Dodany: 08.02.2014 19:53|Autor: zmianowy

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Ostatnie listy Jacopa Ortis
Foscolo Ugo

3 osoby polecają ten tekst.

Jakub czy Werter, Werter czy Jakub?...


Zabierając się za czytanie „Ostatnich listów Jacopa Ortis” musimy być świadomi, że obcujemy z dziełem wiekowym. Książkę, w wersji zaakceptowanej i zredagowanej przez autora, wydano w 1802 roku, czyli w czasach gorących, naznaczonych rewolucją i wielką odyseją Napoleona; czasach, kiedy porządny, racjonalny neoklasycyzm ustępował miejsca nieco szalonemu romantyzmowi. Warto również pamiętać, że Foscolo pisał ją w momencie trudnym dla rozbitych na wiele pomniejszych państewek Włoch, w okresie niezbyt lubianego na terenie „buta” traktatu w Campoformio, kiedy to małe ojczyzny wielu ludzi spełniały rolę nagród dla zwycięzców wojen lub łapówek dla przyszłych sprzymierzeńców. Wszystko to miało ogromny wpływ na autora, a skoro, jak sam twierdził, zawarł w powieści własne odczucia i cierpienia – możemy się domyślać, że znalazło również odbicie w książce.

Sam Ugo Foscolo, urodzony w 1778 roku, jest dosyć ciekawą postacią włoskiej literatury, choć nie można powiedzieć, by pozostawił po sobie miliony zapisanych stronic. Jego twórczość obejmuje recenzowaną tu powieść epistolarną, poezje, dwa większe nierymowane poematy, z czego jeden niedokończony, kilka tragedii, listy i trochę prac z dziedziny literatury. Co wiem na pewno – to że w Polsce przeczytamy „Ostatnie listy…” w przekładzie Barbary Sieroszewskiej oraz poemat „Groby”, przetłumaczony przez E. Grabowskiego, zamieszczony w „Antologii polskich przekładów poezji włoskiej” (radzę jednak nie dowierzać moim słowom i poszukać samemu). Z podręczników możemy się jednak dowiedzieć, że pisarz prowadził intensywne życie: był dobrym żołnierzem na polach wielu bitew (na których dosłużył się rangi kapitana piechoty), miłośnikiem płci pięknej z licznymi romansami zapisanymi w lędźwiach oraz literatem skorym do dyskusji. Ostatnie lata życia spędził wraz z córką na emigracji w Anglii, gdzie mimo trudności finansowych i zdrowotnych nie zapomniał o swojej wrodzonej, obecnej przez całą wędrówkę po ziemskim padole, słabości – rozrzutności. Umarł w 1827 roku, w biedzie i zapomnieniu.

Na kartach recenzowanej powieści autor zachował dla potomnych listy, które na przestrzeni lat 1797-1799 napisał i zostawił po sobie młody wenecjanin Jakub Ortis. Czasami do narracji włącza się jego serdeczny przyjaciel, adresat zdecydowanej większości listów – Lorenzo, próbując wyjaśnić nam to, co ważne dla opowieści, lecz pominięte z różnych powodów przez głównego zainteresowanego w jego osobistych wynurzeniach.

Większość osób i zdarzeń wywołujących coraz agresywniejszą burzę uczuć we wnętrzu młodego człowieka pojawiło się na terenie malowniczych (co zostało niejednokrotnie wspomniane i opisane) Wzgórz Euganejskich w okolicach Padwy. Tam właśnie schronił się Jakub przed represjami politycznymi, które mogły go dosięgnąć w Wenecji jako przeciwnika aktualnych władz, i tam poznał pana T*** wraz z rodziną: dwiema córkami – młodziutką Isabeliną i będącą mniej więcej w wieku Ortisa Teresą – oraz Odoardem, czyli przyszłym zięciem (który jednak przez dłuższy czas jest z racji służbowego wyjazdu nieobecny). Matka, nie zgadzając się na planowany ślub swojej córki, który tak naprawdę ma zostać zawarty ze względu na przyszłe korzyści polityczno-finansowe, a nie uczucie – odeszła. Ta rodzina oraz relacje, jakie zbuduje bohater z poszczególnym członkami będą miały decydujący wpływ na akcję – zarówno tę rozgrywającą się na płaszczyźnie psychicznej, jak i fizycznej.

Właśnie ukazanie pogłębionych psychologicznie obserwacji międzyludzkich relacji, budowanych w opisanych warunkach historycznych i społecznych, było chyba głównym celem autora i to one są solą powieści. Jakub Ortis patrzy na wszystko i analizuje, przepuszczając swoje myśli przez trzy główne pryzmaty: miłości, jako największego i najważniejszego z uczuć, wiedzy przekazanej przez wielkich z przeszłości, która nie okazuje się ostatecznie zbyt pomocna, oraz historii mającej do siebie to, że lubi się powtarzać i zmuszać ludzi żyjących w kolejnych wiekach do odgrywania tych samych ról. Rozważania bohatera naznaczone są też pesymizmem wywołanym nieuchronnością czającej się zawsze gdzieś w pobliżu śmierci i pogłębiającym się kryzysem wiary w Boga, przed którym w pewnym momencie młodzieniec zaczyna stawiać swoją ukochaną Teresę.

Na pewno podczas lektury tych kilku akapitów recenzji myśli każdego czytającego popłynęły przynajmniej na chwilę za naszą zachodnią granicę, gdzie w 1774 r. powstało dosyć znane dzieło pisarza nazwiskiem Goethe, pt. „Cierpienia młodego Wertera”. Pisząc i rozmyślając o powieści Uga Foscola, nie sposób o tej inspiracji nie wspomnieć. Chociaż zagłębiając się w dyskusję krytycznoliteracką nie można także zapomnieć o „Nowej Heloizie” J.J. Rousseau, to jednak wypowiedź Stendhala, jakoby „Ostatnie listy…” miały być kiepską kopią niemieckiego wzoru, sugeruje dosyć wyraźnie, z czym trzeba przede wszystkim włoską powieść zestawić.

W tym momencie można też zadać najtrudniejsze pytanie: czy czytelnikowi zaznajomionemu z genialnym dziełem Niemca przyniesie cokolwiek nowego lektura „Ostatnich listów…” – książki pod wieloma względami bardzo podobnej? Oczywiście – już sam fakt, że napisał je autor innej narodowości sprawia, iż poznajemy spojrzenie na bardzo podobne uczucie z innej perspektywy, szczególnie że Włosi znani są z gorącego temperamentu. Mimo wszystko jednak bardzo zbliżony rozwój akcji, podobne kreacje bohaterów, uczucia i sposoby radzenia sobie z nimi sprawiają, że wielu może mieć wątpliwości, czy warto poświęcić czas tej powieści. Wątpliwości słuszne.

Nie należy się oszukiwać i uważać, że jest inaczej – żyjemy w epoce, w której kontakt z wszelkimi wytworami kultury jest bardzo ograniczony przez czas. Czas, który musimy przeznaczyć na pracę (a w związku z nią często także na długą podróż „do” i „z”), na dbałość o logistyczne zaplecze codziennego życia, na pobyt z bliskimi, na sen. Dlatego podczas wyboru książki/filmu/sztuki/wystawy itd. coraz bardziej polegamy na recenzjach specjalistów, opiniach znajomych o podobnym guście – panicznie wręcz bojąc się, żeby czas, który zdecydujemy się poświęcić na kulturę, nie okazał się stracony. Mogę święcie wierzyć i w każdym swoim tekście zaznaczać, że każdy kontakt z kulturą nas czegoś uczy, jakoś nasze wnętrze rozwija, nawet jeśli odczuliśmy zawód, lecz nie zmieni to faktu, że ograniczenie czasowe, prędzej czy później, zmusi nas do rezygnacji z takiego podejścia, a niestety – bez niego lektura „Ostatnich listów…” nie jest absolutną koniecznością, jeśli wcześniej zapoznaliśmy się z „Cierpieniami młodego Wertera”.

Chociaż dzieło Włocha jest, mimo wszystko, warte uwagi. Nie tylko tych zainteresowanych historią literatury włoskiej. Co najmniej kilka niuansów w fabule zasługuje na docenienie. Bohater Uga Foscola dużo więcej uwagi niż jego niemiecki kolega poświęca w swoich rozważaniach sprawom cierpiącej ojczyzny, a te akcenty bardzo zbliżają „Ostatnie listy...” do licznych dzieł naszej literatury, szczególnie powstałej w czasach, kiedy nasz kraj zniknął z map. Ogólnie warto pamiętać, że Włochom blisko do Polski i vice versa (w końcu wspominamy o sobie w naszych hymnach). Warto zwrócić również uwagę na walkę, jaką toczy w sobie Jakub, jeśli chodzi o wiarę w Boga. Czyni wiele ciekawych spostrzeżeń i zadaje sobie pytania, które możemy sobie zadać także dzisiaj. Ogólnie główny bohater nie tylko dostrzega różne problemy dotyczące człowieka lub społeczeństwa, ale próbuje od razu szukać rozwiązań i czasami nawet (oczywiście, we własnym mniemaniu) je znajduje. My możemy się tylko zastanowić, czy z dzisiejszej perspektywy ma rację. Bo same pytania nic nie straciły na aktualności.

Ugo Foscolo inaczej niż Niemiec konstruuje pozostałych bohaterów. Szczególnie warto zwrócić uwagę na Teresę, która wraz z rozwojem akcji staje się głęboko tragiczną postacią. Lotta Goethego była jednak w jakiś sposób graczem świata, w którym przyszło jej żyć, włączyła się w pewnym stopniu do rozgrywki. Teresa nie – ona jest pogodzonym ze swoim losem pionkiem w rękach najważniejszych graczy (w tym przypadku ojca i narzeczonego). Obok dramatu Jakuba i dramatu niemożliwej miłości jest tu więc również dramat młodej dziewczyny, za którą wszystko już zaplanowano. Nieważne, z jakich powodów.

Z trudem przychodzi mi podsumowanie, bo jestem człowiekiem, który lubi chwalić, zachwycać się i zachęcać. Muszę jednak być szczerym z czytelnikami, którzy poświęcą swój czas na przeczytanie tej recenzji oraz być świadomym czasów, w których przyszło nam pędzić i biegać za życiem (albo obok niego). „Ostatnie listy Jacopa Ortis” Uga Foscola, włoskiego pisarza tworzącego na przełomie XVIII i XIX wieku, to powieść ciekawa, która jednak z racji gatunku, fabuły oraz zawartych w niej uczuć i przemyśleń rywalizuje poniekąd z wielką literacką klasyką – „Cierpieniami młodego Wertera” J.W. Goethego. Tam, gdzie jest rywalizacja – musi być zwycięzca, i w tym przypadku pełniejszą, bogatszą, bardziej niejednoznaczną, czyli zwyczajnie lepszą, a w dodatku napisaną wcześniej powieścią epistolarną jest dzieło Niemca. Klasyczne dzieło literatury włoskiej jest ciekawe, warte poznania przez czytelników lubiących wchodzić w temat głębiej lub zainteresowanych historią literatury tego narodu. Jest kilka istotnych różnic, dzięki którym możemy poznać przemyślenia autora na tematy, jakich nie uświadczymy w „Cierpieniach…”, lecz jeśli ktoś po zapoznaniu się z powieścią Niemca stwierdził, że nie potrzebuje już pobudzania do refleksji na ten konkretny temat, to jeśli nie przeczyta „Ostatnich listów Jacopa Ortis”, raczej nic nie straci.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2866
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: