Dodany: 01.08.2013 17:41|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czytatka-remanentka (VII 13)


Młode głosy: Wiersze poetów radzieckich (antologia; < praca zbiorowa / wielu autorów >)
Od niepamiętnych czasów, to jest od około siódmej klasy szkoły podstawowej, pochłaniałam namiętnie wszystkie zbiory wierszy, jakie mi tylko wpadły w ręce, i najładniejsze utwory przepisywałam do specjalnie na ten cel przeznaczonego kajeciku. Z czasem kajecików przybyło, ale dopiero ostatnimi czasy nabrałam zwyczaju notowania obok, skąd dany wiersz pochodzi. Jest to, jak się okazuje, bardzo przydatna metoda. Bo w trakcie kolejnych 40 lat przeżyłam 6 przeprowadzek i ze 3 generalne remonty mieszkania, a przy tym gdzieś zagubił się ten pierwszy zeszyt, w którym musiało się mieścić co najmniej ze dwie setki wierszy (80 kartek=160 stron, a na stronie czasem się zmieścił jeden, ale czasem i trzy, jeśli krótkie). Rzecz jasna, nie jestem pewna, co tam było. Pewnie wszystkie moje wczesne fascynacje poetyckie, czyli Szymborska, Baczyński, Różewicz, trochę Poświatowskiej i Hillar, ale co jeszcze? Czasem przychodzi człowiekowi do głowy strzępek wiersza, i w żaden sposób dociec nie można, skąd się go zna i kto go napisał – może to właśnie jeden z tych zagubionych? Teraz można sobie taki kawałek wrzucić do Googla i sprawa prosta… no, prosta pod warunkiem, że ktoś dany wiersz na jakiejś stronie zamieścił, a w przypadku autorów mniej popularnych, w tym obcojęzycznych, których parę utworów tylko raz przełożono do jakiejś antologii, wcale nie jest to takie pewne. Jeden taki chodził za mną przez całe lata; przeszukiwałam kolejne biblioteki bez powodzenia, aż w końcu nie została mi w pamięci już nawet jedna fraza, tylko to, że autorką była Rosjanka. I nagle zupełnie przez przypadek, szukając w antykwariacie czegoś zupełnie innego, natrafiłam na tytuł „Młode głosy”. Coś mi zaiskrzyło – najwyraźniej musiałam to czytać! A kiedy jeszcze w spisie autorów znalazłam dwa nazwiska poetek, jakoś mgliście się kojarzące z którymś z czytanym w młodości zbiorów, wzięłam tomik w ciemno, nawet nie zrażając się podtytułem „Wiersze poetów radzieckich” (no bo skoro ich twórczość wydawano w ówczesnym Związku Radzieckim, to musiano ich tak nazwać). Dopiero potem się zreflektowałam – a nuż się okaże, że się pomyliłam, a w środku będą jakieś same propagandowe socrealistyczne wypociny? Ale nie, tego rodzaju utworów jest ledwo kilkanaście, z czego połowa jednego autora. Trochę, ale też niewiele, o wojnie, niekoniecznie tylko „wielkiej ojczyźnianej”, raczej w ogóle o wojnie jako zjawisku - czasem z realiów trudno wywnioskować, czy chodzi o okres historyczny, który pamiętają sami autorzy (tak jak w znanym z wielu innych źródeł „Do widzenia, chłopcy” Okudżawy), czy o któryś z wcześniejszych, bo mowa głównie o przeżyciach i emocjach. A najwięcej o tym, o czym piszą wszyscy poeci: o miłości, tęsknocie, rozstaniach i powrotach, o pięknie spostrzeganym wokół siebie, o sensie życia, o śmierci.
Gdyby każdy z utworów oceniać jednostkowo, średnia statystyczna pewno oscylowałaby wokół czwórki, i taką też ocenę wystawiłam całości.
No a co z tym poszukiwanym wierszem? Ha… znalazłam jeden, który od razu poznałam – rzeczywiście autorstwa jednej z tych dwóch podejrzewanych kobiet - i prawie pewna jestem, że miałam go w zaginionym zeszycie. Ale czy to o niego mi chodziło? A jeśli nie? Może kiedyś się dowiem…

Moja Musierowicz: O twórczości autorki "Jeżycjady" (< praca zbiorowa / wielu autorów >)
Temat jakże ponętny, zwłaszcza dla wielbicieli wspomnianego w tytule cyklu, ale lektura trochę rozczarowuje (szczególnie w zestawieniu z inną publikacją poświęconą twórczości pisarki – „Jeżycjada a sprawa polska: O powieściach Małgorzaty Musierowicz” Barbary i Macieja Szargotów – spójną, konsekwentną, nieprzeładowaną filozoficznymi meandrami słownymi). Artykułów ściśle literaturoznawczych jest tu ledwie pięć, z czego dwa („Za co kochamy Małgorzatę Musierowicz? Prolegomena” Anny Gomóły i „Poetyka dystansu w powieściach Małgorzaty Musierowicz” Krzysztofa Biedrzyckiego) przyciężkawe w odbiorze, a przy tym tak krótkie, że zanim czytelnik zacznie ogarniać myśl autora, już się kończą. Oprócz tego: jedna analiza czytelnictwa, sześć konspektów lekcji szkolnych i parę wypowiedzi czytelniczek, w zasadzie nieróżniących się od tekstów, które można przeczytać na forach bibliofilskich (za wyjątkiem jednego wierszyka autorstwa szóstoklasistki, sympatycznego, ale zdradzającego typowego dla wieku niedostatki warsztatowe). Istny groch z kapustą, w dodatku ani porcja nie za wielka, ani nazbyt wyraziście nie przyprawiony.

Jeżycjada a sprawa polska: O powieściach Małgorzaty Musierowicz (Szargot Maciej, Szargot Barbara)
Zbiór tekstów poświęconych – jak sygnalizują autorzy we wstępie – odniesieniom „do tradycji kulturowej (zwłaszcza literackiej) polskiej i europejskiej” [9] w twórczości Małgorzaty Musierowicz to dzieło spójne, sensowne, a przy tym stosunkowo łatwe w odbiorze. Nieczęsto zawodowym literaturoznawcom udaje się tak zgrabnie uniknąć przeładowania tekstu wymyślną terminologią, dzięki której wrażenie profesjonalizmu jest odwrotnie proporcjonalne do zrozumiałości; Szargotowie piszą nie tyle dla swoich kolegów po fachu, często tym chętniej cytujących cudze prace, im więcej ich język ma wspólnego ze słownikiem wyrazów obcych, ile dla zwykłych czytelników, potrzebujących nakierowania na „drugie dno” Jeżycjady, względnie potwierdzenia, czy sami się dobrze takowego doszukali. Bo, jak się okazuje, nawet kilkakrotne czytanie poszczególnych tomów nie gwarantuje wyłapania wszystkich przemyconych w nich aluzji, za każdym razem możemy odkryć coś nowego, a rozległość tych odkryć zależna jest od naszych własnych doświadczeń osobistych i literackich (takie zjawisko bardzo przekonująco opisuje Patricia Meyer-Spacks w nietłumaczonym na polski – a szkoda! – mega-eseju „On Rereading”, zwracającym uwagę na motywy skłaniające czytelnika do powrotu do czytanych już dzieł literackich i na korzyści z takich powtórek płynące). Dla przykładu: dla nasto-czy dwudziestoparolatków znacznie trudniejsze niż dla ich rodziców -reprezentantów generacji 40+, czyli rówieśników sióstr Borejkówien - może być wychwycenie w pierwszych powieściach cyklu dyskretnych gierek z peerelowską cenzurą, niezbędnych dla ukazania prawdy o rzeczywistości lat 70 i 80; za to np. czytelnicy nieprzepadający za poezją współczesną mogą zupełnie nie zwrócić uwagi na nawiązania do twórczości brata pisarki, Stanisława Barańczaka. Rozważania Szargotów nad wzorcami społecznymi, promowanymi czy przynajmniej faworyzowanymi przez autorkę za pośrednictwem bohaterów, mogą z kolei stanowić punkt wyjścia dla naszych własnych rozważań w kwestii roli życiowych priorytetów, pozycji kobiety w rodzinie, wychowania dzieci. Jedyne zastrzeżenie pod adresem tego zbioru dotyczyć może momentu, kiedy należy go przeczytać: otóż zdecydowanie nie powinno się tego robić PRZED lekturą omawianych w nim części cyklu (czyli wszystkich prócz „McDusi”) – bo przecież ma on uzupełnić czy pogłębić nasz odbiór powieści Musierowicz, a nie zwolnić nas z samodzielnych przemyśleń.

Pół życia w ciemności: Biografia Zygmunta Kałużyńskiego (Kałużyński Wojciech)
Solidna, rzetelna biografia, mimo kontrowersyjności portretowanej postaci unikająca popadania w skrajności: ani wybielania, ani demonizowania., Kałużyński pokazany jest w niej jako człowiek z krwi i kości, z mnóstwem przywar, z cechami charakteru nie predestynującymi do bycia powszechnie lubianym, ale też z uczuciami, które bał się czy wstydził ujawnić, z poglądami, którym był wierny również wówczas, gdy stały się, delikatnie mówiąc, niepopularne - i dlatego pozujący na gbura i abnegata, konsekwentnie fałszujący lub przynajmniej zaciemniający fakty ze swojego życia prywatnego. Doskonale się czytało – aż szkoda, że nie była dwa razy grubsza.

Zjeść Kraków (Makłowicz Robert, Mancewicz Stanisław)
Sympatyczne gawędy gastronomiczno- historyczne (z bogatymi dygresjami odbiegającymi od historii krakowskich placówek żywienia zbiorowego tudzież regionalnych potraw w stronę ciekawostek z dziedzin zgoła „niejadalnych”), po których lekturze człowieka bierze chęć natychmiastowego wybrania się do naszej pierwszej stolicy w celu pograsowania wytyczonymi przez autorów szlakami.

Poezje (Quasimodo Salvatore)
Ech, trudna sprawa z tą poezją – dali komuś nagrodę Nobla, teoretycznie człowiek powinien się zachwycać, a tu utwory jeden za drugim przepływają obok, niby się dostrzega ich kunsztowną strukturę, bogate słownictwo, jest kilka robiących nieco większe wrażenie (prawie wszystkie przekładane przez Artura Międzyrzeckiego – czyżby osoba tłumacza miała aż tak duże znaczenie?), ale chyba ani jednego nie zapamiętam na dłużej. Nie w moim typie, trudno.

Gra z duchami (Simpson Joe)
Najlepsza z trzech książek autora, które przeczytałam – wspominająca jego dzieciństwo i młodość, ukazująca drogę do alpinizmu, pierwsze doświadczenia i pierwsze porażki. Napisana z nerwem, bez patosu, z odrobinką angielskiego humoru i z dużym dystansem do siebie i świata, a przy tym nieprzeładowana technicznymi detalami wspinaczkowymi.

Sztuka wojenna: Chiński traktat o skutecznej taktyce i strategii w walce zbrojnej oraz w życiu i w interesach (Sun Zi (właśc. Sun Wu; także Sun Tzu, Sun-tsy, Chang Qing))
Czy słuchanie muzyki może skłonić do przeczytania książki? A jakże, może! Moją ulubiona płytę szwedzkiego zespołu Sabaton rozpoczyna damski głos, recytujący fragment tekstu sprzed wieków:
„Sun Tzu said: that the art of war is a vital importance to the state. It is a matter of life and death, a road either to safety, or to ruin”. Dopiero potem następuje seria piosenek opiewających bitwy i kampanie, które zmieniły losy świata albo przynajmniej zapisały się na stałe w jego historii (w tym rewelacyjna „40:1”, której kiedyś poświęciłam osobną czytatkę). Równie zachwyconemu tą płytą synowi przy najbliższej okazji sprawiłam prezent w postaci dzieła, które użyczyło jej tytułu i posłużyło za źródło powyższego cytatu: „Sztukę wojny” Sun Tzu (albo Sun Zi, albo Sun Wu?), chińskiego generała sprzed ponad dwóch tysięcy lat. Wydanie okazało się wzbogacone o drugi podobny dokument, „Metody wojskowe” Sun Pina (Sun Bina?) - który, jak głosi przedmowa, był najpewniej wnukiem albo prawnukiem Sun Tzu – oraz o komentarze amerykańskiego tłumacza Ralpha D. Sawyera (między nami mówiąc, raczej zbędne, mające charakter opisowego „wyoślania” czytelnikowi, co autor miał na myśli w każdym akapicie danego rozdziału). O tym przekonałam się jednak dopiero po paru latach, kiedy – słuchając po raz kolejny „Art of War” - w końcu uznałam, że wstyd znać tylko cytat, a nie całą książkę. Generalnie taktyka militarna nie należy do obszaru moich zainteresowań, ale przeczytałam bez specjalnej abominacji, doceniając mądrość starożytnych wodzów, którzy – nie mając do dyspozycji map topograficznych, zdjęć, reporterów korzystających choćby z telegrafu – potrafili z taką precyzją pozbierać w myśli swoje obserwacje z pól bitewnych i szlaków przemarszu, a na ich podstawie sformułować teorię prowadzenia działań wojennych. Nie wiem, czy w epoce łączności satelitarnej i dalekosiężnej artylerii, kiedy za pomocą Google Earth czy innego podobnego narzędzia można obejrzeć szczegóły danego obszaru z dokładnością do jednego budynku, po czym wymierzyć działa w cel odległy o kilka kilometrów, mają jeszcze sens porady dotyczące rozlokowania wojska czy szyku marszowego w określonym rodzaju terenu (a już na pewno nie mają te sugerujące niezbędną ilość rydwanów ). Ale z pewnością nie przebrzmiała jeszcze wartość porad i uwag dotyczących stanu psychicznego wojska w zależności od okoliczności działań wojennych, ani relacji panujących między szeregowymi żołnierzami i dowództwem. Ciekawa lektura, może nie niezbędna, ale na pewno wzbogacająca.

Niemiecka jesień: Reportaż z podróży po Niemczech (Dagerman Stig)
Reportaż ma to do siebie, że im więcej czasu upłynęło od jego powstania, tym słabiej oddziałuje na czytelnika sama jego materia, a tym większe znaczenie ma sposób, w jaki owa materia została obrobiona. Trudno się dziwić – jeśli przedstawione okoliczności miały miejsce w czasach, których nie pamiętamy ani my sami, ani nawet najstarsi ludzie w naszym otoczeniu, prawda dociera do nas przez filtr tysięcy innych późniejszych wydarzeń, zmian, które zaszły w wyglądzie opisywanych miejsc i w mentalności ich mieszkańców. To jednak nie przeczy możliwości wyekstrahowania z takiego przedatowanego reportażu tego, co najistotniejsze – pod warunkiem, że jego autor umiał utrwalić nie tylko klimat chwili, ale i to, co ponadczasowe. Tak właśnie ma się rzecz z „Niemiecką jesienią” – zbiorkiem tekstów opisujących rzeczywistość niedawnych „panów świata” w kilkanaście miesięcy po kapitulacji z punktu widzenia bezstronnego obserwatora. Procesy weryfikacyjne rzeczywistych i domniemanych nazistów albo tylko biernych trybów potwornej machiny, smutnych i mizernych ludzików, którzy założyli brunatne mundury ze strachu, z troski o rodzinę, „pod przymusem”. Ciężar winy spoczywający nie tylko na martwym wodzu i jego świcie, ale i na bezczynnych świadkach. A przede wszystkim nędza i głód, które właściwie nie są karą, bo ci, co powinni byli karę ponieść, albo już zginęli, albo uciekli (niektórzy odnajdą się po 40 czy 50 latach w jakimś tropikalnym azylu), a ofiarami padają starcy, kobiety, dzieci narodzone zbyt późno, by mogły chociażby w myśli dokonać wyboru między dobrem a złem. Dagerman, jak przystało na obywatela państwa neutralnego, unika ocen – nie znajdziemy u niego twierdzenia, że Niemcy nie zasługują na to, co ich spotkało, ani, że im się to należy. Od osądzania są inni. Reporter opisuje. I gdyby nie miejscami przyciężkawy styl, można by jego dzieło postawić między najwybitniejszymi okazami gatunku.




(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1478
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: misiak297 03.08.2013 10:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Młode głosy: Wiersze poet... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zgadzam się z Tobą co do "Mojej Musierowicz". Ja dałem 4 wyłącznie za tych parę ciekawych esejów znajdujących się na początku (poza tym omawiającym jakąś statystykę - jeszcze do tego z błędami, bo Krystyna Siesicka nie napisała "Con Amore"). Na nic mi zachwyty czytelniczek czy konspekty lekcji. W sumie ocena powinna być niższa. Za to eseje Szargotów zdecydowanie są warte polecenia.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: