Dodany: 08.11.2014 00:01|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Coś, o czym chciałam ci powiedzieć
Munro Alice

7 osób poleca ten tekst.

Nadzwyczajnie o zwyczajnym życiu


Są takie książki, których poznawanie wykracza poza ramy „zwyczajnego” doświadczenia lekturowego, staje się jakby przeżyciem „ponadksiążkowym”. W moim rozumieniu należą do nich m.in. te, które nie dają się tak łatwo czytelniczo okiełznać. Przewracamy kolejne strony i nic się nie rozjaśnia, utwór nie daje się łatwo wbić w określony schemat, zaskakuje, pozostaje fascynującą zagadką. To uczucie towarzyszy mi zazwyczaj przy sięganiu po kolejne zbiory opowiadań Alice Munro. Ostatnio ich na naszym rynku nie brakuje, Nobel robi swoje. Najnowsza z wydanych u nas książek kanadyjskiej pisarki to „Coś, o czym chciałam ci powiedzieć”. Co takiego jest w jej prozie, że choć przedstawia podobne historie (często wykorzystuje te same motywy), prawie za każdym razem zachwyca?

„Pomyślałam, że takie sobie to życie. Po prostu robisz to wszystko, wypełniasz czas, ale zawsze masz nadzieję, że nagle coś się zdarzy i wtedy - dopiero - zaczniesz żyć. Nie żebyś jakoś szczególnie o tym marzyła - o tym, że coś się zdarzy - nie jest ci źle tak jak jest, a jednak na coś czekasz. A później umierasz (...), a wokół te same plastikowe krzesła, plastikowe rośliny, zwykły dzień, ludzie robią zakupy. I tyle się nażyłaś. Ale teraz wyprawa do biblioteki i powrót autobusem na wzgórze z książkami i z torbą winogron wydają się warte grzechu. O Boże, oddałabyś wszystko, żeby to wróciło”[1].

Trudno opisać te opowiadania pod względem fabularnym. W większości nie ma w nich fajerwerków - nawet tragedie są jakby nieco przytłumione. Najogólniej rzecz ujmując, Munro pisze o zwyczajnym życiu, emocjach, które stają się udziałem większości ludzi, dosyć pospolitych relacjach. Tu opowieść o życiu dwóch sióstr i zamiecionej pod dywan tragedii, gdzieś indziej wycinek z historii toksycznego związku z pisarzem. Tam poznamy uwiedzioną, naiwną dziewczynę, ówdzie młodego mężczyznę, który wierzy, że można spacerować po wodzie. W „Odpowiedz tak albo nie” następuje konfrontacja ze śmiercią bliskiej osoby, w „Przebaczeniu w rodzinie” - zmierzenie się z powrotem do zdrowia. W „Odnalezionej łodzi” towarzyszymy dzieciom odkrywającym swoją seksualność, w „Marrakeszu” - kobietom u schyłku ich dni, które życie jakby omija. W „Ceremonii pożegnalnej” uczestniczymy w stypie, a w „Dolinie Ottawy” poznajemy pewną skonfliktowaną rodzinę. Tylko tyle? Aż tyle!

„Dotty miała twarz płaską, miękką, ciastowatą, stworzoną do klęski. Była jedną z tych szarych, wiecznie zdziwionych kobiet, które się widuje z siatkami na zakupy albo jak czekają na autobus. Rzeczywiście zobaczyłam ją raz w nudnym granatowym zimowym płaszczu na przystanku w centrum i początkowo nie poznałam. W jej mieszkaniu tłoczyły się ciężkie meble ocalałe po obydwu małżeństwach - pianola, wypchana sofa i krzesła w stylu chesterfield, orzechowa połyskliwa serwantka i stół, przy którym siadywałyśmy. Pośrodku stołu stała ogromna lampa z malowaną porcelanową podstawą i plecionym ciemnoczerwonym, ekstrawagancko przekrzywionym niczym krynolina abażurem”[2].

Tu za dosyć miałkimi fabułami kryje się takie mnóstwo emocji, że trudno je ogarnąć. To pewien paradoks: miłość, nienawiść, cierpienie, tęsknota, rywalizacja, frustracja - wszystko wybrzmiewa tu z pełną mocą, choć zarazem jest jakby zakamuflowane. Pisarka wiele wymaga od czytelnika. Ustawia go na pozycji podglądacza zwyczajnych ludzi wykonujących błahe czynności. Ktoś gra w zgadywankę, ktoś inny pisze list, ktoś wraca ze szkoły do domu, ktoś oczekuje nadejścia poczty, ktoś popija mocne drinki i wspomina wakacje. A jednak w tym wszystkim jest trudne do zrozumiena napięcie. W tych tandetnych dekoracjach, wśród mało znaczących zdarzeń rozgrywają się prawdziwe dramaty.

„Brakuje mi jeszcze kilku lat do emerytury, jestem wdową, pracuję w administracji państwowej i mieszkam na siedemnastym piętrze apartamentowca. Nie przeszkadza mi samotność. Wieczorami czytam i oglądam telewizję. Nie, nie zawsze, czasami siedzę w ciemności, piję whisky z wodą i rozmyślam - bez sensu, bezradnie, niemal z ulgą - o rzeczach, o których już zapomniałam lub od dawna nie byłam w stanie rozmyślać. Kiedy nie żyje nikt, kto mógłby pamiętać, myślę, że pożar przestaje być faktem, jakby nikt nie wbiegł w tamte płonące drzwi”[3].

Czytanie Alice Munro przypomina układanie wybrakowanych puzzli - dopiero gdy poznamy całe opowiadanie, pewne sprawy staną się jasne; choć nie wiadomo, czy do końca. Może zabraknąć niektórych elementów, w większości sami będziemy musieli sobie dopowiedzieć, co naprawdę się wydarzyło. Kanadyjska noblistka mnoży pytania, podsuwa wskazówki, ale nie zawsze daje odpowiedzi. Myślę, że to dlatego jej opowiadania zostają w czytelniku na dłużej. Jak niezwykły smak, który nie opuszcza naszego języka, choć już dawno skończyliśmy jeść. Dodam jeszcze, że w tych utworach jest prawdziwe piękno - głęboka psychologia postaci, wirtuozeria słowa. Pozostając przy kulinarnej metaforyce - ich lektura jest wspaniałą ucztą! Skosztujcie tych opowiadań, przenieście się do Kanady, poznajcie przeciętnych ludzi i ich zwyczajne-niezwyczajne historie. I niech autorka po raz ostatni obroni się sama (przytaczam cytaty bez komentarza, bo same najlepiej zaświadczą o walorach tej prozy):

„Et patrzyła na siedzących na ganku. Char, Blaikiego i Arthura, którzy się zastanawiali, czy mają ochotę wejść do domu, zapalić światło i pograć w karty. Próbowała przekonać samą siebie, że jest niemądra. (...) Char i Blaikie wydawali jej się zwierzętami tego samego gatunku - wysocy, szczupli, mocni, niebezpiecznie kwieciści. Siedzieli osobno, ale lśnili razem. Kochankowie. To nie łagodne słowo, jak wszyscy myśleli, lecz okrutne i rozdzierające. Był tam Arthur w bujanym fotelu z pledem na kolanach, niedorzeczny jak ktoś, kto nie porósł do końca skórą. Mimo to w jakiś sposób tacy ludzie jak on przysparzali najwięcej kłopotów”[4].


---
[1] Alice Munro, "Coś, o czym chciałam ci powiedzieć", przeł. Bohdan Maliborski, wyd. Świat Książki, 2014, s. 124.
[2] Tamże, s. 45.
[3] Tamże, s. 192.
[4] Tamże, s. 23.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4025
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: carmaniola 15.11.2014 18:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Są takie książki, których... | misiak297
Właśnie mam za sobą pierwszy tom opowiadań noblistki "Księżyce Jowisza" i tytuł Twojej recenzji doskonale oddaje moje odczucia po przeczytaniu tej książki... bohaterowi są tacy zwyczajni; tacy, których możemy spotkać tuż za rogiem. Opowiadania właściwie też - tam nie ma żadnych "fajerwerków", a jednak przykuwają uwagę czytelnika i zmuszają do najwyższego skupienia.

PS. A ja ją tak omijałam... ;)
Użytkownik: misiak297 15.11.2014 23:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie mam za sobą pierw... | carmaniola
Ogromnie się cieszę, że i Ciebie Munro urzekła. "Coś, o czym chciałam ci powiedzieć" również jest zbiorem na piątkę. Na 13 opowiadań zaledwie jedno podobało mi się mniej.
Użytkownik: carmaniola 16.11.2014 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Ogromnie się cieszę, że i... | misiak297
Przyjdzie i na ten zbiór kolej. Pomalutku. W każdym razie omijać pozycji tej pani na pewno nie będę. :)
Użytkownik: Szeba 16.11.2014 10:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Ogromnie się cieszę, że i... | misiak297
To ja tylko wtrącę, że obecnie można tę książkę kupić taniej w B.
Twojej recenzji nie czytam, bo najpierw chcę przeczytać książkę, ale przeczytam ;) W każdym razie ja chyba zostanę miłośniczką Munro - podobały mi się "Jawne tajemnice", a teraz czytam "Odcienie miłości" i też jest dobrze, choć słyszałam już, że to jedna z tych słabszych jej książek.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: