Dodany: 09.03.2009 13:38|Autor: verdiana
Trudno nie myśleć o Prouście, czytając Sebalda!
Kiedy czytam Sebalda, mam wrażenie, że pisze o wszystkim. Że jest w nim wszystko, tak jak wszystko jest w Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu”. Że na końcu książki powinien być indeks, równie obszerny jak książka, w którym można by zawrzeć wszystkie poruszone tematy, od śledzi po rzeźbiony kredens, od Bioya Casaresa po Browne’a, od „Smutku tropików” (którego lekturę dopiero co - przypadkiem! - skończyłam) po taksonomię smoków. Jest w nim coś także z „Ulissesa”, Joyce też pochylał się nad każdym szczegółem, tylko – nie wiedzieć czemu – u Joyce’a było to zupełnie nie do zniesienia, a u Sebalda, jak u Prousta, jest to ta cecha pisarstwa, którą się kocha, ceni i hołubi.
Te miriady mikrowątków, szczególnie w „Pierścieniach” i w „Austerlitzu”, pozwalają wielokrotnie wracać do Sebalda bez znużenia. Za każdym razem można się cieszyć świeżością lektury – jest tak, jakby się czytało zupełnie inną książkę.
Dominujące tematy to rozpad, zniszczenie i śmierć. Sebald pisze wyłącznie o tym, czego już nie ma, o ludziach, których już nie ma, o nieistniejących miejscach (które można zobaczyć tylko na załączonych zdjęciach), ale pisze o tym wszystkim z taką czułością i atencją, że lektura w ogóle nie nastraja negatywnie. Melancholicznie, nostalgicznie – tak, ale nie negatywnie.
I ten język, język! „Naprawdę wielkich pisarzy poznaje się podobno po jednym zdaniu”, stoi na okładce. „W.G. Sebald jest właśnie takim przypadkiem”*. To prawda. Sebald ma nieprawdopodobny słuch do powszednich historii, słyszy ich wewnętrzne piękno, czyni wyjątkowymi. Ale ma też słuch do języka; jego zdania są jak małe dzieła sztuki (co w języku polskim zawdzięczamy też tłumaczce, Małgorzacie Łukasiewicz).
---
* W. G. Sebald, "Pierścienie Saturna", tłum. Małgorzata Łukasiewicz, wyd. WAB, 2009, nota na okładce.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.