Dodany: 20.07.2013 23:50|Autor: Bonduelle

Zalepiając luki w scenariuszu


O mamo. Im jestem starsza, tym więcej strasznych zbrodni na kinematografii widzę w szóstym epizodzie. Nie ma sensu ich teraz mnożyć, w Internecie roi się od list dowodzących kalectwa fabularnego "Powrotu Jedi". Luki ("no pun intended") w rozumowaniu postaci i ogólnej logice wydarzeń są tu na tyle duże, że po powieść sięgnęłam z nadzieją, że pomoże mi je ona jakoś wypełnić. Czy się udało​?

Zanim odpowiedziałam sobie na to pytanie, musiałam przebrnąć przez bez sensu momentami udziwnione słownictwo. Angielski nie jest moim ojczystym językiem, ale władam nim całkiem sprawnie, więc chyba jest coś na rzeczy. Czy naprawdę materiał źródłowy wskazuje na to, że należy używać tak przekombinowanych zwrotów? Poza tym na łopatki rozkładały mnie kwestie typu: „'Rheeaaahhr!' he screamed”, czy „'Gdzhng dzn,' nodded the copilot” - PO CO? Czy nie wystarczy powiedzieć, że ktoś warknął, przytaknął w swoim języku etc.? Chyba że istnieją jacyś czytelnicy biegle władający językiem Huttów czy Ewoków (apage!), którzy z zainteresowaniem przeczytają tego typu dyskusje.

W warstwie językowej raziły mnie również porównania stworzeń, sprzętów itp. z typowo ziemskimi odpowiednikami – są więc odniesienia do słoni, arbuzów, matadorów itd. Zupełnie niezamierzenie autor niszczy w ten sposób nastrój, wybijając nas z kreowanego świata i przypominając, że to tylko opis fabuły filmu; w końcu bantha były w rzeczywistości słoniami przykrytymi dywanami czy inną sztuczną sierścią. I kończąc narzekania językowe – rzucanie nazwiskami pobocznych postaci było bardzo sztuczne; mniej zaangażowani czytelnicy nie mają potrzeby wiedzieć, kim jest Salacious Crumb, a zagorzali fani i tak to wiedzą bez przedstawiania.

Odpowiadając jednak na postawione trzy akapity temu pytanie – nowelizacji udało się w znacznej części załatać dziury, które ziały ze scenariusza. Ot, choćby niespodziewana powaga Luke'a i "podtatusiałość" Hana nagle zyskały kontekst. W rzeczywistości powodem zmian osobowości bohaterów była po prostu słabość scenariusza spotęgowana ewidentnym zblazowaniem Harrisona Forda, niemniej, gdyby rzeczywiście postaci zachowywały się tak, jak to opisywał autor powieści, filmy sporo by zyskały. Luke spoważniał, bo przeszedł zbyt wiele, by dalej być naiwnym, niecierpliwym chłopakiem, a Han wreszcie zrozumiał, że warto w życiu zajmować się czymś więcej niż ratowanie własnego tyłka. No i wspaniale, ale czasem w szale interpretacyjnym pisarz pędzi za daleko – nagle okazuje się, że Leia intuicyjnie umie posługiwać się mocą, dzięki czemu zabija Jabbę i komunikuje się z Luke'em. Ponadto Han wygłasza kilka płomiennych mów – a to nakłania Ewoki do walki, a to wyznaje braterskie uczucia Luke'owi albo rozpływa się w cukierkowej mgiełce miłości do Lei. Skoro się o Ewokach zgadało – w filmie ich nie cierpię, tutaj – aż się w głowie nie mieści! - zyskały jakieś sympatyczne lub co najmniej mniej irytujące cechy. Dla odmiany Lando z jakiegoś powodu myśli wyłącznie hazardowymi porównaniami, co szybko przestaje być zabawne.

Tak czy inaczej, nowelizacji należy się pewne uznanie za próby ratowania chaosu, jakim jest fabuła „Powrotu Jedi” - nie obyło się bez potknięć, ale faktycznie sporo kwestii nabiera sensu. Szkoda tylko, że do tego potrzebna była powieść – film powinien bronić się sam.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 390
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: