Dodany: 29.08.2008 00:18|Autor: tomcio
O śmierci z uśmiechem
Bohaterem "Morta" jest najbardziej intrygująca postać z całego Dysku - Śmierć we własnej osobie. Książka opowiada co prawda losy bohatera tytułowego, ale to sceny z tym, co mówi drukowanymi literami w głównej roli przykuwają całą uwagę czytającego.
Fabuła zarysowuje się następująco: młody chłopak ze wsi, Mort ma przyuczyć się do jakiegoś zawodu. Niestety, młody człowiek nie wzbudza zainteresowania wśród różnych rzemieślników. Wszystkich, poza jednym... Dalej jest już coraz szybciej. Mort coraz lepiej radzi sobie w "zawodzie", ale popełnia jeden błąd, który może doprowadzić świat do katastrofy. W czasie, gdy on próbuje wszystko naprawić, Śmierć rozkoszuje się urokami pierwszego w swoim życiu urlopu.
W poprzednich częściach "Świata Dysku" Śmierć był niewyczerpanym źródłem humorystycznych scen i dialogów. Działało tu przede wszystkim mocne skontrastowanie jego potęgi, ostateczności i surowości (podkreślone przede wszystkim przez drukowane litery i malownicze opisy tembru głosu) ze swego rodzaju pociesznością - na przykład w tym, jak Śmierć przejmuje pewne ludzkie zachowania, jak nazywa swego konia Pimpusiem itd. W tej części cyklu mechanizm ten ma okazję się rozwinąć. Śmierć poznajemy nieco bliżej: jak mieszka, kto przebywa w jego otoczeniu, jak poznaje ludzkie przyjemności, jak odczuwa samotność. Początkowo odbywa się to kosztem powagi wizerunku Śmierci. Jest zabawnie, jest miło, tak że pomału zapomina się, czemu właściwie wszyscy się tak bardzo tego Śmierci boją. Do czasu. Pod koniec książki Śmierć znów jest przerażającym Kosiarzem, klimat robi się bardzo poważny. I chyba jednak zbyt poważny. W punkcie kulminacyjnym miałem dziwne wrażenie, że nagle z fabuły został znienacka wyciśnięty cały humor. Ostatecznie wszystko kończy się dobrze, bo zawsze u Pratchetta wszystko kończy się dobrze. Jednak ten nagły zwrot w zachowaniu Śmierci pozostawia po lekturze jakieś mało przyjemne wrażenie; dobrze, że złagodzone wyśmienitym dialogiem końcowym.
Na uwagę w "Morcie" zasługują ponadto różnorakie sposoby zilustrowania tematu umierania. Wielka biblioteka z księgami zapisującymi na bieżąco życie każdego człowieka, klepsydry precyzyjnie odmierzające długość życia - te motywy są malownicze i wciągające, choć czasem trącące nieznośnym determinizmem. Mamy tu też trochę przemyśleń eschatologicznych - zaświaty są dla każdego tym, w co on sam wierzy. A wszystko to podane oczywiście z Pratchettowskim humorem. I taka jest ta książka - mimo konfrontacji z tak grząskim tematem wciąż, jak inne części, niezwykle śmieszna. Jednak nie głupkowato wyśmiewająca, a raczej pozostawiająca na twarzy uśmiech z odrobiną zadumy.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.