Dodany: 13.01.2011 11:08|Autor: ostka

Czytatnik: Książkowisko

4 osoby polecają ten tekst.

Rachuba świata


Daniel Kehlmann napisał świetną książkę. Nie jestem germanofilką, na ogół potrzebuję zachęty, by sięgnąć po utwór powstały w języku Goethego, chociaż paru pisarzy niemieckojęzycznych nadzwyczaj cenię, jak choćby złotoustego, czy raczej złotopiórego W.G. Sebalda (zresztą pisał pewnie na maszynie, która i tak wylądowała na strychu, by ustąpić miejsca najnowszym zdobyczom techniki, więc może być i złotoklawiatury).

Tym razem do lektury zachęciła mnie moja brzydsza połowa, rozpływając się w pochwałach dla Kehlmanna. Początkowo spoglądałam w kierunku autora laurki dość sceptycznie: czy ja wiem, Niemiec, bohaterowie-naukowcy (w dodatku matematyk i przyrodnik, to mi pachnie "Masonem i Dixonem", które to dzieło katowałam przez parę tygodni i się zmęczyłam). Ale potem usłyszałam co następuje: jednym z bohaterów jest niejaki Alexander von Humboldt, ten sam, który odbył słynną podróż do Ameryki Łacińskiej (w tym miejscu zastrzygłam uszami), przynajmniej w połowie akcja toczy się właśnie tam. Cóż, następnego wieczora komunikacja ze mną była delikatnie mówiąc utrudniona, ponieważ nie wysadzałam nosa spoza książki i wciąż chichotałam, ewentualnie spoglądałam dość nieprzytomnie jak mniemam, zapewne z niezbyt mądrym, choć wolałabym z tajemniczym uśmiechem na twarzy. Wyobrażam sobie, że tak właśnie musiałam wyglądać, gdy padało w moją stronę jakieś wielce zasadne, acz irytujące pytanie, na przykład, o której jutro wychodzisz albo czy kupiłaś słonecznik dla ptaszków (bo nasze sikorki jedzą tylko ziarna słonecznika, nie chcą chleba ani słoniny, czy to normalne?).

Alexander von Humboldt i Carl Friedricha Gauss, wielki przyrodnik i genialny matematyk, są bohaterami tej czarującej opowieści. Obaj panowie, pionierzy racjonalizmu na niemieckiej ziemi, całe życie, każdy na swój sposób, zgłębiają prawdę o świecie. Będziemy bliżsi istoty rzeczy, gdy stwierdzimy, że są owładnięci wręcz żądzą poznania, poświęcając owej namiętności całą energię, cały swój geniusz i cały dany im czas, niekiedy nawet zdrowie oraz majątek. W ciągu długich lat śledzą wzajemnie swe naukowe dokonania , by wreszcie u schyłku życia się spotkać. Ich spotkanie stanowi punkt wyjścia i zarazem punkt kulminacyjny książki. W ramy te wpisane zostały losy uczonych, relacjonowane na przemian w dość krótkich, błyskotliwych rozdziałach. Powieść Kehlmana jest więc literacką wariacją na temat wielce mnie zajmujący: sens i granice poznania. Nasi bohaterowie, zagorzali zwolennicy racjonalizmu, zdają się wychodzić z założenia, że całe istnienie da się opisać w liczbach. Obdarzeni odmiennym temperamentem, starają się tego dokonać na różne sposoby. Alexander von Humboldt, człowiek o niespożytej energii i wytrwałości, łaknący chwały, spragniony poklasku, jako zwolennik poznania empirycznego przemierza niestrudzenie cały glob dokonując najrozmaitszych pomiarów, zdobywając szczyty, schodząc w głębiny, poszukując źródeł rzek. Wszystko chce osobiście sprawdzić, wszystkiego osobiście dotknąć, wszystko zobaczyć i zmierzyć. Carl Friedrich Gauss, melancholik i mizantrop, jest zdania, że wyprawy Humboldta to strata czasu i energii. Po co gnać na koniec świata, kiedy wszystko da się ustalić w drodze matematycznych obliczeń, wystarczy odkryć odpowiedni wzór nie ruszając się na krok z domu. Tak czy inaczej liczby, liczby i jeszcze raz liczby. Nie takie to jednak proste. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że nieustannie coś się obu panom wymyka. W przypadku Gaussa źródło niepokoju stanowi przeczucie geometrii nieeuklidesowej majaczące nieustannie na obrzeżach jego myśli. W przypadku Humboldta będzie to podróż do Ameryki Łacińskiej, zwłaszcza morderczy rejs po Orinoko. I tu dochodzimy do najbardziej urokliwych moim zdaniem fragmentów powieści.

Przyjrzyjmy się bliżej podróży Humboldta, któremu towarzyszy francuski asystent, niejaki Bonpland. Otóż baron von Humboldt i jego współtowarzysz, chcąc popłynąć Orinoko, przybywają pewnego dnia do San Fernando, gdzie sprzedają muły i kupują szeroką łódź żaglową. Rejs nie będzie możliwy, jeśli nie znajdą miejscowych przewodników obeznanych z rzeką. Zostają skierowani więc do czterech mężczyzn siedzących przed szynkiem. Jeden ma na głowie cylinder, drugi trzcinkę w ustach, trzeci obwieszony jest biżuterią, a czwarty to milkliwy gbur. Zapytani, czy znają kanał pomiędzy Orinoko i Amazonką, którego poszukuje profesor, odpowiadają, że owszem znają, pływali nim niejednokrotnie, chociaż po prawdzie kanał ten nie istnieje, to tylko plotki. Nazywają się Carlos, Gabriel, Mario i Julio (hi, hi, jakieś skojarzenia?). I tak to się zaczyna. Przewodnicy prowadzą barona na południe, tam gdzie ludzie są obłąkani i mówią do tyłu i gdzie latają miniaturowe pieski. Przez całą drogę opowiadają dziwaczne, zawiłe historie, które wbrew woli słuchającego profesora, utrwalają się w jego świadomości. Humboldt zaczyna widzieć oczy jaguara i cienie nieistniejących ptaków, przemykające po wodzie: "Przedziwne zjawisko optyczne, powiedział Humboldt. Mario odparł, że to nie ma nic wspólnego z optyką. Ptaki umierają bez przerwy, w każdej chwili, właściwie nie bardzo zajmują się czym innym. W tych odbiciach żyją ich duchy. Gdzieś muszą się podziać, w niebie nie chcą ptaków. A co z owadami? spytał Bonpland. One nie umierają wcale. W tym kłopot". W końcu podróżnicy trafiają do misji jezuickiej, której przewodzi ojciec Zea. W rozmowie z księdzem Humboldt nie może się nadziwić, że "tu bez przerwy ktoś coś opowiada. Po co takie klepanie w kółko zmyślonych życiorysów, z których nawet nie wynika morał?". Ojciec Zea wyjaśnia baronowi, że to taki kraj, żadne zakazy nie pomagają, po czym raczy go miejscową opowieścią, starając się przy okazji wytłumaczyć niemieckiemu badaczowi, że tu nic nie da się zmierzyć : "Linie są gdzie indziej. (...) Gdzie indziej, tu ich nie ma. Linie są wszędzie, powiedział Humboldt. Linie to abstrakt. Tam gdzie przestrzeń sama w sobie, tam i one. Przestrzeń sama w sobie jest gdzie indziej, odparł ojciec Zea." W ten sposób wracamy do tematu poznania. Udając się do Ameryki Południowej Humboldt zyskuje szansę zrozumienia tego, czego zmierzyć się nie da. Ta niemierzalna rzeczywistość dobija się do drzwi świadomości profesora, bezskutecznie starając się je sforsować. Jakże charakterystyczny dialog ma miejsce między baronem a starym hiszpańskim żołnierzem, służącym nad Orinoko od kilkunastu lat, gdy obaj spostrzegają wysoko ponad wodą malowidła naskalne. Niemiecki uczony szuka oczywiście racjonalnego wytłumaczenia tego zjawiska i znajduje je - wszystko da się wytłumaczyć ruchami górotwórczymi. Dla hiszpańskiego wiarusa sprawa jest prostsza. Rysunki mogli zrobić fruwający ludzie. W sumie dużo istot fruwa i nikt się temu nie dziwi, natomiast kto to widział, żeby góra się podniosła. "Ludzie nie fruwają, odpowiedział baron. Choćby sam takich zobaczył, nie uwierzy". Żołnierz na to: "I to będzie podejście naukowe? Tak, odparł Humboldt, właśnie to będzie podejście naukowe".

Zamiast bezlitośnie naigrywać się z Humboldta Daniel Kehlmann szuka dlań usprawiedliwienia. Humboldtowi nie jest wcale łatwo takie rzeczy zrozumieć. Humboldt jest Niemcem. Co to oznacza dla sprawy? Oddajmy głos autorowi: "Mario poprosił, żeby i Humboldt raz coś opowiedział. Baron, poprawiając na głowie obrócony przez małpę kapelusz, odparł, że historyjek nie zna żadnych i nie lubi ich opowiadania. Ale że mógłby po hiszpańsku, w swobodnym przekładzie, zadeklamować najpiękniejszy niemiecki wiersz: ponad wszystkimi wierzchołkami górskimi jest bezwietrznie, na wysokości drzew również nie czuć, żeby wiało, nawet ptaki uspokoiły się, i niedługo nastąpi śmierć. Wszyscy na niego patrzyli. Już, powiedział. Jak to już? zapytał Bonpland. Humboldt sięgnął po sekstans. Przepraszam bardzo, powiedział Julio. Ale chyba niemożliwe, żeby to było wszystko." Jak widać, sprawa była beznadziejna. Humboldt, wyrosły w takim klimacie intelektualnym nie miał szans, żeby zrozumieć kontynent, gdzie Carlos, Gabriel, Mario i Julio snuli swoje zawiłe historie, a fruwający ludzie malowali po skałach setki metrów nad wodą. Nawiasem mówiąc książka pełna jest żartów na temat Niemców i niemieckości. Być może owa autoironia sprawiła, że na niemieckich listach bestselerów powieść Kehlmanna wyprzedziła nawet Harry'ego Pottera i dzieła Dana Browna, osiągając sprzedaż ponad miliona egzemplarzy. Wypada pogratulować gustu niemieckiej publiczności.

Ostatecznie Daniel Kehlmann zapytuje o sens ludzkich wysiłków zmierzających do racjonalnego poznania świata. Znaki zapytania są przynajmniej dwa. Pierwszy - co z rzeczywistością wymykającą się poznaniu racjonalnemu? Drugi znak zapytania to ograniczenie, jakie stanowi czas, w którym przyszliśmy na świat. Człowiek rodzi się w konkretnym momencie historycznym i tego faktu nie da się przeskoczyć. Chcemy czy nie, jesteśmy dziećmi swojej epoki, rozporządzamy takimi a nie innymi instrumentami poznawczymi, nad przeszłością mamy niegodną przewagę, w oczach przyszłości nasze wysiłki zdają się śmiesznostką, błazenadą. A i tak w końcu przyjdzie starość, ciało zacznie odmawiać posłuszeństwa, umysł spowolnieje, do drzwi zapuka zwątpienie i gorycz samotności, gdy się okaże, że w pogoni za prawdą zapomnieliśmy żyć. Jak groźne memento pojawia się w powieści postać pogrążonego w demencji Immanuela Kanta. Jednak obłęd ten nigdy się nie skończy. Po nas przyjdą następni. Oni też będą patrzeć w gwiazdy lub wyruszą do Ameryki. Żeby zrozumieć.

Rachuba świata (Kehlmann Daniel) to świetna powieść. Czyta się ją nader przyjemnie. Krótkie zdania, oszczędność formalna, dialogi zgrabnie wplecione w narrację, dowcip, finezja - oto cechy stylu młodego niemieckiego pisarza. Wbrew pozorom "Rachuba świata" nie jest powiastką filozoficzną, lecz dobrze skonstruowaną pełnokrwistą powieścią, luźno opartą na faktach, z doskonale zbudowanymi i psychologicznie umotywowanymi bohaterami, z umiejętnie zarysowanym tłem historycznym, z wciągającą fabułą. No i ma jeszcze jeden wielki atut: humor. Jest się z czego pośmiać i nad czym pomyśleć. Do przeczytania w jeden wieczór, o ile należymy do nocnych marków. Dla preferujących zdrowy tryb życia - w dwa.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2390
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: