Dodany: 07.05.2014 22:04|Autor: miłośniczka

Wędrując na kraniec tęczy


Och, Holly! Mała, bezbronna, naiwna, złotowłosa Holly, czy gdy się narodziłaś w wyobraźni Trumana Capote wiedziałaś, że ponad pięćdziesiąt lat później wciąż szaleć będą za Tobą miliony? Naśladując Twe gesty, mimikę, sposób ubierania się – długo jeszcze marzyć będą o byciu Tobą, goniącą za nieuchwytnym szczęściem, wymykającą się słowom i objęciom, jednocześnie przestraszoną i odważną, a nadto tak bardzo, bardzo lekkomyślną.

Drodzy Państwo, poznajcie Holly Golightly. To pięknookie dziewczę ma lat dziewiętnaście i aktualnie zamieszkuje apartament na piętrze kamienicy w Upper East Side na Manhattanie. Ta „amerykańska gejsza”, jak później nazwie ją w jednym z wywiadów autor*, utrzymuje się za pieniądze bogatych kochanków i wielbicieli, z którymi spędza nocki w drogich restauracjach; bywa, że śmietankę towarzyską Manhattanu zaprasza do swojego zagraconego apartamentu, czym intryguje sąsiadów, a do wściekłości doprowadza sąsiadki. Jej aktualne miejsce pobytu to tylko przystanek między przeszłością, od której ucieka, a nienazwanym i nieuchwytnym, do którego dąży.

Sposobem prowadzenia narracji Capote bardzo przypomina mi naszego rodzimego Iwaszkiewicza czy sąsiada zza wschodniej granicy, Turgieniewa; u obu akcja wcale wartko się nie toczy, a opowiadający historię często zatrzymują się, aby z nostalgią spojrzeć wstecz – zaglądamy wtedy w ich przesycone niespełnionymi uczuciami myśli, dajemy się wraz z nimi ponieść melancholijnej rzece wspomnień. Ich opowiadania to historie nie tyle ludzi, co uczuć – ich narodzin, dojrzewania, czasem więdnięcia, często gwałtownego zakończenia zbieżnego z końcem znajomości. W życiu bohaterów każdego z nich przeżyte fascynacje pozostawiły trwały ślad, piętnując, jak rozgrzanym żelazem, ich dusze. I to właśnie tę stratę najbardziej daje się wyczuć w „Śniadaniu u Tiffany’ego”; tak bardzo, że aż boleśnie.

Nie będzie bowiem dla nikogo zaskoczeniem, jeśli powiem, że narrację prowadzi młody chłopak, sąsiad Holly, kompletnie zauroczony jej osobowością. Właśnie – co w niej takiego fascynującego, zapytacie? Nic. Absolutnie nic poza faktem, że to piękne, naiwne dziewczę wszystkie siły życiowe poświęca osiągnięciu jednego celu: znalezieniu szczęścia. A ono przecież zawsze znajduje się dopiero na samym końcu tęczy…


---
* Wywiad w magazynie "Playboy" z 1968 r., ponownie opublikowany 8 września 2009 r. na łamach "The New Yorker".


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1482
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: