświaty. W Europie osaczonej przez głodnych, potencjalnych imigrantów szefowie rządów UE dozbrajają wojska pogranicza.
Plan 20/80 demaskuje również pisarz amerykański Lester C. Thurow w dziele „Przyszłość kapitalizmu. Jak dzisiejsze siły ekonomiczne kształtują świat.” Dostrzega on podobieństwa między naszym czasem, a okresem upadku Cesarstwa Rzymskiego.
Następnym znakiem wskazującym na nowe średniowiecze są migracje i ogólnie sytuacja demograficzna. Choćby w Polsce przez ostatnie dziesięć lat otwartości oraz jednoznacznego moralnego potępienia hasła „Polska dla Polaków” dorobiliśmy się tłumu cygańskich żebraków, pracowitych wietnamskich handlarzy i niemałej liczby trzymających się dyskretnie i na uboczu Chińczyków; co krok spotykamy zatrudnionych przy mało prestiżowych pracach Ukraińców i Białorusinów. Żyjemy bowiem w czasach wielkiej wędrówki ludów, której kierunek jest oczywisty. Dziś ludy kolorowe kolonizują Amerykę Płn. i Europę, a proces ten jest w coraz mniejszym stopniu kontrolowany. Źródeł problemu możemy szukać nie tyle w przyroście liczby ludzi, ile w jego nierównomierności: ludność krajów zamożnych ulega zmniejszeniu, przyrost następuje w krajach biednych. Historia uczy, że jest kwestią czasu, kiedy liczni i głodni zadepczą sytych, w dodatku niebyt skorych do walki.
Na problemy demograficzne nałożyć się mogą gwałtowne zmiany klimatyczne. Coś podobnego, choć na znacznie mniejszą skalę zdarzyło się w roku 406, kiedy to na skutek anomalii pogodowej zamarzł Ren i hordy Germanów powstrzymywane wcześniej przez sprawnych legionistów na przeprawach, wdarły się do wnętrza Imperium przechodząc graniczną rzekę po lodzie.
Na razie Europa jest atakowana od południa i wschodu dopiero przez harcowników przyszłej wędrówki ludów (szacuje się, że w ciągu najbliższych 10 lat do Europy przybędzie 20 mln. ludzi), ale niech no tylko zamarznie Ren... albo raczej tamtym ludziom zrobi się gorąco – efekt cieplarniany działa, a już teraz w Indiach temperatury latem sięgają 50 stopni celsjusza, a na płw. Arabskim nawet 80 stopni!
Możemy zauważyć wiele innych charakterystycznych dla schyłku naszej cywilizacji i narodzin nowego średniowiecza cech. Wspomnę tu o niektórych z nich:
Zapotrzebowanie na najemników – ludzi nie skażonych postępem, czyli rozkładem, związanych plemienną lojalnością zabijaków, którzy honor i sławę w oczach niektórych towarzyszy stawiają wyżej niż przywiązanie do życia. Charakterystyczne jest to, że społeczeństwa zamożne i „zapasione” fizycznie, a zagłodzone duchowo, rozleniwione i zniewieściałe, wkraczają na drogę upadku, organizując armie zawodowe początkowo rekrutowane z własnej wielodzietnej biedoty, a później polegające coraz bardziej na cudzoziemcach.
Powrót żebraków oraz osób chorych umysłowo do elementu codziennego krajobrazu. W warunkach narastającego chaosu społecznego poczucie zagubienia i lęk przed przyszłością zaowocują zwiększoną ilością psychoz przy jednoczesnym upadku systemów opieki zdrowotnej i społecznej (w skorumpowanym państwie bogacze nie płacą podatków, a biedni nie mają z czego.)
Działalność czarowników, czyli różnego rodzaju cudotwórców, healerów itp. zwanych naukowo bioenergoterapeutami. W Polsce wiąże się to z pewnym zagrożeniem. Rodzimi bioenergoterapeuci uprzedzają, że pracuje u nas ponad tysiąc „czarowników” z byłego ZSRR, że niewiadoma część z nich wykonuje zadania nie tylko lecznicze. Mogą zbierać informacje (np. lecząc żony niektórych notabli), mogą też jakoś wpływać na naszą psychikę.
Rozwój niewolnictwa i handlu ludźmi. W XXw. niewolnikami byli więźniowie łagrów, kołchożnicy (o statusie podobnym do chłopów pańszczyźnianych), czy pracownicy niewolniczy w Niemczech w latach 40-tych. Dziś młode Polki wywożone są do niemieckich czy holenderskich domów publicznych, prowadzony jest handel dziećmi prowadzony zazwyczaj pod płaszczykiem legalnych adopcji, w niewielkich ilościach handluje się też ludźmi, których organy wykorzystywane są do przeszczepów dla tych, którzy mogą sobie na to pozwolić.
Niewolnikami pozbawionymi jakichkolwiek praw są też w wielu państwach więźniowie. Raporty Amnesty International stwierdzają, że dzieje się tak w co najmniej 80 krajach. W Sudanie, gdzie od lat trwa rzeź chrześcijan ocaleni z pogromów sprzedawani są w niewolę. Mamy też współczesnych janczarów np. w Ugandzie tzw. opozycja zbrojna masowo porywa chłopców i tworzy z nich całe armie.
Oczywiście katalog symptomów nowego średniowiecza jest szerszy, ale przejdźmy już do zakończenia.
= = = = = = = =
Zakończenia nie napisałem, a przynajmniej nie mogę go odnaleźć w czeluściach archiwum plików.
Tekst pisałem w 2000 roku, na podstawie felietonów Lecha Jęczmyka drukowanych w "Nowej Fantastyce", a wydanych później w formie książkowej:
Trzy końce historii czyli Nowe Średniowiecze (
Jęczmyk Lech)
Dlaczego toniemy czyli Jeszcze nowsze Średniowiecze (
Jęczmyk Lech)
Nowe Średniowiecze: Felietony zebrane (
Jęczmyk Lech)
Czas weryfikuje tezy Jęczmyka...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.