Kunszt Morrison
Ludzie są nieszczęśliwi. Żyją, gubiąc się w gąszczu nic nie znaczących dla postronnego obserwatora spraw. Spraw większych czy mniejszych, które określają nas we właściwy sposób. Taki (prawdziwy?) obraz świata wyłania się z kart powieści Toni Morrison.
"Pieśń Salomonowa" nie jest książką, która spowoduje, że po jej przeczytaniu czytelnik wstanie z fotela, łóżka czy kanapy z uśmiechem na ustach, pokrzepiony włączy się w kipiącą mieszaniną szarości i tęczy rzeczywistość. Z drugiej strony, nie jest to także dzieło, które wzbudzi silne emocje i sprawi, że łzy napłyną nam do oczu i poczujemy dziwną pustkę, tak charakterystyczną dla utraty czegoś, co w głębi serca jest dla nas ważne, tylko często nie potrafimy się do tego przyznać.
Dla mnie jest to przede wszystkim, abstrahując od kwestii politycznych czy społecznych w niej przedstawionych, pozycja, która zmusza nas do refleksji, czynnego udziału i skupienia przy zgłębianiu psychiki bohaterów. Jesteśmy niemalże bombardowani różnymi poglądami, tysiącem wspomnień. Zdarzenia, które na początku wydają nam się oczywiste, nagle zmieniają swój kontekst i znaczenie, gdy opowiadają o nich inne osoby.
Autorka stawia nam pytanie: czy nie jest przejawem samolubnego myślenia o świecie przekonanie, że "nasza" prawda jest prawdą właściwą, czy coś takiego jak obiektywna prawda w ogóle istnieje.
Co ważne, "Pieśń Salomonowa" nie udzieli na to pytanie odpowiedzi. Bo tu także nie ma żadnej właściwej.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.