Dodany: 12.05.2013 22:49|Autor: Literadar

Tajemnice Nalewek


Okładka

Rec. Dorota Tukaj
Ocena: 3,5 / 6

Dawna Warszawa to jeden z tych obszarów literackiej czasoprzestrzeni, które wciąż kuszą czytelników niepowtarzalnym klimatem. Z jednej strony patyna historii, splendor władzy, blichtr salonów, czar bohemy, z drugiej niemal egzotyczny powab hermetycznych środowisk – dzielnic zamieszkałych przez Żydów czy siedlisk stołecznego półświatka.
Autor Tajemnic Nalewek nie musiał nawet tego klimatu rekonstruować, gdyż akcję swej powieści osadził w realiach doskonale sobie znanych - w Warszawie za czasów carskiej okupacji, gdzie studiował i pracował do 30 roku życia, przy czym jako adwokat (nie tylko z wykształcenia, ale i przez jakiś czas praktykujący w zawodzie) musiał był dobrze orientować się w tematyce prawnej, zaś jako dziennikarz nasłuchać się sporo o najróżniejszych ciemnych sprawach. Debiutował jako twórca kryminałów prawie jednocześnie z sir Arthurem Conan Doyle’em. Niestety w odróżnieniu od swego brytyjskiego rówieśnika Henryk Nagiel nie dożył nawet początku XX wieku i pozostawił po sobie tylko trzy dłuższe utwory prozą. Spośród nich Tajemnice Nalewek musiały się cieszyć największą popularnością, gdyż w ciągu 30 lat od ich opublikowania wznawiano je co najmniej dwukrotnie, a nawet (w dwa lata po odzyskaniu niepodległości) zekranizowano. Po długim okresie zapomnienia ponownie trafiły na rynek księgarski – i tak oto mamy możność zapoznać się z jedną z pierwszych polskich powieści kryminalnych.

Cała fabuła obraca się wokół dramatycznych wydarzeń w domu bankowym, usytuowanym na skraju żydowskiej dzielnicy Nalewki. Zarządzający nim Abraham Ejteles i jego młodsi wspólnicy w życiu prywatnym raczej nie hołdują już ortodoksyjnej tradycji, a swój interes prowadzą całkiem nowocześnie, zatrudniając w większości chrześcijan. I to na jednego z nich, o dotychczas nieposzlakowanej opinii, pada podejrzenie o poważne przestępstwo: z kasy banku znika spora suma, a kasjer, który poprzedniego dnia po raz pierwszy przekazał szefowi hasło do sejfu nie osobiście, lecz za pośrednictwem oskarżonego, zostaje znaleziony martwy w swym mieszkaniu. Poszlaki są tak sugestywne, że żaden sąd nie zechciałby uwierzyć w niewinność młodego magazyniera. A jednak wywiadowcy policyjnemu zwanemu „Frygą” coś w tej całej sytuacji nie pasuje, toteż spróbuje on na własną rękę dociec prawdy, mając po swojej stronie kilku przyjaciół Janka i dwie zakochane kobiety, zaś przeciw sobie – nader groźnych przeciwników…

Rzecz jasna, dociekliwemu Jóźkowi daleko do genialnego Sherlocka Holmesa (co nie znaczy, że są mu obce wszystkie metody śledcze, wykorzystywane przez brytyjskiego detektywa), lecz sam wątek sensacyjny jest całkiem udany, przy okazji wymownie obrazując ówczesny stan kryminalistyki w naszej części Europy. Spleciony z nim dość luźno wątek tajemnicy z przeszłości, która kładzie się ponurym cieniem na życiu jednej z postaci, nakreślony z lekkim patosem, musiał robić wrażenie na czytelnikach ówczesnej literatury popularnej… o ile nie odkryli w nim oczywistego anachronizmu [człowiek ów, płodząc nieślubne dziecko, był młodzieńcem, czyli biorąc pod uwagę dziewiętnastowieczne realia - zapewne kawałek przed trzydziestką, zaś jego nieuczciwy przyjaciel, „o kilka ledwo lat starszy” i od niedawna żonaty, mógł mieć potomstwo co najwyżej paroletnie. Gdy po niespełna dwóch dekadach sprawa wychodzi na jaw, obaj panowie są już mocno „pochyleni przez lata”. Od biedy można by pomyśleć, że to kwestia zmiany optyki spojrzenia – takie czasy, że człowiek pod pięćdziesiątkę bywał uważany za starca. Ale w takim razie jak to możliwe, że niecałe 20 lat po opuszczeniu sceny wydarzeń jeden z bohaterów ma już dorosłe wnuki i w swoim aktualnym miejscu zamieszkania rezyduje od lat czterdziestu?].

Ładna, choć niepozbawiona manierycznych zwrotów (takich jak „ostatni stek nędzy” czy „lazurowa toń nieba”) polszczyzna i udatnie odwzorowany żargon mniej zasymilowanych mieszkańców Nalewek oraz garść drobnych scenek tworzących lokalny klimat (jak np. rozmowa „Frygi” z dorożkarzem, Meiner zmawiający się ze wspólnikiem) uatrakcyjniają lekturę tego kryminału „z myszką”, stanowiąc równocześnie świadectwo mentalności naszych ówczesnych rodaków. Niekoniecznie pochlebne, zważywszy na skłonność narratora do określania współobywateli o semickich rysach „Żydkami” lub jeszcze gorzej, „Żydziakami” oraz na faworyzowanie poglądu, że w małżeństwie mieszanym to osoba pochodzenia żydowskiego winna zrezygnować ze swej religii na korzyść tej wyznawanej przez małżonka. Warto czasem coś takiego przeczytać jako znak czasu, byle się tylko nie zafiksować na przebrzmiałych stereotypach…

Więcej recenzji Doroty Tukaj znaleźć można na www.ksiazki.wp.pl/kuid,44,nick,Dorota-Tukaj,profil.html

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2415
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: