Dodany: 09.04.2012 08:45|Autor: Mantra
Kastracja wyobraźni?
Telewizja to zło, wyrzućcie odbiorniki i zacznijcie żyć! – próbuje przekazać Michel Desmurget czytelnikom "Teleogłupiania". W przeciwieństwie jednak do niektórych aktywistów, swoje pełne emocji wypowiedzi popiera badaniami naukowymi (przypisy w liczbie 1193 stanowią 1/5 objętości całej książki). Czy mamy się bać? Czy już jesteśmy bezwolnymi automatami żyjącymi w rytm telewizyjnych reklam i seriali? Czy nasze dzieci bezpowrotnie straciły zdolność skupiania uwagi przez odbiornik grający w tle? Za jakie straszne konsekwencje odpowiada telewizja, że autor pozbył się telewizora (ku współczuciu rówieśników dzieci i sąsiadek)?
Sama pamiętam zdumienie akwizytorki, która zapukała do moich drzwi, chcąc sprzedać mi fantastyczny pakiet programów jednej ze znanych platform cyfrowych. Była przekonana, że ją okłamuję, mówiąc, że nie mam telewizora (ale wcale nie jestem lepsza, bo telewizor zastępuje mi komputer z dostępem do Internetu…).
Czy znacie jakiegoś przeciwnika telewizji? Ja nie. Znam ludzi, którzy jej po prostu nie oglądają, ale aktywnych przeciwników nie jestem w stanie zidentyfikować. Zdaje się, że TV przyjęliśmy bez podejrzliwości, a wręcz z otwartymi ramionami. Choć gdy teraz pomyślę, jak opisywał to medium Aldous Huxley w "Nowym wspaniałym świecie", zaczynam się zastanawiać, jak to możliwe, że miał tyle racji...
"W historii ludzkości żadne dobro konsumpcyjne nie zawładnęło życiem ludzi tak szybko jak telewizja. W Stanach Zjednoczonych, zaraz po drugiej wojnie światowej, wystarczyło tylko 7 lat, by procent domów wyposażonych w telewizor wzrósł od 1 do 75. By osiągnąć ten sam poziom, radio potrzebowało 14 lat, lodówka 23, odkurzacz 48, samochód 52, telefon 67, a książka – kilku stuleci! Dziś ponad 99% amerykańskich gospodarstw domowych wyposażonych jest w co najmniej jeden teleodbiornik. Podobna liczba stosuje się do (…) ogółu państw rozwiniętych"[1].
Desmurget zachęca czytelnika do telewizyjnego rachunku sumienia. Ile godzin dziennie oglądamy szklane pudełko? Ile lat życia nam to zabiera? Jak hollywoodzkie produkcje wypływają na nasze relacje rodzinne, rozwój poznawczy i stan zdrowia? Czy wpatrując się w filmowe perypetie, ćwiczymy mózg? Czy może narażamy się na demencję, otyłość i uzależnienia? Czy zdajemy sobie sprawę, jakie środki stosują twórcy reklam i programów, by manipulować naszymi preferencjami i uwagą?
Gdy rodzic potrzebuje trochę spokoju, wystarczy "zwykłe przyciśnięcie włącznika i oto nasze ruchliwe brzdące zmieniają się w kochane, apatyczne stworzenia"[2].
Desmurget omawia szereg zagrożeń i wniosków płynących z badań nad wpływem filmów i telewizji na dzieci, dorosłych, ich rozwój, stan zdrowia, sen i preferencje. Na przykład: fabuły telewizyjnych seriali są porażająco przewidywalne. Dowiedli tego badacze, którzy uczniom trzeciej klasy pokazali pierwszy z ośmiu odcinków pewnego serialu. Kiedy poproszono ich o przewidzenie fabuły na podstawie tego jednego odcinka, 80% było w stanie przewidzieć 70% wydarzeń, które nastąpiły w kolejnych odcinkach. W kolejnym etapie pozwolono dzieciom obejrzeć odcinek czwarty; aż 90% było w stanie zrekonstruować co najmniej 80% fabuły między tymi odcinkami. Eksperyment powtórzono kilkakrotnie - z tym samym wynikiem. Różnice zaobserwowano, dopiero gdy podobne doświadczenie wykonano z użyciem pierwszego z ośmiu rozdziałów książki dla młodzieży. Przewidywalność fabuły osiągnęła wynik zaledwie 30% dla 85% uczniów. Po przeczytaniu czwartego rozdziału tylko połowa uczniów była w stanie przewidzieć 50% fabuły w drugim i trzecim rozdziale. "(…) bez ubóstwa językowego, bez narracyjnego konformizmu, bez stereotypowych postaci zgromadzenie każdego wieczoru przy jednym programie kilku milionów z gruntu niepodobnych do siebie osób byłoby absolutnie niemożliwe"[3]. Desmurget wskazuje, że "telewizja zabija nasz intelekt, bo nie sposób znaleźć tematów ważnych dla wszystkich w inny sposób, niż okrajając treści, tnąc informację"[4].
Autor nie pozostawia suchej nitki nawet na programach przyrodniczych (przytacza tu słowa Billa McKibbena): "Dokumenty przyrodnicze są równie absurdalnie przeładowane akcją jak mydlane opery, w których całe biografie, z rozwodami, cudzołóstwem i nagłą śmiercią, skoncentrowane są w jednym tygodniu oglądania – próbować zrozumieć »naturę«, oglądając »Wild Kingdom«, jest równie trudno, jak próbować zrozumieć »życie«, oglądając »Dynastię«"[5].
W książce znajdziemy też informacje na temat wpływu telewizji na rozwój językowy dzieci. Okazuje się, że "każda godzina oglądania »filmu edukacyjnego« między 8 a 16 miesiącem życia kosztowała dzieci niemal 10% ich słownictwa!"[6]. Mit, że telewizja uczy i rozwija został w druzgocący sposób obalony. Autor podkreśla też nudę jako bardzo ważny element rozwoju każdego człowieka (tu odsyłam do lektury "Konkluzji" na końcu książki).
Ktoś pomyśli może – nie, takie fakty mogą dotyczyć tylko osób z mniej uprzywilejowanych klas społecznych, z "marginesu". Tymczasem przez ogladanie telewizji najbardziej cierpią dzieci i młodzież z rodzin inteligenckich, mające własny telewizor w pokoju, bo rodzice, chociaż mogą zapewnić im stymulujące środowisko, decydują się powierzyć opiekę nad dzieckiem szklanemu pudełku, a to dostarcza treści przepełnionych używkami, agresją i neurologiczną stymulacją pochłaniającą czas, który powinien zostać przeznaczony na poznawanie świata, ćwiczenie umiejętności społecznych czy zwykłe odrabianie lekcji.
"[Telewizja] stała się »ważnym czynnikiem socjalizacji i na całym świecie zdominowała życie dzieci w strefach miejskich i wiejskich (…)«. Trudno podważać do zdanie, skoro blisko 90% dzieciaków na planecie rozpoznaje Terminatora i Rambo. Statystyka znamienna, kiedy weźmiemy pod uwagę, że na przykład jedna czwarta amerykańskich nastolatków nie wie, kim był Hitler. Mniej więcej tyle samo młodych Anglików uważa Winstona Churchilla za postać fikcyjną, która nigdy nie istniała. Najwidoczniej nie uczymy się z telewizji aż tak wiele"[7].
Jeszcze długo mogłabym przytaczać cytaty z książki, pisząc o wpływie telewizji na wzrost prawdopodobieństwa zawału serca, pojawienia się demencji starczej czy otyłości. Zastanawia mnie, czy po lekturze czytelnik będzie oglądał mniej, czy wręcz przeciwnie, z większym zapałem będzie wciskał kciukiem przyciski pilota, jak palacz niewzruszony napisem "Palenie zabija" wyciąga kolejnego papierosa i zaciąga się z lubością.
---
[1] Michel Desmurget, "Teleogłupianie. O zgubnych skutkach oglądania telewizji (nie tylko przez dzieci)", przeł. Ewa Kaniowska, wyd. Czarna Owca, 2012, s. 46.
[2] Tamże, s. 85.
[3] Tamże, s. 78
[4] Tamże, s. 79
[5] Tamże, s. 85
[6] Tamże, s. 159
[7] Tamże, s. 47.
[Recenzję pierwotnie opublikowano w serwisie www.lubimyczytac.pl]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.