Dodany: 20.03.2008 13:22|Autor: Czajnik

Magiczna historia dwudziestowiecznych Indii


Kiedy główny bohater powieści przyszedł na świat, "wskazówki zegara złożyły się niczym ręce w tradycyjnym geście powitania". Główny bohater urodził się "dokładnie w chwili uzyskania przez Indie niepodległości. Aż wszystkim dech zaparło". Jego los "został nierozerwalnie przykuty do losu kraju"*. Przez następne prawie sześćset stron bohater snuje swą opowieść w sposób, który nieustannie trzyma w napięciu. Jest coś takiego w języku Rushdiego, co też świetnie zostało przetłumaczone, co sprawia, że człowiek odkłada książkę dopiero wtedy, gdy oczy kleją się w stopniu uniemożliwiającym kontynuację lektury. Każde zdanie rozbudza pragnienie przeczytania następnego i tak aż do ostatniej strony.

Po drodze poznajemy historie różnych osób związanych z głównym bohaterem i mających niebagatelny wpływ na jego losy. Historie, którymi można by obdzielić kilka powieści. Przy tym przenikają się ze sobą: fantastyka z realizmem, magia z codziennością; uwznioślanie banału i trywializowanie wzniosłości odbywa się z tak typową dla Rushdiego lekkością i naturalnością, że czytelnik nie odczuwa podczas lektury żadnego dysonansu. Nawet krótki, niezwiązany z fabułą, epizod fekalny nie razi i, pomimo całkowicie odmiennego charakteru i stylistyki, sprawia wrażenie, że jest absolutnie na swoim miejscu w tej długiej i fascynującej opowieści. Pozwolę sobie go przytoczyć w całości, bo, moim zdaniem, pomimo całkowitej niereprezentatywności, świetnie oddaje dystans i autoironię narratora, który na każdym kroku bawi się z czytelnikiem w swoją własną grę.

"Północ albo coś koło tego. Mężczyzna niesie złożony (i nienaruszony) czarny parasol, kroczy ku mojemu oknu od strony torów kolejowych, przystaje, kuca, wali kupę. Następnie dostrzega moją sylwetkę na tle światła i zamiast obrazić się za mój voyeuryzm, woła: - Spójrz tylko! - i dalej rąbie najdłuższą kupę jaką widziałem w życiu. - Ponad czterdzieści centymetrów! - krzyczy. - A ty jaką robisz? - Dawniej, kiedy miałem w sobie więcej pary, chciałoby mi się opowiedzieć jego historię; ta godzina i parasol w ręku stanowiłyby niezbędne powiązania, żeby rozpocząć proces wplatania go w swoje życie, co więcej, z całą pewnością dowiódłbym jego nieodzowności dla każdego, kto pragnie zrozumieć moje życie i czasy spowite mrokiem nocy; dziś wszakże jestem wyłączony, wyciągnięty z gniazdka, zostały mi do napisania tylko epitafia. Pomachawszy więc ręką temu mistrzowi wypróżniania się, odkrzykuję: - Jak dobrze pójdzie, to dwadzieścia centymetrów - i zaraz o nim zapominam"**.

Czym są tytułowe dzieci północy i jakie mają właściwości – tego nie zdradzę. Dość powiedzieć, że niejeden raz będziemy zaskakiwani. Nie tylko zwrotami akcji, ale także zwrotami w pojmowaniu wszystkiego, co się działo i co ma nastąpić w przyszłości. Obok "Szatańskich wersetów" i "Ziemi pod jej stopami" to moja ulubiona książka nie tylko Rushdiego, ale w ogóle.



---
* Salman Rushdie, "Dzieci północy", tłum. Anna Kołyszko, wyd. Rebis, 1999, s. 9.
** Tamże, s. 586.



[tekst zamieszczony na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3476
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: