Dodany: 13.03.2007 17:34|Autor: dot59
Rzym wiecznie żywy
Niektórzy hołdują przekonaniu, że czytanie tej samej książki po raz wtóry (a cóż dopiero trzeci, piąty albo i piętnasty) jest równie pozbawione powabu, jak spożywanie odgrzewanych dań. Jest to jednak daleko idące uproszczenie – bo takie na przykład wczorajsze ziemniaczki, pokrajane w plasterki i odsmażone na patelni z oliwą i szczyptą tymianku albo, jak kto woli, kminku, zyskują zupełnie nową jakość smaku; podobnie i „danie literackie”, odświeżone po kilku latach w cokolwiek innym naczyniu - jakim stały się w międzyczasie nasze szare komórki, nasiąkłszy pewną ilością nowych informacji – i przyprawione sosem naszej wrażliwości - z którego pewne emocje i skojarzenia odsączyły się przez filtr czasu, inne uległy kondensacji, a jeszcze inne dopiero co doń dołączyły - może dostarczyć nam zgoła innych doznań, niż podczas pierwszej lektury.
Prawidłowość ta sprawdza się nieco rzadziej, jeśli chodzi o książki, które od początku nam „nie podchodziły”, a znacznie częściej w przypadku tych, które podobały nam się co najmniej średnio. „Klaudiusza” czytałam po raz pierwszy mając lat nie więcej niż 14 i pojęcie o starożytnym Rzymie takie, jakie mogło wynikać z programu nauczania historii w szkole podstawowej, uzupełnionego lekturą „Starożytności bajecznej” Zielińskiego. Ale i tak powieść Gravesa zrobiła na mnie ogromne wrażenie – wówczas przede wszystkim mnogością wydarzeń, zwrotami akcji, jakich nie powstydziłby się porządny thriller, obfitością szczegółów z epoki, dotyczących najrozmaitszych obyczajów i obrzędów, a także opisem zadziwiających norm moralnych, na skutek których cała śmietanka Rzymu była ze sobą wielokrotnie spokrewniona i spowinowacona.
Z biegiem czasu, nabywszy nieco wiedzy o mechanizmach rządzących człowiekiem i światem, zaczęłam trochę inaczej odczytywać historię biednego, kulawego jąkały, przez kaprys fortuny uchronionego przed tragicznym losem najbliższych krewnych i przez takiż kaprys wyniesionego na piedestał, o jakim nigdy nie marzył. A może nie inaczej, tylko pełniej. Przede wszystkim – jako przypowieść o władzy: o jej płynności i względności racji; o tym, jak potrafi przyciągać do siebie nie ludzi prawych i rozważnych, którzy ją sprawować powinni, lecz wyrafinowanych karierowiczów, nieobliczalnych okrutników i szaleńców. I o mechanizmach sprawiających, że setki, tysiące, miliony normalnych ludzi zachowują się wobec tyrana-sadysty jak stado baranów wiedzionych na rzeź; bo przecież, na dobrą sprawę, XX-wieczne imperia oparte na kłamstwie, donosicielstwie, zastraszeniu i mniej lub więcej otwartej strategii likwidacji przeciwników różniły się od tego zarządzanego przez Tyberiusza i Kaligulę głównie liczebnością populacji i ideologią, w myśl której dokonywano nieprawości!... A wreszcie o tym, jak zachowują się ludzie w obliczu wszechogarniającego łajdactwa, wyzysku i braku poszanowania człowieczeństwa.
Jakąż galerię postaci tu mamy! Oto bohaterski i prawy do granic możliwości Germanik – prawy tak bardzo, że nie jest w stanie uwierzyć w podłe intrygi babki, stryja i sióstr, co zresztą w najmniejszym stopniu nie przysparza mu ich sympatii ani nie chroni go przed losem poprzedników… Oto próżny i gruboskórny, choć przecież nie do końca zdemoralizowany August, zdolny do przenikliwej oceny sytuacji w polityce międzynarodowej, lecz kompletnie ślepy na rzeczywistą wartość otaczających go ludzi i na obrzydliwe machinacje własnej małżonki… Oto Sejan i Makron, ludzie bez twarzy i bez sumienia, budujący swoje (kruche, jak się okaże) kariery na wysługiwaniu się Tyberiuszowi i Kaliguli w najohydniejszy sposób… Oto Kasjusz Cherea, żołnierz wierny swemu panu nawet wtedy, gdy ten gwałci wszelkie boskie i ludzkie prawa, a dopiero po pogwałceniu jego własnej godności wcielający się w rolę sumienia ludu… Oto cała rzesza dostojników, dla których tak dalece nie do pomyślenia jest przeciwstawienie się władzy – jakiejkolwiek władzy – że poniżeni lub fałszywie oskarżeni, widzą tylko jedno honorowe wyjście: samobójstwo… Oto i sam Klaudiusz, brzydkie kaczątko, które przeżyje całą swoją cesarską familię tylko dzięki udatnemu odgrywaniu narzuconej mu roli półgłówka i niedojdy, przyjmującego obelgi i gesty pogardy za dobrą monetę…
Ale najbardziej uderza fakt, że ta historia sprzed dwóch tysięcy lat, spisana dobrze ponad pół wieku temu (pierwodruk wydania angielskiego ukazał się w 1934 r.), cały czas pozostaje aktualna. Już nie togi, lecz eleganckie garnitury, już nie trucizna czy sztylet, lecz umiejętnie spreparowana kampania medialna albo szeptana propaganda, już nie grób, lecz niesława i ostracyzm – ale i tak polityka zbierze ofiary wśród naiwnych, którzy się w nią zaplątali w intencji czynienia dobra, nadgorliwych, co się zbytnio zapędzili w realizowaniu podszeptów tej lub innej szarej eminencji, i cwaniaczków, którzy tym razem uczepili się niewłaściwej klamki… A niepełnosprawnemu wcale nie łatwiej się przedrzeć przez bariery niechęci, nieufności i niecierpliwości, i może nawet więcej niż u starożytnych Rzymian zależy od tego, jak postrzega go własna rodzina...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.