Dodany: 06.03.2007 23:08|Autor: BzyRes

Tuzin Dicka


Pozycję tę (wydaną w 2004 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego) nabyłem w przypadkowych okolicznościach. Nie planowałem zakupu, nie rozglądałem się nigdy za "Zapłatą", lecz wiedziony impulsem wywołanym przez atrakcyjną ofertę cenową, bez zastanowienia wymieniłem garść monet na pachnący świeżością produkt. Nie dało się rozsądniej spożytkować ośmiu złotych. Choć grzechem byłoby nie nadmienić, iż pierwszy impuls nakazujący zakup nie został wyzwolony za sprawą szokująco niskiej wartości nominalnej. Kluczową rolę odegrała tu magia nazwiska twórcy, wyodrębniona na awersie okładki.

"Zapłata" to nic innego jak zbiór opowiadań, których tematyka wiruje wokół szeroko rozumianej science fiction we wszystkich dwunastu tekstach, w większym stopniu zróżnicowanych tematycznie niż jakościowo. Należy przez to rozumieć, że czytelnik powinien spodziewać się materiału ciekawego, urozmaiconego i absorbującego, w większości na wysokim (ale nie bardzo wysokim) poziomie. Bo z tym drugim w tego typu publikacjach bywa różnie. "Zapłata" jest na szczęście odpowiednio stonowana - potencjalny czytelnik na pewno nie będzie zmuszony do wybiórczego wyrywania kartek.

Kartek gęstego druku mamy 224, co przekłada się na 448 stron zapełnionych treścią w najczystszej postaci. Czy dużo to, czy mało - zależy od czytającego. Dla tych, którzy po ukończeniu danego tekstu zechcą rozłożyć go na czynniki pierwsze we własnym, wyimaginowanym laboratorium umysłowo-dochodzeniowym, książka okaże się nad wyraz opasła, gdyż analiza twórczości Dicka potrafi dostarczyć nie lada problemów, kradnąc nieco czasu "pozalekturowego". Mnie dostarczyła, przyznam ze wstydem. Może dlatego, że lubię mieć jasny obraz czyichś wizji, a może dlatego, że Matka Natura poskąpiła mi inteligencji. Jeden wieczór, jedno opowiadanie. Łącznie dwanaście dni z "Zapłatą" i z niczym innym. Tak było w moim przypadku.

Nieco potrwało dobrnięcie do końca. Ale było przyjemnie. Przyjemnie, bo komfortowo, między innymi. Książka odznacza się broszurową oprawą, której szczerze nienawidzę w przypadku wydań kieszonkowych. Tutaj, ze względu na słuszne wymiary publikacji (123×197 mm), miękka oprawa nie dawała się we znaki, dzięki czemu podczas lektury nie rozpraszały mnie żadne niepożądane bodźce.

Opowiadania następują po sobie w chronologicznej kolejności ich powstawania. Obejmują tym samym 21 lat twórczości pisarza (1953-74). Tytułowa "Zapłata", na bazie której powstała mierna adaptacja filmowa, stanowi swoisty wstęp i, w moim przekonaniu, jedno ze słabszych ogniw całości. Byłem tym tekstem bardzo rozczarowany (ale nie bardziej niż filmem na jego motywach). Doszedłem jednak do wniosku, że przeczytać warto, a nawet trzeba, głównie ze względu na zakończenie, którego nie śmiem zdradzić choćby w najbardziej subtelny sposób, i które sprawiło, że nie odłożyłem książki na bok, by poczekała cierpliwie na czasy, kiedy to zwiększy się moja tolerancja na nudę wiejącą z każdego akapitu.

Skąd ta nuda? - zapytacie. Zalęgła się w dialogach. Nie dość, że drętwe i usypiające, to jeszcze w dużej ilości. I na dopełnienie całości tyrada, którą przetrzymają tylko wytrwali. Wytrwałem. I zacząłem się głowić, kto to wynalazł. Te rozmowy, monologi, interpersonalne pomruki i wszystko inne, co mało ciekawe, a nawet zbędne mogłoby się wydawać. Delikatnie rzuciłem okiem (uważając, aby nie wypadło z oprawy) na nazwiska osób odpowiedzialnych za przekład. Pani Agnieszka Kuc i pan Janusz Margański. Wy dranie... - pomyślałem. Ale po chwili oprzytomniałem. Jeśli kogoś posądzać o monotonność, to tylko samego autora. Bo chyba nie da się aż tak ubliżyć treści podczas przekładu, aby od początku do końca zniechęcała czytelnika. Mimo znużenia, postanowiłem brnąć dalej w oczekiwaniu na iluminację, udzielającą odpowiedzi na pytanie - dlaczego to musi być takie toporne w bezpośrednim odbiorze?

Opowiadanie drugie - "Niania". O niani, a jakże. Ale nie takiej znowu zwykłej, lecz zrobotyzowanej. Tekst zdecydowanie ciekawszy od poprzedniego, choć utrzymany w tej samej, sennej konwencji. Ze sporą dawką anachronizmów, co odczuje każdy, kto przed przystąpieniem do lektury nastawił się na taki obraz przyszłości, jaki popularyzowany jest obecnie. Z tego oto miejsca pragnę przestrzec wszystkich, którzy zamierzają sięgnąć po książkę, aby mieli na uwadze fakt, iż P.K. Dick, jak i jego wizje, pochodzą z, nazwijmy to umownie, minionej epoki. Mogą nawet śmieszyć co poniektórych, całkiem słusznie zresztą. Dla przykładu - przeciętna niania z opowiadania pod tym samym tytułem to dziwne "coś" w metalowym korpusie, poruszające się o własnych... kółkach; z silnymi segmentowymi ramionami, wyprowadzanymi w razie potrzeby z wnętrza robota poprzez... otwierane drzwiczki usytuowane po bokach zmechanizowanej obudowy. Na szczęście Dick był raczej oszczędny w opisach i do takiego, a nie innego obrazu świata przedstawionego można się dość szybko przyzwyczaić.

Dwa pierwsze teksty stanowią dla czytelnika specyficzny test przyswajalności. Coś jak zaśpiew dla oswojenia, przywyknięcia do stylu i tematyki. Im dalej w gąszcz kartek, tym lepiej - wzrasta poziom akceptacji modelu przyszłości zaprezentowanego przez autora.

Kolejne opowiadania - "Świat Jona" oraz "Śniadanie o zmierzchu", a także przedostatnie - "Małe co nieco dla nas, temponautów", traktują o klasycznych podróżach w czasie, ich konsekwencjach, związkach przyczynowo-skutkowych z przyjętymi realiami. Teksty na swój sposób nowatorskie (patrz: czas powstania), wyrażają ciekawe spostrzeżenia, czy może dywagacje na temat pojęcia rzeczywistości w odniesieniu do rozciągłości czasu i przestrzeni. I choć poruszone kwestie przeplatały się już setkami nitek głównie w kinematografii, wydają się świeże, a ich obecność w treści w pełni uzasadniona.

Zbiór "Zapłata", to nie tylko wyprawy czasoprzestrzenne i roboty. Miłośnicy rozważań egzystencjalnych na pewno nie będą zawiedzieni. "Miniaturowe miasto" daje odpocząć po poprzedzającej ten tekst wizji zagłady globalnej, kierując umysł czytelnika na tor unicestwienia w aspekcie jednostkowym. Przedmiotem rozważań staje się sam człowiek wraz z ludzkimi obawami i wyobrażeniem, a raczej osadzeniem siebie w alternatywnym, wymarzonym świecie. O utopii bądź antyutopii (zależnie od punktu widzenia) przeczytamy także w tekście "W lepszym świecie", gdzie Dick finezyjnie kwestionuje dążenie do uniwersalizacji jedynej słusznej ideologii, w której brakuje miejsca dla Ciebie czy mnie, dla wszystkich, którzy pragną zachować odrębność w szerokim rozumieniu tego słowa.

O zbliżone zagadnienia ocierają się także opowiadania "Epoka beztroskiej Pat" i "Zautomatyzowana fabryka". Ich realia, dla odmiany, osadzone są w dalekiej, apokaliptycznej przyszłości, w której świat okrywa popiół, jałowy krajobraz budują nieużytki, a godne życie istnieje jedynie we wspomnieniach i wyobraźni. Interesująco unaocznił Dick ludzkie zmagania z życiem w epoce degradacji środowiska upiększonego estetycznie i wszelkie konsekwencje bytowe z niego płynące. O degradacji, ale tym razem ludzkiej, ujętej tak samo brutalnie, acz swobodnie, będzie jeszcze w "Zastępcy" i zamykających tomik "Przedludziach".

Gdzieś pośrodku książki znajduje się "Ojcowskie alter ego" - najbardziej nietypowe opowiadanie "Zapłaty" w odniesieniu do pozostałych utworów tworzących tenże zbiór. Lekkie, zbyt naiwne, pozostawiające po sobie wielki niedosyt. Odniosłem wrażenie, że bardziej nadawałoby się na scenariusz filmowy horroru sci-fi klasy B, aniżeli wkładkę-zapchajdziurę interesującego wydawnictwa. A może to i lepiej, że się tu znalazło. Wyraźnie słabsze teksty są tylko dwa. Dwa na dwanaście. Z jednej strony są trochę niepożądane, lecz z drugiej z całą pewnością pozwalają ocenić P.K. Dicka mniej arbitralnie. Na ich podstawie doskonale widać, iż pisarz ten, o którym mówi się dziś w samych superlatywach, także miewał słabsze dni i gorsze pomysły.

"Zapłata" jako całość w pełni zrekompensowała mi rozczarowania, których doświadczyłem podczas lektury. Dwa z nich bezpośrednio tyczą się owych mało interesujących tekstów. Pierwotnie największe zastrzeżenia budziły we mnie nieszczególne dialogi, które początkowo działały skuteczniej niż opary chloroformu, natomiast aspekt jakości utworów zszedł na dalszy plan. Wszakże lektura dobiegła końca i nadszedł czas na podsumowanie. Doszedłem do wniosku, że całkiem do twarzy było zaprezentowanym opowiadaniom z flegmatycznymi partiami mówionymi. Wszechobecna drętwota paradoksalnie nadała odcieni wyobrażeniom Dicka, dzięki czemu łatwiej było wczuć się w klimat. W agonię ludzkiej tożsamości, przygnębiające proroctwa nieuniknionych następstw wielopłaszczyznowej działalności człowieka. Dick pisał z lekkim wyrzutem i umotywowaną nostalgią. Dało się to odczuć.

Żałuję, że nie miałem do czynienia z tekstami "Zapłaty" w języku oryginalnym, angielskim. Miałbym rzeczywisty obraz stylu Dicka i prawo do skomentowania pracy tłumaczy. Spośród dwunastu opowiadań zaledwie cztery przełożył Janusz Margański. Muszę przyznać, że w tych czterech tłumaczeniach pana Margańskiego więcej jest życia, niż w ośmiu pozostałych opowiadaniach, które na warsztat wzięła Agnieszka Kuc. Do tej pory zastanawiam się, kto wykonał swoją pracę lepiej. Pozostanę chyba bezstronny w tej kwestii, jednakże po zrewidowaniu własnych poglądów stwierdziłem, że syntetyczne, machinalne dialogi i halucynogenna narracja lepiej współgrały z moją wyobraźnią.

Zarówno osobom z wyobraźnią, jak i tym, które wolą twardo stąpać po ziemi gorąco pragnę polecić "Zapłatę". Obydwie grupy znajdą wiele dla siebie. Książkę określiłbym mianem vademecum spekulatywnego science fiction, tak bardzo charakterystycznego dla twórczości Philipa Kindreda Dicka. Tomik odłożyłem na półkę, ale z całą pewnością sięgnę poń jeszcze nie raz.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4181
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: kurrrak 23.03.2007 15:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Pozycję tę (wydaną w 2004... | BzyRes
Też lubię czytać powoli, lecz ze zrozumieniem, więc się nie przejmuj. Na pewno nie świadczy to o niedoborach inteligencji ;] Czasami wynika to z aktualnego stanu zmęczenia/rozproszenia umysłu, a kiedy indziej po prostu lubimy delektować się każdym zdaniem, rozpracowywać myśli autora.
Użytkownik: csisilver 11.04.2010 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Też lubię czytać powoli, ... | kurrrak
Według mnie zbór wyraźnie dzieli się na 2 części ze względu na osobę tłumacza. Wg mnie opowiadania tłumaczone przez Agnieszkę Kuc są o wiele lepsze, niż te tłumaczone przez Janusza Margańskiego. Nie chodzi mi tu o twórczość samego Dicka, lecz o jakość tłumaczeń. Jednak dużo od tego zależy.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: