Pamięci Marka Nowakowskiego
[Mój tekst dotyczy wyłącznie tytułowego opowiadania z tego zbioru. Zdradzam nieznaczne szczegóły fabularne]
Przykra to prawda - niekiedy autor musi umrzeć, aby jego twórczością zainteresowały się szeregi czytelników. W historii literatury są takie przypadki. Dziś zmarł Marek Nowakowski - jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy współczesnych, znany przede wszystkim jako autor opowiadań. Znany? No cóż, może krytykom i studentom polonistyki, mam jednak wrażenie (być może mylne), że jego proza nie jest obecna w powszechnej świadomości czytelniczej - a był to przecież płodny pisarz. Być może jego śmierć jest okazją, aby sięgnąć po któryś z tomów opowiadań, zapoznać się z twórcą, który już niczego nie napisze.
Dowiedziawszy się o odejściu Marka Nowakowskiego, postanowiłem sobie przypomnieć jego opowiadanie, które zachwyciło mnie kilka lat temu. Podziwiałem umiejętność oddania szczegółu, stworzenia niepowtarzalnego, przytłaczającego klimatu, i pogłębioną psychologię bohaterów. Spójrzcie na fragment rozpoczynający "Gonitwę":
"Spokojny ranek. Terkocze budzik. Ona wstaje pierwsza. Głowa w papilotach, rozchylony szlafrok, klapiące, rozdeptane bambosze. Otwiera drzwi, bierze butelkę z mlekiem, zapala gaz, robi kawę, kraje chleb, szykuje śniadanie. Budzi męża. Józek śpi mocno, mamrocze gniewnie, nakrywa się kołdrą. Ona ściąga kołdrę, Józek zrywa się, biegnie do łazienki, bulgot wody, parskanie. Ona kraje długie, przez cały chleb kromki, smaruje masłem, przekłada kiełbasą; dla niego do pracy. Mleko kipi, syczy spadając na gaz. Kawa już gotowa. Dzień szary, dżdżysty. Delikatny, monotonny szelest deszczu na szybach. Mokra, smutna jesień. Mąż już ubrany, pije pośpiesznie kawę, klnie, parzy sobie usta, wpycha zawiniątko ze śniadaniem do kieszeni. Zapala pierwszego papierosa, pierwszy papierosowy kaszel. Spogląda na zegarek, zrywa się, naciąga czapkę i wybiega z mieszkania; tupot jego kroków na chodach. (...) Więc ona teraz szykuje śniadanie dla córek. Zwykły ciąg jej rannych czynności"[1].
"Gonitwa" to historia dość pospolitej i prowadzącej nudne życie kobiety, nagle zatracającej się w miłości do nauczyciela córki. Bohaterka mogła się uważać za szczęśliwą: miała oddanego męża - tokarza w fabryce lamp - będącego obiektem zazdrości sąsiadek (Józek nie pił, nie bił i za babami się nie oglądał), udane dzieci i marzenia, których spełnienie przybliżało się coraz bardziej wraz ze wzrostem sumy na książeczce oszczędnościowej w PKO. Brzmi jak fabuła taniego romansidła? Być może, ale opowiadanie Nowakowskiego ma tyle wspólnego z harlekinem, co "Pani Bovary" czy "Anna Karenina". Porównanie niebezzasadne - jego bezimienna bohaterka to właściwie kolejne wcielenie zdradzającej żony, kobiety sprzeciwiającej się uznanym społecznym normom i konwenansom. I tak jak jej poprzedniczki - z początku jest szczęśliwa. Nie tylko wyzwala się z domowego kieratu, ale też przekonuje się o własnej atrakcyjności:
"Nastał dla niej czas intensywnego, wypełnionego treścią życia. Czekała na spotkanie, dni płynęły szybko, niecierpliwie odrywane kartki kalendarza, sprawiła sobie nową sukienkę, kupiła modne szpilki na Chmielnej w prywatnym sklepie, Tłoczykowa, sąsiadka z parteru, wpadała czasem do niej, życzliwa, miła, z takim zrozumieniem w oczach oglądała nowe jej stroje, a ona nie ukrywała wcale przed nią swojej radości, swego nowego życia, od spotkania do spotkania. I czasem, gdy sięgała pamięcią wstecz, do swego życia przed, tak nazywała tamten okres, przed, to dni, tygodnie, miesiące przed wydawały jej się czymś przeraźliwie szarym, nijakim"[2].
Jak pamiętamy z literatury, bunt nie skończył się dobrze ani dla Anny Kareniny, ani dla Emmy Bovary. Szczęście szybko pokazało swe drugie oblicze. Jaką cenę przyjdzie zapłacić bohaterce Nowakowskiego?
Tak, to mógłby być romans, ale nie jest - zbyt wyrafinowana to literatura, aby można było ją określić takim mianem. Nowakowski z empatią, lecz i pewną czułością szkicuje sugestywny portret kobiety szczęśliwej i nieszczęśliwej zarazem, goniącej za czymś, co pozostaje nieosiągalne. Dobrze odmalowuje też świat otaczający bohaterkę - szary, ponury i nudny. Zwraca uwagę oszczędna, ale mocna narracja, która jeszcze lepiej oddaje dramatyzm tej historii. Cóż, "Gonitwa" jest dobrze dopracowana i zachwyca w każdym szczególe.
To idealne opowiadanie, aby rozpocząć - choćby późną, ale przecież nie spóźnioną (wszak choć autor umiera, jego dzieła pozostają!) - przygodę z prozą Marka Nowakowskiego.
---
[1] Marek Nowakowski, "Gonitwa", wyd. Czytelnik, 1967, s. 5.
[2] Tamże, s. 24.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.