Czas na straż miejską Ankh-Morpork! O ile nigdy gatunek kryminałów nie był moim ulubionym (ale Chandler jeszcze przede mną!), o tyle mam w nim pewne rozeznanie. "Łups!", jako kryminał fantasy, nadaje gatunkowi trochę świeżości, a jakością naprawdę zadziwia.

Kryminał, więc potrzeba detektywa. Jest nim Sam Vimes, komendant Straży Miejskiej. Ta jednak nie poluje na nastolatków z piwem, pełni obowiązki policji. Sam Sam nie jest szczególnie oryginalną postacią, ale już jego podkomendni to plejada naprawdę ciekawych osobowości. Trollica, wampirzyca, golem, ogromny krasnolud, człowiek, którego można określić tylko jako Nobby'ego Nobbsa i kilku innych, każdy na swój sposób ciekawy.

Śledztwo w sprawie kradzieży obrazu to prawdziwe mistrzostwo. Podczas niego poznajemy wzajemną niechęć dwóch miejskich mniejszości - krasnoludów i trolli, a także starą legendę, której zagadkę przyjdzie Samowi rozwiązać. Genezę tytułu poznajemy dokładnie w połowie powieści, a rozwiązania - stopniowo, autor potrafi zainteresować czytelników.

Jeszcze nigdy nie spotkałem u Pratchetta tak wielu doskonałych dowcipów. "Łups!" w nie obfituje, zarówno w sytuacyjne, związane z postaciami, jak i w ambitniejsze.

Szkoda tylko, że z każdą stroną jakość powieści spada, początkowo niezauważalnie, ale im dalej w las, tym więcej... tirówek? Samo zakończenie jest po prostu w porządku, nic innego nie można o nim powiedzieć. Niemniej, warto.

Ocena: 4,5/6


[recenzja zamieszczona również na blogu]