Dodany: 10.09.2007 09:52|Autor: Krzysztof

Książka: Twarz Boga
Drzeżdżon Jan (Drzéżdżón Jan)

3 osoby polecają ten tekst.

O kulawym Bogu


"Chciałbym, aby wschód słońca zastygł mi na dłoni..."[1]

Do podróżnej torby mogłem zabrać jedynie parę książek, stałem więc niezdecydowany przed swoją biblioteką, błądząc wzrokiem i opuszkami palców po rzędach książek, i ponownie, jak przed laty, zwróciłem uwagę na ten tytuł. Wziąłem tom w rękę, spojrzałem na okładkę, i siadłem do laptoka. Biblionetka, Drzeżdżon: "książkę ocenił jeden użytkownik"... "nikt jeszcze nie ocenił tej książki"...

Czułem smutek patrząc na te napisy i na leżącą obok książkę, wspominając dawny czas nad nią spędzony. W tym smutku zapomnianej książki nieznanego autora było coś bardzo przygnębiającego i zniechęcającego; może to naoczne przekonanie się o daremności naszych prób pokonania czasu, skoro nawet wydanie książki nie gwarantuje utrwalenia myśli autora? Nie cały umrę... Tylko on wie, ile setek godzin, nocy bezsennych, ile udręki kosztowały go te strony; ile myśli nieuchwytnych a kłębiących się w głowie, ile samotnych wędrówek jego lasami w poszukiwaniu ładu, sensu, słów jest na stronach tej powieści, a teraz... Jeden użytkownik...

Nic nie zmienię, nie ocalę od zapomnienia, ale tyle mogę: napisać ten tekst. Jestem to winien autorowi i sobie.

"Twarz Boga" jest zapisem prób poradzenia sobie z problemami dla ludzi odwiecznymi: z naszą świadomością, z upływem czasu, z pamięcią, sensem. Odpowiedzi autor szuka w sobie, ale także u Jezusa, w swoisty sposób modląc się do Niego, jednakże Chrystus Drzeżdżona nie jest wszechwiedzący i wszechmocny, jest tym, który się pomylił, Bogiem ułomnym, bezradnym wobec zdarzeń świata, którego jest stwórcą. Drzeżdżon szuka Go w przydrożnych kapliczkach, i nawet jeśli znajduje, to samotnego jak i on sam, kulawego po upadku ze swojego nieba. W potrzebie daremnie szuka Go przy sobie i, nie znajdując, szuka ocalenia w widoku kwitnących sadów wiśniowych; uciekając przed obojętnością, stwarza swój azyl, swoją własną Ziemię Świętą.

Smak ciepłego chleba łamanego palcami jest w tej książce, bezradność wobec życia i czasu, zdumienie ludzkimi poczynaniami; jest silna, jakby pierwotna, nieukształtowana (czy raczej niezatracona) przez kulturę i intelekt, nienasycona potrzeba kontaktu z przyrodą; tęsknota wyrażana bardzo oszczędnie, bywa, że dosłownie pojedynczymi wyrazami, a przy tym tak prawdziwa, tak intensywnie odczuwana i przez czytelnika, że ten niemal słyszy szum skrzydeł lecących dzikich gęsi, na które patrzył autor, tęskniąc razem z nim. "Twarz Boga" jest też obrazem człowieka zranionego przez wojnę, którą Drzeżdżon przeżył będąc dzieckiem. Naznaczony strachem sięgającym tak głęboko w jego jestestwo, że pamiętanym całe życie i na całym życiu odciskającym swoje piętno, autor próbuje wejść w siebie na tyle głęboko, by obejrzeć swój strach, poznać i w ten sposób obłaskawić. Przejmująca jest ta bezradność człowieka próbującego zrozumieć tajniki swojej duszy, pojąć świat ludzi i pogodzić się z nim...

W utworze wyraźny jest związek autora, Kaszuba, ze swoim rodem; dla niego jest to tajemnicza, niezrozumiałych głębin sięgająca więź z minionymi pokoleniami jego plemienia, a poprzez nie - z ich zapomnianymi bogami.

"Granitowe niebo rozsypie się w moich rękach i cóż zostanie, kilku ślepych bogów pogańskich, spragnionych modlitwy"[2].

W moim tomie oprócz tytułowego utworu "Twarz Boga" jest jeszcze dziwne, przejmujące swoją wymową, opowiadanie "Noe": małe miasteczko kaszubskie zaludnia się symbolicznymi postaciami jak ze snu surrealisty, zamieniając szarą rzeczywistość komunistycznych lat w baśń o poszukiwaniu. Nic tutaj nie jest takie, jakie znamy z naszego świata, a jeśli w jakimkolwiek miejscu wydaje się, że znaleźliśmy jego fragment, ta rzeczywistość znowu gubi się, jak we mgle, w sennym świecie, wśród papierowych ludzi, dzbanów, do których można wkładać swoje myśli, albo nad brzegiem strumienia, w którym Noe wspólnie z Bogiem moczy nogi. Wokół niego przesuwają się, jak cienie z innego świata, ludzie samotni, bezradni, pozbawieni boskiego wsparcia, zajęci swoimi banalnymi, powszednimi czynnościami, które tutaj wydają się tak nonsensowne, jak to bywa u ludzi z pomieszanymi zmysłami. Noe jest jak przybysz z zamorskiej krainy, zagubiony i bezradny jak wszyscy tutaj, wśród bezmiaru obojętności i niezrozumienia; jednakże, wyzbyty złudzeń i zapału zmieniania świata, Noe podejmuje bezładne próby poszukiwania swojego Domu, a z nim sensu, zrozumienia czasu i ludzi w nim zanurzonych.

Książka napisana jest krótkimi zdaniami, najprostszymi słowami, i jakby niechętnie, na przekór potrzebie ciszy, o której pisze: "Byłem tą ciszą, która się nigdzie nie rozchodzi, tylko trwa"[3]. "Może dlatego trzeba tyle słów, aby poza nimi ukazało się nienazwane"[4]. Wiele jest w niej pytań, ale znaków zapytania jest bardzo mało – jakby autor nie oczekiwał odpowiedzi. Tym większe wrażenie robią te nieliczne, stając się podkreśleniem, widocznym głosem duszy szukającej odpowiedzi.
"Jak to się mogło stać?"[5].

Pod szorstką, niepozorną powierzchnią jego prozy kryje się wrażliwość człowieka pytającego Boga, dlaczego chce, aby go wielbiono, a na wspomnienie śmierci odczuwającego żal z powodu swojego nienasycenia widokiem konwalii - jakby uważał, że w ich kształcie zaklęta jest idea Piękna.

Z różnych powodów, czasem dziwnych, czasem drobnych, obcy człowiek staje się nam bliski – taki związek z Drzeżdżonem odczułem wiele razy w czasie czytania "Twarzy Boga", nie tylko z powodu konwalii.

"To, że wstawałem rano i oglądałem słońce, wydawało mi się cudownym wydarzeniem. Nie domagało się żadnej formy, po prostu było jednym wielkim przeistoczeniem się w ułamek uśmiechu błądzącego samopas po lesie. Nie wiem, ile w tym było zmysłowości, ile uduchowienia, ale wiem na pewno, że była to radość istnienia, głębokie pragnienie spełnienia czegoś istotnego dla tego świata"[6].

Właśnie tak: nie domagało się żadnej formy. Było pierwotne jak jego pisarstwo, o ile w ogóle można tak powiedzieć o umiejętności tak wysublimowanej, jaką jest sztuka pisania. Smutna to proza, jakby pokryta szarym popiołem, ale jeśli rozgarnie się go, na dnie można znaleźć... błyszczący diament. Wiekuistego zbawienia?

"Chciałbym, aby wschód słońca zastygł mi na dłoni. Miałbym wtedy w tym bursztynowym ziarenku wieczność, spętaną, jak to tylko możliwe. Spętana wieczność. Zastygłaby na moim ręku jak uśmiech leśnej drogi, która była mi kiedyś tak bliska. Zaniósłbym ją do domu razem z poziomkami i zapaliłbym nad nią lampę. Taka iskra bez granic i bez świadomości skupiłaby w sobie żal mój cały i smutek poranny i wieczorny"[7].



---
[1] Jan Drzeżdżon, "Twarz Boga", wyd. Czytelnik, Warszawa 1984, str. 218.
[2] Tamże, str. 295.
[3] Tamże, str. 107.
[4] Tamże, str. 100.
[5] Tamże, str. 183.
[6] Tamże, str. 42.
[7] Tamże, str. 218.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4960
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Caro174 10.12.2009 15:13 napisał(a):
Odpowiedź na: "Chciałbym, aby wschód sł... | Krzysztof
Błądząc po Bibionetce natrafiłam przypadkiem na Twoją recenzję... przejmującą... liryczną. I pewnie i ja "Nic nie zmienię, nie ocalę od zapomnienia, ale tyle mogę:" - przeczytać "Twarz Boga". Właściwie to teraz to już taki wewnętrzyny przymus i nadzieja na spotkanie z Pięknem. Dziękuje:-)
Użytkownik: Krzysztof 10.12.2009 17:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Błądząc po Bibionetce nat... | Caro174
Życzę znalezienia:) Ono tam jest, ale nie jest krzykliwe, nie jest na pokaz.
Twój komentarz przypomniał mi tamtą noc wrześniową, w obcym miasteczku pod Bristolem, spędzoną nad książką i tekstem, a zakończoną o świcie. Ja też dziękuję.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: