Dodany: 22.03.2011 21:05|Autor: MartineZ1988

Książka: Fundacja
Asimov Isaac

2 osoby polecają ten tekst.

Zróbmy sobie Fundację


Będąc świeżo po lekturze, postawiłem sobie szczytny cel napisania tej recenzji. Jest to. myślę, na tyle wartościowa powieść, że warto choć w niewielkim stopniu spróbować ją rozpropagować wśród biblionetkowiczów. Czy mi się to uda? Zobaczymy...

Imperium Galaktyczne (dla uproszczenia, w dalszej części recenzji, będę je nazywał IG), na którego czele stoi Imperator, rządzi twardą ręką zamieszkanym przez rasę ludzką kawałkiem znanego Wszechświata. Jest to twór państwowy wzorowany na Cesarstwie Rzymskim. Jednak, aby świat nie był zbyt piękny i ułożony, Imperator nie sam rządzi IG. Za nim stoją liczne wysokie rody, które, podobnie jak wszystkie stronnictwa polityczne w znanej nam historii, łączą się w koalicje i opozycje, a cel w polityce zawsze jest jeden - dobrać się do przysłowiowego "koryta".

IG, składające się z tysięcy układów słonecznych, z niezliczoną liczbą planet, mające trylion obywateli i wszystkie dostępne zasoby naturalne, może, zdawałoby się, utrzymywać panujący stan rzeczy aż po kres wszechświata. A jednak nie wszystko idzie po myśli Imperatora...

Wybitny matematyk - Hari Seldon, specjalista w dziedzinie psychohistorii (nauki będącej swoistą hybrydą probabilistyki i socjologii, za której pomocą można snuć przypuszczenia na temat ewentualnych zachowań zarówno społeczeństwa, jak i całego dominium IG), jest wykładowcą na uniwersytecie znajdującym się na brudnej i szarej masie metalu znanej jako planeta Trantor - stolica i serce administracyjne IG; to właśnie tu ma tron Imperator, to właśnie ta planeta jest domem dla 40 miliardów ludzi, a większość jej mieszkańców to biurokraci. Na ten smutny świat przybywa Gaal Dornick, dobrze zapowiadający się doktorant matematyki, mający odbyć staż u Seldona. Biedak nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że będzie świadkiem narodzin nowej ery, w której w Encyklopediach Fundacji nie ma miejsca dla IG i samego Imperatora.

Tak prezentuje się świat przedstawiony "Fundacji" Asimova; chciałbym zaznaczyć, że oprawa space opery to nie wszystko, co ma do zaoferowania powieść (a w zasadzie pięć opowiadań następujących po sobie chronologicznie), jednakże warto zaznaczyć, ze "Fundacja" niewątpliwie była źródłem inspiracji dla takich arcydzieł SF, jak "Star Wars", "Star Trek", "Warhammer 40k", "Sins of Solar Empire", "Eve Online' i w końcu "Diuny". Archetyp upadającego imperium, herby z gwiazdami i okrętami kosmicznymi, batalie kosmiczne prowadzone za pomocą fantasmagorycznych okrętów wojennych - to wszystko sprawia, że każdy wielbiciel fantastyki naukowej chcący mieć szersze rozeznanie w gatunku, choćby przez wzgląd na tej pozycji wkład w rozwój gatunku powinien sięgnąć po 60-letnią już "Fundację".

Nie jesteś, drogi odbiorco, fanem SF? Nic nie szkodzi, to nie wszystko, co ma do zaoferowania "Fundacja". Cykl Asimova jest ciekawym traktatem o socjologii, sztuce manipulacji i kierowaniu państwem, które nieuchronnie zmierza ku nieznanemu. Autor wzorował się na procesie upadku Imperium Rzymskiego, tworząc politykę świata przedstawionego na modłę późnej starożytności. Podaje również przyczyny upadku cesarstwa - nihilizm, stagnację, brak rozwoju, korupcję, zepsucie i kult starości, ograniczające inwencję, kreatywność i tym samym de facto rozwój - myślę, że robił tu aluzję do naszych czasów. Czy tak naprawdę coś różni współczesną cywilizację zachodnią, zepsutą, bez szacunku, chełpiącą się kultem egoizmu, od starożytnego Rzymu? Starzejące się społeczeństwa, kryzysy polityczno-ekonomiczne, fale emigracji z innych kręgów kulturowych i wzrost nowych potęg mogą świadczyć o jednym: zbliżającej się zagładzie świata judeochrześcijańskiego. A może po prostu jestem pesymistą?

Co się dzieje. gdy upada oświecona cywilizacja? Nieuchronnie nadchodzą po niej wieki ciemne, które w opozycji do kultu umysłu wyznają wiarę w ducha, już kilka razy w historii ludzkości zaobserwowaliśmy podobną sytuację, jednak najznamienitszy i koronny przykład to oczywiście Rzym i średniowiecze.

W świecie "Fundacji" IG jest Rzymem, a Hari Seldon głosi takie poglądy, że mógłby być z ich powodu uznany za szaleńca: IG się rozpada, a po jego upadku czeka ludzkość 30 tysięcy lat barbarzyństwa i ciemnoty; jedynym ratunkiem dla szczytowego osiągnięcia ludzkości - dorobku intelektualnego jest powołanie Fundacji, kliki naukowców, która ma kultywować wszystko to, co w Starym Świecie najlepsze, a priorytetem tej organizacji ma być maksymalne zniwelowanie skutków ubocznych. Zamierzenie jest proste: zamiast 30 tysięcy lat anarchii, wojen domowych i pogłębiającej się recesji - ład wprowadzony przez Fundację z Seldonem na czele i wszystkimi innymi ludźmi, którzy mają na sercu jej dobro, w ciągu "zaledwie" tysiąca lat. Cel szczytny, ale droga prowadząca do niego jest trudna i zawiła; grupka naukowców wrzuconych w sam środek części IG zwanych peryferiami jest zdana na siebie. I tutaj zaczynają się najróżniejsze manipulacje i zabiegi dyplomatyczne.

Bohaterowie "Fundacji" nie uciekają się do wojennych sztuczek, bliżej im raczej do filozofii Sun-Tzu i jego koncepcji "wojny małych kroków", droga do serca ludzi nie prowadzi przez wbicie w nie miecza, lecz przez subtelniejsze działania. Zaawansowana nauka jako opium dla ludu? Nic prostszego. Wydaje się to dziwne? Przecież i dzisiejsi "kapłani nauki", ślęczący nad Wielkim Zderzaczem Hadronów, niczym się nie różnią od kasty kapłanów z Fundacji. Szary człowiek nic nie rozumie, jednak patrzy na ich dzieło z nabożnym lękiem. Najciekawszy w całej powieści jest moment, gdy sąsiednie królestwo chce się wyrwać z okowów narzuconej mu religii. Nie zdradzając szczegółów napomknę tylko, że sytuacja podobna ma miejsce w "Faraonie" Prusa - gdzie Ramzes XIII, władca-żołnierz, rzuca rękawicę kapłanom.

Dalsze streszczanie byłoby bezcelowe, zresztą i tak chyba zbyt się rozpisałem na temat fabuły. Wychodzę z założenia, że zbytnie streszczanie i planu zdarzeń, i samej historii jest nie na miejscu.

Czy "Fundacja" ma wady? Oczywiście, jak wszystko, co nas otacza. Największym
niedomówieniem merytorycznym była dla mnie natura psychohistorii - czym ona tak naprawdę jest? Jak już wcześniej wspomniałem. hybrydą probabilistyki i czymś z pogranicza socjologii i psychologii. Z bohaterów praktycznie żaden jakoś szczególnie nie zapisał mi się w pamięci, są trzy postacie, które wybijają się ponad poziom - dzięki bystrości umysłu; książka jak już wspomniałem; jest de facto zbiorem opowiadań - nie było w nich czasu na pogłębione charakterystyki.

Jednak obok zalet - ukazanie technokratów nawracających w imię nauki, propagowania witalności społeczeństwa, ciekawa wzmianka o symbolice tekstu (bardzo przydałyby się takie informacje szerszej publiczności), jak i odwieczna wędrówka w nieznane i walka z wszechpotężnym losem - nie sposób przejść obojętnie.

Mnie wypada wierzyć, że gdy nasza cywilizacja będzie gasiła po sobie światełko w komnatach historii, ktoś powoła Fundację i w ten sposób dorobek kulturalny i naukowy nie zostanie jedynie mglistym wspomnieniem.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8727
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: ambarkanta 23.03.2011 23:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Będąc świeżo po lekturze,... | MartineZ1988
Bardziej już z sentymentem wspominam Fundację, niezapomniana seria Wydawnictwa Poznańskiego. I Seldona Kruka, który przewidział tyle zmiennych, że prawdziwie był prorokiem. U Asimova mamy tę niezwykłą ciągłość od imperium galaktycznego i ery robotów po dzieje fundacji właśnie. Jego książki pochodzą ze złotego wieku SF - podbój kosmosu jest odbiciem marzeń lat 50-tych i stanowi szczyt fikcji naukowej. Niewiele tu cybernetyki, genetyki przyszłości itp. Wspaniała klasyka!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: