Dodany: 11.11.2013 21:13|Autor: Farary
Wszystkie odcienie czerwieni
Nawet jeśli reguły religijne nie pozwalały tworzyć wizerunków, sztuka i tak zawsze znajdowała dla siebie ujście. Tak też się działo w złotej epoce kultury islamu, gdy od XIII wieku popularność zaczęły zdobywać misterne miniatury ozdabiające karty manuskryptów. W zgodzie z wykładnią religijną nie były to obrazy, lecz ozdoby. Uproszczone wizerunki nie pretendowały do roli „portretów” rzeczywistości, nie były próbą rywalizacji ze Stwórcą w sztuce tworzenia ani nie stanowiły zagrożenia dla Jedynego jako fałszywe bożki. Za przykład stawiano mistrza, który utraciwszy wzrok, potrafił tak pokierować ręką, żeby odtwarzała idee, a nie realne przedmioty. Wszak nie widząc, nie tworzył on obrazu rzeczywistości, ale wizerunek abstrakcyjnych idei. Z Zachodu nadciągała jednak potężna pokusa – malarstwo portretowe europejskiego odrodzenia mile łechtało dumę możnych, a artystom stawiało szatańskie wyzwanie: czy ty też byś potrafił tak malować?
Akcja powieści Pamuka „Nazywam się Czerwień” rozwija się w środowisku miniaturzystów stambulskich ostatniej ćwierci XVI stulecia. Książka zaczyna się mocnym akcentem. Autor udziela głosu trupowi. Z rozłupaną czaszką, strącona do studni ofiara morderstwa opisuje, jak nikczemni wrogowie religii doprowadzili do tej śmierci. Kto dokonał zbrodni? Jakie były jego motywy? Czyżby chciał zapobiec powstaniu bluźnierczej księgi, zamówionej przez sułtana? Podobno zawarty w niej portret Murata III miał być przygotowany, wzorem weneckich malarzy, na sposób realistyczny, a użycie perspektywy sprawiłoby, że namalowany meczet stałby się – o zgrozo – nie większy niż sylwetka człowieka.
Czytając powieść, będziemy próbowali rozwikłać ponurą zagadkę. Niewiele tu jednak klasycznych tropów i wskazówek, zagrywek dobrze znanych z powieści Artura Conan Doyle'a. Niech was nie zwiedzie łatwa formuła kryminału. Wskazówkami są przede wszystkim poglądy miniaturzystów na kwestie stylu, sztuki i religii. Trzeba poruszać się nie tylko w krętych uliczkach XVI-wiecznego Stambułu, ale też w meandrach opowieści i legend ze świata osmańskich sułtanów, hodżów, mistrzów miniatury i kaligrafii, meddachów i derwiszów, opowieści tkanych gęsto jak perski dywan.
Główny bohater też nie jest typowym Sherlockiem Holmesem. Ni to detektyw, ni kochanek. Zwany przez wszystkich Czarnym, dwanaście lat wcześniej zapałał miłością do młodziutkiej Şeküre. Zdradził się z uczuciem i – niestety – jej surowy ojciec, a zarazem wuj Czarnego przepędził go z domu.
Młodzieniec opuścił Stambuł, zaś swoją tułaczkę odmierzał coraz bardziej blaknącym w jego pamięci wizerunkiem ukochanej. „[Cztery lata po opuszczeniu miasta] zdałem sobie sprawę, iż powoli zapominam twarz mojej miłości z czasów młodzieńczych. (...) W szóstym roku pobytu na Wschodzie (...) dotarło do mnie, że wizerunek ukochanej żyjącej w mojej wyobraźni nie odpowiada już rzeczywistości. Jeszcze gorzej było po ośmiu latach od opuszczenia Stambułu: wtedy to zatarł się nawet obraz mej lubej, który malowałem w myślach dwa lata wcześniej. A gdy po dwunastu latach, mając lat trzydzieści sześć, wróciłem do umiłowanego miasta, stwierdziłem z bólem, że wspomnienie ukochanej ulotniło się z mej pamięci na dobre”*.
Teraz powraca, aby pomóc wujowi dokończyć pracę nad manuskryptem, a przy okazji zostaje wplątany w intrygę zarówno kryminalną, jak i miłosną.
Wszystkie wątki osnute są wokół obrazów i wyobrażeń. Bohaterowie mają swoje ulubione miniatury, które, wypełnione własnym sensem, stają się dla nich nowym kodem, systemem porozumiewania się. Czarny, opuszczając Stambuł, pozostawił ukochanej miniaturę z miłosnej opowieści o Chosrowie i Szirin: Szirin zakochuje się w Chosrowie, patrząc na jego podobiznę zawieszoną na drzewie. Pod spodem Czarny podpisał bohaterów legendy imieniem swoim i swojej lubej. Powieściowy morderca z tej samej historii pamięta jednak już inny obraz: gdy szczęśliwy Chosrow spoczywa u boku Szirin, do komnaty wkracza skrytobójca, jego własny syn. Chosrow dokonuje żywota w ciszy, a czerwień na miniaturze wibruje niepokojąco. Co jakiś czas prześmiewczym głosem meddacha (ulicznego aktora) przemawia do nas któraś z ilustracji, a rozwiązania zagadki zabójstwa bohaterowie starają się dociec nie gdzie indziej, jak pomiędzy zdobionymi kartami zakurzonych manuskryptów.
Powieść Pamuka mieni się ukrytymi sensami. Można ją czytać jako opowieść o starciu dwóch kultur, pochwałę indywidualizmu, traktat o sztuce, przestrogę przed zgubnym wpływem radykalizmów, historię pasji, która potrafi odmienić życie człowieka, malowniczy obraz Stambułu, opowieść o dziwnych losach miłości. Nie czekajcie jednak na jednoznacznie rozstrzygnięcia. Zło i dobro współistnieją obok siebie. Paradoksalnie, szatan jest nam niezbędny, abyśmy mogli doświadczać też radości dobra. Każda moneta ma dwie strony, choć coraz łatwiej (o czym też przypomina nam opowieść meddacha) trafić na monetę fałszywą.
Warsztatowo „Nazywam się Czerwień” nie ma sobie równych. Mistrzowsko poprowadzona - w każdym rozdziale z perspektywy innego bohatera - opowieść daje możliwość wielostronnego naświetlenia toczących się wypadków i jest pretekstem do wirtuozerskich zabiegów narracyjnych. Wplecenie w korowód barwnych postaci zamaskowanej sylwetki mordercy dodaje powieści grozy i tajemniczości, stanowi okazję do niespotykanej w innych książkach gry z czytelnikiem, który ma wrażenie, że stoi ze zbrodniarzem twarzą w twarz. Wciągający styl dopełnia miary i sprawia, że bez reszty zanurzamy się w świat dawnego państwa osmańskiego.
Jeśli kierować się tylko notą z okładki (Wydawnictwo Literackie, 2007), łatwo o pomyłkę. Proza Pamuka jest bogata w sensy, mimo kryminalnej intrygi i atmosfery tajemniczości nie przypadnie do gustu czytelnikowi oczekującemu szybkich zwrotów akcji. To książka z gatunku tych, które po zamknięciu ostatniej strony trzeba zaraz znowu otworzyć na pierwszej, aby móc rozsmakować się w niuansach nieuchwytnych przy pierwszej lekturze. Może kojarzyć się z „Imieniem róży”, dziełem równie głęboko osadzonym w historii, kulturze i odwiecznym dyskursie o kształcie świata. Fabuła staje się tylko jednym z elementów układanki. Podobnie jak u Umberta Eco symbolicznym centrum była biblioteka, tutaj mamy do czynienia z jeszcze pilniej strzeżonym skarbcem sułtana, który skrywa mądrość wieków. Mistrz Osman wyjdzie z niego odmieniony...
Czerwień to kolor, który wyjątkowo silnie wiąże się ludzką egzystencją. To kolor krwi, która daje życie, ale jej rozlew niesie śmierć. To kolor miłości i cierpienia zarazem. Czerwień to wszystko, co najważniejsze. Jeśli chcecie przeczytać książkę o czymś naprawdę istotnym, sięgnijcie po „Nazywam się Czerwień” Orhana Pamuka.
---
* Orhan Pamuk, „Nazywam się Czerwień”, przeł. Danuta Chmielowska, Wydawnictwo Literackie, 2007, s. 13-14.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.