Dodany: 25.02.2012 22:14|Autor: Lenia

Czytatnik: Czytatnik leniwca

Ze "Stepu" Czechowa


"Życie jest straszne i cudowne"

/Antoni Czechow, "Step. Historia pewnej podróży", tłum. Kazimierz Truchanowski, Warszawa 1950, str. 88./


"W czasie lipcowych wieczorów i nocy już się nie nawołują przepiórki i chruściele, w zaroślach nie śpiewają słowiki, nie pachną kwiaty, ale step jest jeszcze piękny i pełen życia. Ledwo słońce zajdzie i ziemię spowinie mgła, a już kłopoty dzienne są zapomniane i step leciusieńko oddycha szeroką piersią. W pożółkłej trawie, w ciemności, rozlega się raźny, junacki koncert, jakiego nie słychać w dzień; trajkotanie, pogwizdywanie, chrapanie, stepowe basy, tenory i soprany - wszystko to łączy się w nieprzerwany, monotonny zgiełk, przy którego akompaniamencie miło jest snuć wspomnienia i tęsknić. Jednostajny zgiełk usypia jak kołysanka - jedziesz i czujesz, że usypiasz, a tu nagle skądsiś dolatuje urywany, trwożny krzyk ptaka, który jeszcze nie usnął, lub rozlega się nieokreślony dźwięk podobny do głosu ludzkiego, do okrzyku zdziwienia "a-a!" i drzemka znowu skleja powieki. Albo jedziesz niekiedy w pobliżu wąwozu porośniętego krzakami i słyszysz, jak ptak, którego mieszkańcy stepu nazywają śpiochem, krzyczy "śpię! śpię! śpię!" - inny zaś chichocze i aż się krztusi histerycznym łkaniem - to sowa zawodzi. Po co krzyczą i kto ich słucha na tej równinie, Bóg raczy wiedzieć - w krzyku ich jest wiele smutku i skargi... Pachnie siano, zwiędła trawa oraz spóźnione kwiaty, zapach jest mocny, słodkawo-mdły, delikatny.
Poprzez mgłę widać wszystko, lecz trudno jest określić barwę i zarys przedmiotów. Wszystko wydaje się nie takie, jak jest w rzeczywistości. Jedziesz i nagle widzisz przed sobą sylwetkę mnicha stojącego przy drodze - mnich się porusza, czeka i coś trzyma w ręku... Czy nie jest to przypadkiem rozbójnik? Sylwetka się zbliża, rośnie, już zrównała się z bryczką i widzisz, że to nie człowiek, lecz samotny krzak lub wielki kamień. Takie nieruchome, oczekujące na kogoś postacie stoją na wzgórzach, kryją się za kurhanami, wyglądają z burzanów, wszystkie są podobne do postaci ludzkich i wzbudzają podejrzenie.
Kiedy wschodzi księżyc, noc staje się blada i zarazem ciemna. Mgły jakby wcale nie było. Powietrze jest przezroczyste, świeże i ciepłe, widoczność dookoła doskonała i przy drodze można rozróżnić pojedyncze źdźbła burzanów. Na znacznej odległości widać czaszki końskie i kamienie. Podejrzane figury, podobne do mnichów, na prześwietlonym tle wydają się ciemniejsze i spoglądają jeszcze groźniej. Wśród monotonnego zgiełku napawającego trwogą znieruchomiałe powietrze, coraz częściej odzywa się czyjeś zdziwione "a-a!" i słychać krzyk ptaka, który jeszcze nie usnął lub brodzi po stepie. Szerokie cienie przesuwają się po równej przestrzeni jak obłoki po niebie, w nieogarniętej zaś przestrzeni, jeśli długo wpatrywać się w nią, wznoszą się do góry i piętrzą jedne na drugich mgliste, dziwaczne obrazy... Troszeczkę jest straszno. A gdy spojrzysz na bladozielonkawe, usiane gwiazdami niebo, na którym nie widać najmniejszego obłoczka ani plamki, to zrozumiesz, dlaczego powietrze jest ciepłe i nieruchome, dlaczego przyroda ma się na baczności i boi się poruszać - czuje lęk i obawia się stracić najdrobniejszy z objawów życia. Niezbadaną głębinę bezgranicznego nieba można zrozumieć tylko na morzu lub na stepie nocą, kiedy świeci księżyc. Niebo wówczas przejmuje lękiem - piękne jest i łagodne, spogląda omdlałym wzrokiem i wabi ku sobie, i od tej jego pieszczoty mąci się człowiekowi w głowie.
Jedziesz godzinę, drugą... Spotyka się w drodze stary, milczący kurhan lub kamienną babę, postawioną Bóg raczy wiedzieć przez kogo i kiedy - bez szmeru przeleci tuż nad ziemią nocny ptak i powolutku przypominają się legendy stepowe, opowiadania spotykanych w drodze podróżnych, bajki niani urodzonej i wychowanej na stepie i wszystko to, co człowiek sam potrafi spostrzec i odczuć swym sercem. Wówczas w zgiełku owadzim, w podejrzanych sylwetkach i kurhanach, w błękitnym niebie, w księżycowej poświacie, w locie nocnego ptaka - we wszystkim, co widzisz i słyszysz, odbija się tryumf piękna, młodości, rozkwit sił i mocne pragnienie życia. Dusza rozbrzmiewa echem pięknej i surowej ojczyzny i chciałoby się lecieć nad stepem wraz z nocnym ptakiem. W tryumfie piękna, w przelewającym się przez brzeg szczęściu czujesz napięcie i smutek, jak gdyby step zdawał sobie sprawę, że jest samotny, że jego bogactwo i natchnienie giną dla świata przez nikogo nie opiewane, nikomu niepotrzebne i poprzez radosny zgiełk słyszysz jego smutne, rozpaczliwe wołanie: piewcy! piewcy!"

/Antoni Czechow, "Step. Historia pewnej podróży", tłum. Kazimierz Truchanowski, Warszawa 1950, str. 52-55./


A jednak był piewca.
Pokłony dla Czechowa.

P.S. Przepisując tak długi fragment, zdałam sobie sprawę, że używam do pisania tylko wskazującego palca lewej ręki i środkowego prawej. Dziwne.

Step (Czechow Antoni)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 958
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: