Dodany: 15.02.2015 10:23|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Bardzo polska historia wszystkiego
Węgłowski Adam

6 osób poleca ten tekst.

Czy Kolumb, czy Dracula – wszystko nasza krew?


Tytuł „Bardzo polska historia wszystkiego” i okładkowa (Znak, 2015) grafika, która już bardziej patriotycznie wyglądać nie może… Co się kryje wewnątrz? Czy aby nie jakiś zbiór krzepiących, choć niekoniecznie zgodnych z prawdą twierdzeń, wedle których przed naszą wyjątkowością winny klękać wszystkie pozostałe narody, i gdyby tak faktycznie klękały, zamiast nam rzucać kłody pod nogi, dopiero byśmy rozwinęli orle skrzydła i byli od morza do morza?...

Nie, spokojnie, to nie ten rodzaj literatury! Emotikon skromnie przycupnięty pod lewą łapą okładkowego orła uśmiecha się do czytelnika, niedwuznacznie sugerując, że jeśli szukać patetycznych deklaracji wygłaszanych ze śmiertelną powagą, to jednak nie tutaj… Oczywiście, trochę powagi jest, jako że mówiąc o historii nie sposób się bez niej obyć, lecz podczas lektury dominuje zaciekawienie. Bo z pewnością nie odkryliśmy jeszcze wszystkich – chwalebnych czy nie – śladów pozostawionych przez naszych rodaków w rozmaitych wycinkach geograficzno-historycznej czasoprzestrzeni. Wiemy, że jest ich wiele. Znamy sporo nazwisk naukowców, podróżników, żołnierzy, polityków, inżynierów, artystów i tak dalej, którzy urodzili się w Polsce, a sławę zdobyli poza granicami kraju. Nikt też nie wątpi w polskie korzenie Konstantina Ciołkowskiego, Wladzia Liberace czy Juliette Binoche. Jednak to, co zobaczymy w spisie treści „Bardzo polskiej historii wszystkiego”, chyba nas nieco zaskoczy: „Kolumb był Polakiem”? I James Bond, i Drakula, i Indiana Jones, i, horribile dictu, Stalin? (a są i inni… ale zostawmy następnym czytelnikom jakiś element niespodzianki!). To tylko hipotezy, które autor ma zamiar na naszych oczach analizować, niemniej jednak w duszy co bardziej podejrzliwych czytelników może się zrodzić obawa, czy aby ktoś sobie z nich nie żartuje. I znów należy ich uspokoić: nie, to nie żarty, lecz jedynie swego rodzaju uogólnienia, uświadamiające nam kilka prostych prawidłowości. Pierwsza: że wielka jest siła wszelkich plotek i pogłosek; druga: że gdy takowe już wejdą w obieg, nieraz nawet na bieżąco trudno je zweryfikować, a cóż dopiero z perspektywy dziesiątek czy setek lat. Trzecia: że czasem nawet w najbardziej nieprawdopodobnej opowieści może się kryć ziarenko prawdy, chociaż niekoniecznie w tym miejscu, od którego zaczynamy poszukiwania. Czwarta: że związki między historią i (pop)kulturą bywają silniejsze, niż nam się wydaje. Kiedy już przyjmiemy je do wiadomości, możemy w pełni docenić sposób, w jaki Adam Węgłowski prowadzi nas przez meandry historycznych tez i faktów, w których pobrzmiewają mniej lub bardziej odległe echa polskości. Podchodzi do nich z iście naukową rzetelnością, starając się dotrzeć do wszelkich źródeł, które mogłyby pomóc w rozszyfrowaniu ewentualnych nieścisłości i wyjaśnić mechanizmy ich powstania. A przy okazji znajduje wiele tropów – czasem tylko luźno związanych z właściwym tematem, za to układających się w osobne, pasjonujące opowieści.

Chyba już się domyślamy, że domniemane polskie pochodzenie wymienionych w spisie treści postaci w większości przypadków okaże się (przynajmniej w sensie dosłownym) niepotwierdzone. Ale po zakończeniu lektury z pewnością nie zwątpimy w sens powstawania podobnych książek. Bo może napotkane w tekście informacje skłonią nas (tylko czy aż?) do sięgnięcia po jedną czy więcej pozycji wymienionych w bibliografii, rozniecając zapał do czytania literatury historycznej. Bo może dzięki nim młody człowiek, którego śmiertelnie nudzi historia zawarta w podręcznikach szkolnych, odkryje, jak znajdować radość w tropieniu postaci i faktów mniej istotnych dla biegu dziejów, lecz wiele znaczących z jego osobistej perspektywy (jeśli się interesuje sportem, a nuż zechce prześledzić rodowody znanych piłkarzy; jeśli pasjonują go horrory i filmy z gatunku dark fantasy, rozdziały o Draculi, Golemie i Frankensteinie mogą zainspirować go do poszukania genezy innych filmowych bohaterów). Bo może my, starsi, nabierzemy przekonania, że warto się grzebać w genealogii, gromadzić metryki, sporządzać notatki – jeśli nie dla nas samych, to dla potomków późniejszych o dziesięć pokoleń, zwłaszcza że przy dzisiejszej mobilności populacji nigdy nie wiadomo, czy w międzyczasie nasze geny nie obiegną połowy kuli ziemskiej…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1610
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: