Dodany: 19.01.2011 23:34|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

3 osoby polecają ten tekst.

Kreple po bombajsku


Urodziłem się w Bytomiu... dawno, dawno temu. Nie, to nie nie wystarczy, przed tą datą nie ma ucieczki: urodziłem się 13 grudnia 1981 roku w szpitalu górniczym doktora Koturbiela. Jeśli chodzi o ścisłość, punkt o północy wybrałem się na wolność, ja, by trafić w niewolę. Za oknem mróz, i tylko ja widziałem, tylko ja wiedziałem, tylko ja wrzeszczałem, poważnie uwikłany w przeznaczenie.

Wiosną roku 1946 mój dziadek Karol uklęknął, już bez munduru, nie pytajcie jakiej armii, tuż pod domem, a z nosa kapały mu diamentowe sople. Nos spłaszczony, nos który i mnie przypadł w udziale, nos który przekraczał granice, a nad oczy zielone, mętne jak wody glinianki. Z P... wrócił po latach, z torbą z napisem Sorbona, z torbą książkę ciastkarską zawierającą, po pięciu latach poniewierki.

5 marca 1953 roku w nieświętym mieście Katowice unosił się zapach tragiczny. Wszystko stanęło w miejscu, syreny zawyły, dziadek Karol, dzierżąc w potężnej dłoni nieodłączną torbę, spieszył do pracy. Następnego dnia klątwa, klątwa wymyślona na potrzeby wieczorków liter(ackich) wiele lat później przez ojca-mego-nie-ojca, miała znowu dopaść moją rodzinę. Nos nie miał nic do gadania, na chlebie klejono nowe przylepki: Stalinogród.

W wieku lat siedmiu ciężko zachorowałem, miesiącami łóżka nie opuszczając. Późną wiosną już mnie na tamten świat odprawiano, w noc podczas której lewitowałem, i noc kiedy to podano mi głęboki talerz rosołu niedzielnego, ostrzegając że albo umrę albo ożyję. Obudziłem się zdrów jak ryba, rano 4 czerwca. Tak jakbym nie tylko ja, ale i to państwo żyć miało.

Magda - nasza piękna Magda - ślicznie się dąsa. Usiłuje oderwać mnie od biurka, tłumaczę że teraz, kiedy już wyjawiłem tajemnicę mych narodzin, nie ma już odwrotu. Ucieka zła na mnie, wściekła na siebie, długimi szczupłymi ramionami wymachując. Złości ją chyba nawet własne imię, nic dziwnego, skoro dowiedziała się bardzo wcześnie od matki, że nadano jej imię na cześć jawnogrzesznicy.

W pozyskanej na nowo ciszy wracam do arkuszy papieru, chętny i gotów uwolnić nieszczęsną historię, której kazałem wczoraj zawisnąć w powietrzu. Rozpadam się na piętrze, w słodkomdlewającym zaduchu nad piekarnią, w której kobiety o ciałach zapaśniczek ciasta, ciastka i pączki wyrabiają. Biorą drożdże, żółtka i mleko z mąką mieszają, marmoladę wciskają i na gorący głęboki, wielodniowy tłuszcz rzucają. Nie bójcie się, nie zapomną pudrem obsypać, gotowe.

Jesienią 89, kiedy to podstarzały satrapa w czarnych okularach, jak i jego starszy kolega, dygotali ze strachu, familia moja postanowiła przekroczyć granicę. Enerdowscy pogranicznicy patrzyli na nas spod czapki ostro, przenikliwie, w pajacach dzieci wyszukując, w Berlinie w kilka godzin mur obalono. Wracaliśmy już przez granicę opuszczoną wolną betonową. Kilka lat później ponownie rodzina ma tę podróż odbyła.

Pod drzewem siedział Mojżesz, na latające wokół komary uwagi nie zwracając. Zagubiony w lasach poligon, tajny nieistniejący projektowany. Mojżesz był ubrany w znoszony mundur, w ręku trzymał głęboki garnek, okopcony, do pączków smażenia. Wokół maszerowały grupy młodych poborowych, do wyjazdu na misję stabilizującą trenujących, z Mojżesza się podśmiewających, petami go obrzucając, nie czuje nic.

Dziś, kiedy tak zaglądałem w talerz, który nie był moim talerzem, a zarazem był moim talerzem bardziej niż jakikolwiek talerz z mojej kuchni-pokoju-mieszkania, dostrzegłem w jego po kreplach pustym, przejrzystym dnie lustro źródło upokorzenia, które ukazało, że od tej pory przypadnie mi w udziale tak marginalna rola jak każdemu odsuniętemu-na-bok cukiernikowi: co najwyżej tradycyjna funkcja dekoratora, degustatora...

---
Zupa Franza Kafki: Historia literatury światowej w 14 przepisach kulinarnych (Crick Mark)
Dzieci północy (Rushdie Salman)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6177
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: adas 19.01.2011 23:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Urodziłem się w Bytomiu..... | adas
Książeczka śliczna, już się zastanawiam czy mam komu ją (inny egzemplarz oczywiście) dać w prezencie. Ze znanych mi najlepiej wypada Borges (no pewnie ze "on"!) i Marquez. Z nieznanych rządzą Francuzi, ten nieszczęsny Proust i jeszcze nieszczęśliwszy Sade. Mnie zawiódł Chandler, nie czuję tu tego jego rytmu, rytmu z Czytelnikowskich, czarnych wydań. Ciekawe jak się tłumaczy takie coś? Na żywca, czy biedna Pani Bańkowska obłożyła się polskimi wydaniami mistrzów literatury?

Przykro mi, ale z Salmana R. najbardziej podoba mi się jego żona. Zawsze jak nowa! Pardon, zawsze nowa. Właśnie zasilił grono pisarzy, których szanuję, może nawet o rodzaj geniuszu podejrzewając, ale nie zachwycają. I to nawet wysoko, na pewno Nabokov przed nim, rzeczony Garcia Marquez, Mann i... Musiałbym pomyśleć.
Użytkownik: carmaniola 20.01.2011 10:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Urodziłem się w Bytomiu..... | adas
Dobre! Naprawdę dobre! Obśmiałam się jak norka, chociaż serce mnie boli, że Rushdie Cię nie zachwyca tak jak mnie. Ale do tego, że wielu nie zachwyca już się przyzwyczaiłam i przeboleję. Teraz tylko dołóż linkę i podłącz czytatkę do książki, bo szkoda by przepadła. Zastanawiam się tylko czy powinna powędrować pod "Dzieci północy", czy pod "Zupę Franza Kafki". ;-)
Użytkownik: Czajka 20.01.2011 17:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobre! Naprawdę dobre! Ob... | carmaniola
Carmaniola, oświeć mnie dyskretnie w kąciku, czy Adas pisze jak Rushdie? A jeżeli tak, to w której książce? Bo mnie bardzo zachwyca. Zwłaszcza te pączki, ale nie tylko. :)

Ps. I czy Rushdie jest prewersalski? Pewnie nie i będę musiała rok czekać. :))
Użytkownik: carmaniola 20.01.2011 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Carmaniola, oświeć mnie d... | Czajka
Hihihi, Adaś pisze jak Rushdie po Crickowemu. ;-) Zupkę już zjadłaś, pamiętam, a Rushdie chyba musi poczekać.

Edit: Nie, czekaj. Odwrotnie. Podobnie jak Crick, Adaś sporządził przepis na kreple a la Rushdie. Podawane tylko o północy. ;-)

Użytkownik: Czajka 20.01.2011 17:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobre! Naprawdę dobre! Ob... | carmaniola
A, już widzę, rozumiem, jejku, jak dobrze, że mam to na półce. W razie jak nie będzie tak dobre, to poproszę Adasia, żeby mi całość przerobił na pączki z odzyskanym spokojem. :)
Użytkownik: adas 21.01.2011 14:05 napisał(a):
Odpowiedź na: A, już widzę, rozumiem, j... | Czajka
Nie ma sprawy, proszę się zgłosić za jakieś, niech policzę, za jakieś mianowicie więc 20 lat. Samą powieść skończyłbym* w jakieś dwa miesiące, ale trzeba jeszcze opracować słowniczek.

Rozwiewam pogłoski. Powyższy tekst to:
- w 50% kopia
- w 50% zapożyczenie
- w 50% tekst własny, który wygląda jak kopia

Carmaniola jest zbyt skromna, bo to wszystko Jej wina! Chociaż to ja zacząłem, taki jednym Argentyńcem.

* jak Chaudron, czyli lepiej;-)
Użytkownik: adas 21.01.2011 13:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobre! Naprawdę dobre! Ob... | carmaniola
Dodałem linki. Jak za sto lat ktoś trafi na BiblioNETkę, i nie będzie wiedział o co chodzi z tą czytatką, dlaczego podwieszona jest tu i tam (bo "Dzieci północy" za dzieło zaginione będą uchodzić, tak jak ich autor), to nie moja wina!

Chodzi mi po głowie, że trza by było podszlifować mój angielski. I tego Rushdiego choć pierwszą stronę przeczytać w oryginale, może wtedy by bardziej chwyciło. Ale to już w następnym życiu (jeśli "Dzieci" nie zostaną jednak zniknięte).

Użytkownik: carmaniola 22.01.2011 11:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Dodałem linki. Jak za sto... | adas
Zaraz,zaraz! Jak to ja winna?! Miałeś być markizem de Valfierno, czarować i oferować bogatym bufonom perfekcyjnie wykonane falsyfikaty, a Ty przeistoczyłeś się w Chaudrona i stworzyłeś przepis, którego nie wymyślił Crick i nie napisał Rushdie. I teraz, można pod Crickiem wpiąć go jako erratę - omsknęła się wydawnictwu ta jedna strona przy druku, a pod Rushdiem jako polską wersję "Dzieci północy". A kiedyś, kiedyś, jak jakiś archeolog sieciowy dokopie się do tej miniaturki, to będzie miał nie lada zagwozdkę! ;-)

Z takimi tekstami jest ten kłopot, że aby wyczuć wszystkie smaczki trzeba znać wszystkie pozycje, do których sięga autor. Inaczej coś umyka...

PS. Myślisz, że Rushdie brzmi lepiej po angielsku? Mnie się wydaje, że ma on naprawdę wyjątkowych tłumaczy, którzy zgrabnie radzą sobie z wszystkim jego arabeskami i piruetami słownymi. W każdym razie jak patrzę na polskie tłumaczenie, to dziwię się zawsze, że ktoś dał radę. ;-)

Użytkownik: adas 22.01.2011 14:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Zaraz,zaraz! Jak to ja wi... | carmaniola
U markiza byłoby tak:

- Wie pan, panie dziennikarzu, jak się człowiek czuje w piekarni, gdzieś w środku wszechogarniającego rozgardiaszu, kiedy widzi, że tłuszcz jeszcze nie rozgrzany, a w powietrze wirują obłoki mąki?
- Potrafię to sobie wyobrazić.
- Oczywiście, że może pan sobie wyobrazić. Ja też. Dokładnie to chciałem panu powiedzieć

Ja, ja użyłem okropnego słowa "wina"? Jakie ten język płata okrutne figle! "Zasługa" miało być, zasługa.

PS Ja widzę, iż w polskim wydaniu tekst Rushdiego zostałby oblany nie tylko na maturze, ale i w zwykłym wypracowaniu. Wielokropków, nawiasów się nie nadużywa, przecinków i kropek się używa! I ciekawi mnie , jak to wygląda w oryginale, choćby "graficznie" i czy ma to jakiś wpływ na treść. Ale to w następnym życiu, powtarzam.
Użytkownik: carmaniola 22.01.2011 15:09 napisał(a):
Odpowiedź na: U markiza byłoby tak: ... | adas
Wina to dobra rzecz. ;-) A "Dzieci północy" to chyba zaraz obejrzę sobie raz jeszcze, bo może zaślepłam z wrażenia podczas czytania i czegoś nie dojrzałam. W wersji angielskiej mogę, nawet w tym życiu jeszcze, ale pod warunkiem, że to będzie jedna, jedyna strona, bo inaczej czytałabym do następnego wcielenia. :-)
Użytkownik: adas 24.01.2011 17:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Wina to dobra rzecz. ;-) ... | carmaniola
Zmiana tematu, kompletnie nieudana.

Bo sobie przeczytałem "Ostatniego czytelnika" Toscany, nie wiedząc - mimo wpisu na okładce - absolutnie że to książka tak bardzo... o literaturze. Jak wszystko co mi wpada w łapy ostatnio, fatum jakieś? Co ja czytam, z kim się zadaje, co jem? Coś musi być w powietrzu, a przecież filtry na kominy założone i już rzekomo nie trują.

No i to kolejna powieść, która się nie broni, gdyby ją czytać "tak jak należy, czyli po kolei i ze zrozumieniem, i w historię opowiedzianą jeszcze wierzyć, przejąć się, współczuć". Tak, jeśli spojrzeć w ten sposób, to jest to dosyć obrzydliwy utwór, wątpliwy moralnie, artystycznie nierówny. Ha, w pierwszej wersji korektor poprawił na "autystyczne" nierówny. No więc nie dziwi mnie w sumie tak niska ocena, bo to rzecz wymagająca jednak pewnego rozeznania. W historii Meksyku - ha, pierwszy, który broni Porfiria, i może ma trochę racji? Jak pisze o amerykańskiej mieścinie na pustyni - no i w jego literaturze. Nie pamiętam treści dokładnie, ale klimat opowiadań Rulfo na pewno jest zachowany. I fajny jest myk, który wskazuje na współczesność tej opowieści, równocześnie sięga ona głęboko w przeszłość.

Nie mam pojęcia skąd ksiądz się wziął. Oprócz Meksykanów, klimat (bo styl nie) kojarzy mi się z Portugalczykami. Saramago (oczywiście nie każdą jego rzeczą) i takim młodym, Puste spojrzenie (Peixoto José Luís).

Chyba trzeba przejrzeć katalog Świata Książki, bo ostatnio trafiam na niezłe rzeczy.
Użytkownik: carmaniola 25.01.2011 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Zmiana tematu, kompletnie... | adas
Zajrzałam i widzę, że mimo tych obrzydlistw i kulawych środków artystycznych "Czytelnik" znalazł u Ciebie uznanie. ;-) Prawda, że wszystko zależy od tego ile się w nim tropów znajdzie? To one pozwalają powieści się wybronić.

Wydaje mi się, że masz rację jeśli chodzi o klimat powieści i opowiadań Rulfo; mnie przyszedł jeszcze na myśl wenezuelski Otero Silva. Zastanowiły mnie także te obrzydlistwa - na ile są Toscany - wszak jest Latynosem - a na ile zaczerpnięte zostały od innych pisarzy iberoamerykańskich. Takie czysto fizyczne, czasami wręcz brutalne przedstawianie związków między kobietą a mężczyzną jest, wydaje mi się, dość charakterystyczne dla twórców z tamtych rejonów; włączenie w to dzieci, to też nie nowość - patrz "Tereza Batista", czy choćby związek Aureliana Buendii i małej Remedios ze "Stu lat...". Ile w tym jest samego Toscany? Bo pewnie wątek z owocami awokado, podobnie jak ksiądz, też by się gdzieś znalazł.

Podczas czytania "Tajemnicy markiza de Valfierno" przyszło mi na myśl, że obaj pisarze sięgnęli po tę samą powieść - głodującego Valfierno przygarnia właścicielka gospody i ratuje go z opresji, a bibliotekarz w "Ostatnim czytelniku" odrzuca, jako nieodpowiadającą rzeczywistości powieść, w której jakiegoś prawie zamarzniętego i umierającego z głodu człowieka w ostatniej niemal chwili ratuje właścicielka restauracji dając mu pracę. Mam wrażenie, że źródło to samo, choć nie udało mi się go zidentyfikować. I trochę mnie taki brak orientacji w pierwowzorach irytuje. I kiedyś, mam nadzieję, uda mi się je odkryć, te pierwowzory, chociaż pewności nie zyskam nigdy. ;-)

PS. "Młodego" pakuję do schowka. Jak się wygrzebię z Kambodźy i przerywników, to też się za nim porozglądam.
Użytkownik: adas 26.01.2011 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Zajrzałam i widzę, że mim... | carmaniola
Bo to niezła powieść, ale fatalna książka (taki polisz żart;).

Zastanawiałem się nawet nad piątką, ale mam od pewnego czasu problem z "zabijaniem dzieci w kulturze i sztuce", znaczy się w celach literackich. Ale klimat mi przypasował, drobne gierki z czasem, z literaturą czy wręcz wizją Meksyku.

Ale jak ktoś nie siedzi choć trochę w literaturze Ameryki Płd. (albo przynajmniej z Południa USA, ale to mniej), to... ciężko mi wyobrazić sobie, że mu się ta książka naprawdę spodoba. Mamy Syna, który nawet jeśli nie jest mordercą, to na pewno zboczeńcem (pardon!). Ojca, który sprzedaje niewinnego, nawet nie by bronić syna, tylko dla jakichś swych poronionych celów (bibliotecznych?). Matka ofiary zachowuje się jak kobieta z sekty (literackiej?). Miejsce akcji: nieokreślone. Czas: niejasny. Cel: wątpliwy. I jeszcze jakaś bitwa z 1870, bitwa w której walczy jakiś Porfirio Diaz (who?), 40 lat później obalony przez jakiegoś Madero (who?x2).

Może przesadzam, ale nie chciałbym zaczynać od tej książki "przygody z Meksykiem".

"Głód" Hamsuna. Może o to chodzi? Nie czytałem, nie wiem. Nie jestem zresztą pewny, czy Toscana brał "prawdziwe" książki, czy rozmawia o wyobrażeniach poszczególnych literatur.
Użytkownik: carmaniola 27.01.2011 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo to niezła powieść, ale... | adas
Trudno się z Tobą nie zgodzić. Ja bym też nie chciała od takiej lektury zaczynać podróży po Meksyku. Co więcej, podejrzewam, że mogłaby mnie do niego mocno zniechęcić. Ponieważ jednak trochę ścieżek już tam wydeptałam, to i urok niejaki w tym udało mi się odnaleźć. Nawet jeśli przez większość czasu wydawało mi się, że znalazłam się w wiosce pełnej obłąkańców - czyż sceny w deszczu nie były piękne? ;-)

"Głód" to nie był, nie wydaje mi się, on się pojawił w Valfierno jako "ciepła wdówka" (tak domniemywam), ale możliwe, że to też jakaś powieść Hamsuna. I ja myślę, że jednak te książkowe historie przywoływane przez szalonego bibliotekarza mają swoje pierwowzory w literaturze - zastanawiam się, czy głównym celem tej powieści nie była właśnie krytyka różnych dzieł literackich - te jego osądy wcale nie były takie zupełnie bezsensowne.
Kusi mnie nieco odnalezienie wzorca tej dziewczynki, umierającego na śniegu i księdza - miewam czasem śledcze zapędy.

PS. W takich książkach na końcu, zamiast przypisów, powinny być spisy lektur, z których wzorce zaczerpnięto. To nieuczciwe tak gnębić czytelnika!
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: