Dodany: 28.04.2011 14:46|Autor: seremity

Władcy absolutnego nie zaprasza się na piwo!


Czwarty tom cyklu "Miecz prawdy" rozczarował mnie. Na początku dobiło mnie nietrzymanie się przez autora jakichkolwiek realiów, potem zaś nie podobało mi się rozwiązanie. Całość uratowało trochę zakończenie, ale nie zmienia to faktu, że na tle innych tomów cyklu "Świątynia Wichrów" wypada słabo. Będę czytać kolejne tomy, ale wielki zapał już mi chyba minął.

Kolejne kraje poddają się imperium D'Hary. Do pałacu spowiedniczki zakrada się asasyn. Jagang wikła Richarda w zapętlone proroctwo, z którego nie ma wyjścia. Chcąc uratować przed śmiercią ludzi, Richard naraża się na zdradę Kahlan. Tymczasem nad światem wstaje czerwony księżyc - zapowiedź zagłady...

Na początku książka nie wciągnęła mnie tak jak poprzednie tomy, bo mało było opisów poczynań Richarda, dużo - Kahlan, a mnie bardziej podobają się jego przygody. Potem doszłam do momentu, w którym miałam ochotę rzucić książką o ścianę albo walnąć nią kogoś, najlepiej autora. Powstrzymałam emocję, bo szkoda książki, ale jak można coś takiego wymyślić?!

Richard jest władcą D'Hary. Od iluś pokoleń władza lorda Rahla jest absolutna, ludzie się nawet do niego modlą! Rahl Posępny ścinał ludzi za to, że płatek upadł w grobowcu jego ojca, a teraz autor pisze coś takiego. Nie, to naprawdę było straszne przegięcie...

Na początku książki żołnierze chorują na żołądek. Richard osobiście jedzie przywieźć im odpowiednią korę, bo gdzieś widział odpowiednie dęby. Pomińmy już milczeniem, że akurat miał pod ręką uzdrowicielkę, która mogła pojechać za niego, bo on miał ważniejsze sprawy na głowie. Dobra, pojechał. Wrócił, żołnierze wyzdrowieli i są mu bardzo wdzięczni. Fajnie. Ale jak okazują swoją wdzięczność? Część składa mu hołd modląc się do niego, OK, to rozumiem. Ale totalnie nie rozumiem, jak reszta może zapraszać go na piwo! Zapraszać na piwo swojego władcę absolutnego! To jest po prostu jakaś kpina!

Na tym nie koniec. Do pałacu przychodzi chłopiec z drużyny Ja'La i prosi o pomoc lorda Rahla. Kahlan odsyła go z pieniędzmi, aby miał za co wyleczyć chorego brata. W tym czasie Richard jest tak zajęty, że nie ma nawet kilku minut na przyjęcie ambasadorów, którzy mają poddać (lub nie) swoje krainy. Kilka dni później chłopiec znów zjawia się w pałacu. Okazuje się, że żadne leki nie skutkują, z chorym jest coraz gorzej. Kahlan obwinia się o to, że nie zaprowadziła go jednak do Richarda. Lord Rahl, słaniający się na nogach, bo od kilku dni nie spał, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie mogące uratować ludzkość, idzie do domu chłopca, aby zobaczyć jego brata. Wie dobrze, że nie umie uzdrawiać, więc nie pomoże chłopcu, ale i tak idzie sam, zamiast wysłać uzdrowiciela, którego w dodatku ma pod ręką. Czy tak się zachowuje ktoś, na czyich barkach spoczywają losy świata?!

Ta wycieczka Richarda do domu chłopca, nie dobiła mnie jednak tak, jak to piwo. Oj, chyba długo nie zapomnę Goodkindowi zapraszania na piwo władcy absolutnego.

Co do dalszej części, to mi się nie podobała i już. Nie istnieją jakieś szczególne argumenty. Przyznać muszę, że autor ładnie skonstruował kluczową postać i całkowicie udało mu się wywieść mnie w pole, choć nawet podpowiadał... Jeszcze tylko w jednym miejscu miałam ochotę się wciekać: nieudolność Richarda w dawaniu znaków, a potem obwinianie się Kahlan, że nie zrozumiała (choć nie miała szans zrozumieć), doprowadziły mnie do lekkiej furii...

Taaak, dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie tylu emocji. Szkoda tylko, że były one negatywne. Gdyby była to samodzielna powieść, nikomu bym jej nie poleciła, no, ale czytając ten cykl trzeba przez nią przebrnąć. Mam nadzieję, że ci, którzy się za nią zabiorą, dzięki wiedzy, czego w niektórych momentach mają się spodziewać, mniej się podczas lektury zdenerwują niż ja.


[prawie identyczną recenzję umieściłam na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1156
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: