Dodany: 26.05.2014 15:00|Autor: beliarus

„Krwawy południk” - recenzja


Lektura „Krwawego południka” była moją pierwszą konfrontacją z prozą McCarthy'ego. Fakt, amerykańskiego twórcy nie znaliśmy dobrze w Polsce, a to za sprawą późnego „odkrycia” jego książek. Dopiero kilka lat temu na półkach księgarń zagościł najsłynniejszy utwór pisarza. Mowa oczywiście o „Drodze”. Za tę nieszablonową wizję upadku amerykańskiej cywilizacji dostał nagrodę Pulitzera. Bracia Coenowie zekranizowali jego kolejne dzieło, a mianowicie „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Sam obraz z pewnością zasługuje na osobny wykład (w końcu Joel i Ethan to nie debiutanci).

Wspomniana już „Droga” również została niedawno przeniesiona na duże ekrany. Duża częstotliwość kręcenia filmów na podstawie powieści tego autora wynika ze swoistej „kinowości” jego stylu. Nie brakuje natchnionych opisów przyrody, które wcale nie kłócą się z dominującym mrokiem, podłością ludzkich charakterów. McCarthy w Ameryce cieszy się szeroko rozumianą sławą. Paradoksalnie, nie wynika ona z braku poszanowania prywatności. Debiutował pod koniec 1965 r., ale pierwszego telewizyjnego wywiadu udzielił, gdy miał 74 lata, czyli w roku 2007. Wtedy to Oprah Winfrey dyskutowała na temat jego wcześniejszych książek (jeszcze mało znanych w tamtym czasie) i zapoczątkowała boom na twórczość tego genialnego pisarza.

„Krwawy południk” miał premierę w 1985 r. Jak dotąd jeszcze nie został sfilmowany. Wszystko dlatego, że proza McCarthy'ego zawiera sporą dozę brutalności i czasem nieuzasadnionej przemocy. Pomysł ekranizacji zawsze będzie się wydawać kontrowersyjny ze względu na rygorystyczną cenzurę w niektórych krajach. A szkoda, bo „Krwawy południk” to powieść, której konsekwentny styl może budzić uznanie. To proza nie dla wrażliwych osób spragnionych łatwych opowieści. Wystarczy zobaczyć krótkie równoważniki zdań, które zdradzają, co nas czeka w kolejnym rozdziale: „Drzewo Martwych Dzieci”, „Ślady Masakry”, „Zamordowani w kościele”, „Głowa kapitana”. Jaki jest sens takiego epatowania przemocą? Zobowiązują pisarza do tego dwie rzeczy. Primo, akcja dzieje się na Dzikim Zachodzie. Secundo, śledzimy losy bandy Johna Joela Glantona, który jest postacią historyczną. To żołnierz armii amerykańskiej, później najemnik i twórca grupy łowców skalpów, która plądrowała południowy zachód Ameryki, zapuszczając się w połowie XIX wieku na terytoria Indian. Osobiście skłaniam się ku nazywaniu „Krwawego południka” antywesternem, ponieważ w konstrukcji bohaterów brak cech manichejskich. Każdy ma własny, niekiedy atawistyczny kodeks. Proza McCarthy'ego demaskuje i demistyfikuje cały XIX wiek utrwalony w amerykańskiej mentalności. Dziki Zachód przestaje być utopią, arkadią dla bogobojnych mężczyzn i spragnionych przygód chłopców. Czytelnik dowiaduje się okrutnej prawdy o postępowaniu białych. Jednak autor nie ucieka się do reporterskiego pietyzmu, ponieważ preferuje stosowanie paradoksu - to demistyfikacja poprzez użycie stylu literackiego przypominającego mistyczny realizm magiczny. Jedynym elementem jedności wśród łowców skalpów jest odczuwanie tych samych popędów. Podobnie jak u wielkich modernistów, postaci McCarthy'ego są nieustannie szarpane przez konflikt Erosa i Thanatosa. Jednak należy zaznaczyć, że tu Eros to najczęściej gwałt i ulotność pożądania, Thanatos zaś - wyłącznie nieuzasadnione okrucieństwo wobec bliźnich. Wszystko to potęguje wrażenie tragizmu grupy okrutników. Każdy kolejny ich krok po pustyni jest systematycznym podążaniem w stronę fatum, nieznanego przeznaczenia. Pisarz pozostaje tajemniczy - nie wskazuje jednoznacznej ścieżki interpretacyjnej. I to właśnie jest największa zaleta „Krwawego południka”. Czytelnik godzi się na obcowanie z bohaterami i światem przedstawionymi dwuznacznie pod względem moralnym i etycznym. Chociaż etyka to najczęściej wytarte pojęcie, które dla Sędziego Holdena jest raczej abstraktem. W świecie powieści rasizm jest fikcją. Na tym polega naturalizm, który z pewnością niektórych oburzy. McCarthy nie buduje literackich pomników żadnej ze stron konfliktu o Dziki Zachód, który w powieści naprawdę nie należy do miejsc, gdzie człowiek może czuć się komfortowo.

Warto wspomnieć o stylu. Cormac McCarthy stworzył poemat. Wstrząsający, przerażający, ale z drugiej strony - ujmujący wrażliwością, matematyczną precyzją w opisie zachodów słońca. Porównam to do zasady kontrastu. Między scenami pogromów rdzennej ludności, jesteśmy świadkami romantycznych zjawisk. Autor sprawnie posługuje się odniesieniami biblijnymi. Choć wydaje się to sprzeczne, taki język idealnie współgra z krajobrazami usłanymi trupami. Pozwolę sobie na drobny cytat: „(…) stoczył się w dół po ścianie kanionu, a zawartość koszów wyleciała bezgłośnie w gorące suche powietrze. Spadał w słońcu i cieniu, obracając się w samotnej pustce, aż zniknął w zimnej niebieskiej przestrzeni, która odarła go ze wspomnień w umyśle wszelkiej żywej istoty”*. Posługując się intertekstualnością współczesnej literatury, można dostrzec analogię do upadku Lucyfera lub lotu Ikara. Lucyferycznych odniesień jest więcej. Sama postać Sędziego nosi wiele takich znamion - monumentalna sylwetka, biel i moralna dwuznaczność. Cytowany upadek i lucyferyczne cechy bohaterów można interpretować jako literacki rozrachunek z człowieczeństwem. McCarthy nie pozostawia złudzeń co do iluzoryczności ludzkiej potęgi. Każda potęga ma swój kres, stąd jedynym pewnikiem jest nieuchronna efemeryczność człowieka. Amerykański krytyk literacki Harold Bloom postawił tezę, iż Sędzia to najbardziej przerażająca kreacja literacka w amerykańskiej prozie. Można różnie interpretować tę postać. Czy jest ucieleśnieniem Szatana? Czy może bohaterem ludzkości? Świadczą o tym fragmenty, w których przerysowuje otaczające go przedmioty do notatnika, by potem te kartki bez przyczyny niszczyć. Demiurg, który pragnie na nowo stworzyć świat? Czy raczej niszczyciel istniejącego świata? W jego rękach ważą się losy nieznanych osób. Odbiera życie lub je darowuje. Jak już wcześniej wspomniałem, autor książki nie odpowiada na te pytania, zostawiając czytelnika z ogromną niewiedzą.

„Krwawy południk” mogę porównać do Biblii (poetyckość i mistyczność), „Jądra ciemności" (motyw wędrówki, mroku, zagłębiania się w dalsze okrucieństwo), „Boskiej komedii” (rozdziały są kolejnymi kręgami piekła). To powinno starczyć za rekomendację. Jednak pragnę zaznaczyć, że nie każdemu się spodoba takie połączenie. A to ze względu na totalny nihilizm, którego siewcą jest Holden. Brak jakichkolwiek wartości w świecie bazującym na atawizmie tworzy boską symbiozę z mistyką i poetyckością. Gdyby nie fachowość warsztatu literackiego McCarthy'ego, takie połączenie okazałoby się nieprzyswajalne. Jednak amerykański prozaik nie ustrzegł się drobnych potknięć. Do najważniejszych należy zaliczyć rozmiar powieści i nieznośne uciekanie w epickość. Kłóci się to z ogólnym założeniem utworu. Autor powtarza także błąd z poprzednich swoich dzieł, a mianowicie znów w pewnych momentach głównym bohaterem staje się przyroda, co spowalnia tempo akcji. Na dłuższą metę takie dysonanse mogą okazać się męczące dla czytelnika, który nie miał nigdy do czynienia ze stylem powieści sygnowanych nazwiskiem McCarthy'ego.

„Krwawy południk” przeraża, a zarazem fascynuje. Obnaża wszystkie iluzje człowieczeństwa i solidaryzmu. Zmusza do ponurej refleksji nad upadkiem cywilizacji, człowieczeństwa.

Absolutnie polecam. Szczególnie fanom Faulknera, choć McCarthy jest mniej sentymentalny i bardziej radykalny w swoim demaskatorstwie.


---
* Cormac McCarthy, „Krwawy południk”, przeł. Robert Sudół, wyd. Wydawnictwo Literackie, 2010, s. 212.

[Recenzję wcześniej zamieściłem na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1086
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: