Dodany: 30.05.2009 21:23|Autor: dot59
Obyś nie musiał pytać…
Do kina chadzam raz na ruski rok, więc skoro nie zapadła mi w pamięć premiera filmu zrealizowanego na podstawie tej powieści, gotowa byłabym przepuścić ukazanie się polskiego przekładu literackiego pierwowzoru - i pewnie tak by się stało, gdyby nie biblionetkowe recenzje. Dzięki nim, wypatrzywszy "Lektora" na bibliotecznej półce z nowościami, uniosłam go z triumfem do domu... gdzie sprzątnął mi go sprzed nosa małżonek. Ku memu zdumieniu, uporał się z nim w jeden wieczór i choć z natury nie jest skłonny do zachwytów, bez namysłu ocenił powieść tak samo, jak ja dzień później.
W zasadzie można by już mieć dosyć tematyki wojny i Holocaustu, rozliczania się Niemców z haniebną przeszłością i rozpamiętywania krzywd doznanych przez jej ofiary. Ale póki żyją jeszcze świadkowie tamtych czasów albo chociaż ci, którzy poznali je z opowieści świadków, będzie powracać pytanie: jak i dlaczego „ludzie ludziom zgotowali ten los”[1]? Jak to możliwe - być człowiekiem, który kocha, wzrusza się, marzy, a równocześnie wydawać na innych niczym nieuzasadnione wyroki śmierci albo obojętnie patrzeć na ich męczeństwo?
Czy Hanna Schmitz - „aufzejerka w małym obozie koło Krakowa”[2], bez skrupułów wybierająca więźniarki zbyt słabe do pracy, które należało odesłać do Oświęcimia na pewną śmierć, bo „przybywały nowe i stare musiały zrobić im miejsce”[3] i Hanna Schmitz - ciepła, macierzyńska kobieta, delektująca się literaturą czytywaną jej co wieczór przez nastoletniego kochanka, to ta sama osoba? A jeśli tak, czy Michael zdoła przejść do porządku nad odkryciem, że te same ręce, które tak czule pieściły jego chłopięce ciało, sygnowały wyroki śmierci albo tylko tkwiły w bezruchu, gdy inni stawiali podpis? A pustka, którą pozostawiła zagadkowa ucieczka Hanny, będzie mu ciążyć mniej czy bardziej, gdy uświadomi sobie rozmiar jej win?
Ta powieść jest jednym ciągiem pytań, ustającym na chwilę dopiero wtedy, gdy narrator stawia ostatnią kropkę w spisywanej przez siebie historii. Potem pytania wracają. Jeszcze długo po zakończeniu lektury. Bo czytelnikowi, tak samo jak i Michaelowi, trudno „zbrodnię Hanny (…) zrozumieć i zarazem potępić”[4]. O wiele łatwiej tylko potępić. Ale i tak gdzieś z głębi wypłynie jeszcze to niewygodne pytanie, które Hanna w swojej nieświadomości zadaje sędziemu: „A pan, co by pan zrobił?”[5].
Takie książki trzeba czytać. Po to, żeby w świecie, który sami tworzymy, nie musiały padać tego rodzaju pytania.
---
[1] Zofia Nałkowska, „Medaliony” (cytat przytoczony z pamięci).
[2] Bernhard Schlink, „Lektor”, przeł. Karolina Niedenthal, wyd. Muza SA, Warszawa 2009, s. 82.
[3] Tamże, s. 86
[4] Tamże, s. 120.
[5] Tamże, s. 86.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.