Dodany: 14.06.2013 10:53|Autor: LeoniMa
Pamięć jako siła
Klimko-Dobrzaniecki to nazwisko, które w światku polskiej literatury już coś znaczy. Jego powieść „Bornholm, Bornholm” na długo zapadła mi w pamięć; najnowsza, „Grecy umierają w domu”, niewiele jej ustępuje.
Pisana w pierwszej osobie, koncentruje się na dwóch historiach. W pierwszej dojrzały już dziennikarz i pisarz, urodzony w Polsce, ale mieszkający w Atenach, wybiera się do pomniejszej greckiej miejscowości, żeby tam, w ośrodku pracy twórczej, napisać kolejną książkę. Będzie ona dotyczyła Ojca – pisarz stracił go w wieku 15 lat, a do tego czasu podziwiał i kochał, nazywając go rudobrodym Posejdonem. Przy okazji spisywania wspomnień o „Tatulu” Klimko-Dobrzaniecki scharakteryzował dwukulturowe miasto w okolicy Dzierżoniowa, w którym mieszkali Grecy obywatelstwa polskiego. Jeszcze wtedy młodzieniec zawsze traktowany był jako Grek w Polsce, a kiedy wyjechał do ojczyzny swoich rodziców, nazywano go Polakiem. Co ciekawe, nie wydawał się specjalnie zagubiony. Druga odsłona to zdarzenia w ośrodku. Poznane kobiety, sprawozdanie z postępów w pracy.
Siłą tej książki jest mocna narracja i język, który nie pozwala się od niej oderwać. Miłość dorosłego już syna do Ojca, która zawsze mnie rozczula. Oraz polsko-grecki, skomplikowany świat, któremu warto się przyjrzeć.
Polecam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.