Pisać każdy może
Jeszcze niedawno sama byłam nastolatką, więc kiedy przypadkiem wpadł w moje ręce „Pamiętnik nastolatki” Beaty Andrzejczuk, postanowiłam sprawdzić, co dziś czytają licealistki. Mimo że jest to piąta część cyklu, odnalezienie się w fabule nie sprawia trudności osobie, która nie czytała wcześniejszych.
Powieść została napisana w formie pamiętnika osiemnastolatki. Akcja toczy się wokół jej perypetii miłosnych i szkolnych przyjaźni. I właściwie w tych dwóch zdaniach można by streścić akcję całej książki. Główna bohaterka ma być przykładem typowej współczesnej nastolatki, której nieobcy jest Facebook, kwejk i inne fenomeny Internetu typu mięsny jeż.
Niestety o powieści Beaty Andrzejczuk nie można powiedzieć nic pozytywnego. Głównym mankamentem są płytkie portrety psychologiczne wszystkich postaci, odrealnione i czarno–białe. Infantylizm narratorki razi od pierwszych stron. Przygotowująca się do swych osiemnastych urodzin Natka prezentuje poziom emocjonalny i umysłowy dwunastolatki. Znajdziemy takie smaczki, jak: „Słuchaj, a ja jestem solenizantką czy lubilatką”[1]. A także fakt, że Natalia, laureatka konkursu historycznego, pyta swego chłopaka, czym było getto.
Jeszcze bardziej niewiarygodną postacią jest sympatia głównej bohaterki. Maksym, student, jawi nam się jako przysłowiowy książę z bajki, wspaniały w każdym calu. Absolutnie bez żadnych słabości, przezwycięża wszystkie „trudności”, jakie pojawią się na drodze jego ukochanej. Można by rzec, że jego największą wadą jest właśnie brak wad.
Ich młodzieńcza miłość jest całkowicie nierzeczywista nie tyle nawet z powodu niedojrzałości dziewczyny, co przepaści emocjonalnej i intelektualnej dzielącej tę parę. Idealny Maksym – mający wszystko, od pieniędzy, przez urodę i intelekt, po wrażliwość, jest tak szalenie zakochany w głupiutkiej, przeciętnej i egoistycznej Natce, że wybacza jej nawet zdradę.
Pisarka stara się poruszyć wiele problemów trapiących dzisiejszą młodzież, niestety tak naprawdę nie zgłębia żadnego z nich. Gdzieś w tle pojawiają się wątki dotyczące narkotyków i alkoholu, ale Andrzejczuk zgrabnie się po nich prześlizguje, nie dotykając istoty sprawy. Całkowicie natomiast pomija sprawy seksualności nastolatków. Zachowanie głównych bohaterów jest rodem z XIX-wiecznych powieści. Jednocześnie książka jest nachalnie dydaktyczna – tak jakby autorka koniecznie chciała, aby młodzież wyniosła z jej utworu chociażby wiedzę na temat resuscytacji.
Najbardziej w powieści rażą jednak błędy gramatyczne. Co prawda można by je tłumaczyć nieudaną stylizacją na język, jakim posługuje się dzisiejsza młodzież, jednak pojawiają się kwiatki typu: „patrzył się na mnie”[2], „Andżelika jest z nami od pierwszej klasy, ale w tamtym roku z nikim specjalnie nie trzymała”[3].
Po przebrnięciu przez „Pamiętnik nastolatki 5” aż trudno mi uwierzyć, że doczekał się on nagrody internautów i zwyciężył w konkursie literackim. Pisać każdy może, ale czy każdy powinien?
---
[1] Beata Andrzejczuk, „Pamiętnik nastolatki 5”, Rafael Dom Wydawniczy, 2012, s. 228.
[2] Tamże, s. 48.
[3] Tamże, s. 6.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.