"Zmierzch"
Po "Zmierzch" sięgnęłam z dużymi oczekiwaniami. Książka jest niezwykle wysoko oceniana na wielu serwisach związanych z książkami. Ostatnio zrobiło się wokół niej jeszcze głośniej ze względu na film (na jej podstawie, oczywiście). Część znajomych starała się mnie zniechęcić, bo to takie czytadło dla młodzieży. Nabyłam tę książkę już rok temu... i przez wiele miesięcy grzała ona sobie miejsce u mnie na regale - między czytadłem Sylvie Medvedowsky a swoją kontynuacją - "Księżycem w nowiu". Nie mogłam się za nią zabrać, tak jakby to książka czekała na moment, kiedy będę mogła ją przeczytać. Ten moment nastąpił w tym miesiącu. Akurat skończyłam "Śniadanie mistrzów" Vonneguta - książka na tyle absurdalna, że nie umiem jasno sprecyzować swoich myśli na jej temat - gdy poczułam wołanie "Zmierzchu".
Zaczęłam czytać. Z początku drażniła mnie troszkę narracja. Miałam wrażenie, że książka adresowana jest do wyjątkowo nierozgarniętych nastolatek. Przypisy tłumaczki jeszcze bardziej mnie denerwowały, chociaż jestem w stanie zrozumieć, że nie każdy musi znać geografię Stanów Zjednoczonych czy inne temu podobne rzeczy. No, ale jakoś przymknęłam na to oko i dałam się porwać książce.
A gdy już mnie porwała, nie mogłam się od niej oderwać. Być może stało się to za sprawą akcji, być może była to niecodzienna, bo lekko różna od hollywoodzkich, wizja wampirów, być może była to fascynująca postać Edwarda Cullena, być może było to coś, czego nie jestem w stanie zidefiniować. Fakt faktem, książka podobała mi się szalenie i właśnie dochodzę do końcówki "Księżyca w nowiu".
"Zmierzch" polecam z czystym sumieniem.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.