Dodany: 03.10.2008 12:20|Autor: p.a.
Najgorsza, ale ostatecznie nie taka znów zła...
Można się zastanawiać: dlaczego ta książka w ogóle powstała? Czyżby zadziałała tu chęć osiągnięcia - jeśli o liczbę przygód Pana Samochodzika idzie - magicznej liczby dwanaście? Chyba nie, Nienacki zwyczajnie nie zdążył przed śmiercią napisać kolejnej powieści o przygodach bohatera. Tak czy owak, "Pan Samochodzik i człowiek z UFO" powszechnie jest uważany za najsłabszą pozycję w oryginalnej, 12-książkowej serii. I nawet mój "recenzyjny nonkonformizm" niewiele tu pomaga - nie pozostaje mi nic innego, jak tylko z ową powszechną opinią się zgodzić.
Początek wydaje się zapowiadać swoistą kontynuację "Niewidzialnych" - zresztą książka ta jest tu dość często przywoływana. Bohater - wraz z dyrektorem Marczakiem i nową sekretarką, Florentyną - przebywa w Bogocie, gdzie odbywa się Międzynarodowy Zjazd Muzealników. Podczas tego zjazdu ktoś dokonuje zuchwałego napadu na magazyny Muzeum Złota w Bogocie. Uczestnicy konferencji powołują Międzynarodowy Komitet Ochrony Zabytków oraz Biuro Koordynacyjne, w skład którego mają wejść ludzie doświadczeni w walce z przestępcami... Nadzieje na niezły sequel "Niewidzialnych" pryskają jednak w momencie, gdy na scenie wydarzeń pojawia się niejaki Ralf Dawson, osobnik podający się za przybysza z przyszłości, szukający w XX-wiecznej Kolumbii przedmiotu zgubionego w 1908 roku przez innych podróżników w czasie...
Ratunkiem przy tak sformułowanych założeniach fabuły mogły być dwuznaczność i dystans. A tych kompletnie tutaj zabrakło. Z pewnym zażenowaniem przyszło mi czytać różne pseudonaukowe wynurzenia Dawsona. Zresztą, pal sześć pseudonaukowość - gorzej, że Nienacki jest w tym wszystkim mało przekonujący. Na dodatek wywody na temat przyszłości czy podróży w czasie obarczone są błędami logicznymi i rażą niekonsekwencją. No dobrze, ale może książka jest przynajmniej ciekawa? Tutaj również klapa. Co prawda jest lepiej niż w pierwszej części "Złotej rękawicy", ale przygody Pana Tomasza nie porywają, zaś rozwój fabuły jest miejscami niedorzeczny. Jest tu wreszcie nieznośnie infantylna i pretensjonalna Florentyna, której obecność na kartach książki trudno znieść. Wadą kompletnie dyskwalifikującą "Człowieka z UFO" jest zepchnięcie Pana Samochodzika na boczny tor - w niewielkim stopniu kształtuje on rozwój wydarzeń, raczej jest tylko ich uczestnikiem. Prym wiedzie Ralf Dawson i jego futurystyczne zabawki - co również fanów serii nie powinno zachwycić. Przecież Pan Tomasz używał do tej pory głównie siły własnego umysłu, nie polegał na ponadzmysłowej mocy czy specjalnej aparaturze... z wyjątkiem swojego samochodu, rzecz jasna. Samochodu, na którego temat w "Człowieku z UFO" nie pada ani jedno słowo. I tak naprawdę znalazłem jedną zaletę tej książki. To wrażenie nieuchwytnej tajemnicy, której nie można do końca zgłębić, "futurystyczna nostalgia", jaka udziela się bohaterowi...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.