Dodany: 26.09.2010 20:33|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

"Chłop żywemu..." do n-tej potęgi


Zabierając się do tej książki, wiedziałam już, że - podobnie jak przy wszystkich znanych mi dotąd powieściach tej autorki - mogę oczekiwać silnych emocji i sporej dawki prawdy o ludzkiej naturze. A jednak zostałam w jakiś sposób zaskoczona; spodziewałam się czegoś w typie „Owocu żywota twojego”, tymczasem początkowo odniosłam wrażenie, że mam do czynienia z powieścią satyryczną w konwencji „Konopielki”. Podobieństwo było tym wyraźniejsze, że i tu narratorem jest wieśniak (choć - inaczej niż u Redlińskiego - stosunkowo mało zaangażowany w opisywane wydarzenia), którego mentalność jest identyczna jak jego współziomków, i tu codzienność zakłóca przybycie kogoś z zewnątrz, reprezentującego „inny świat”.

Do wsi położonej na terenach poniemieckich - chyba raczej w pasie przy granicy zachodniej niż w byłych Prusach Wschodnich, bo gwara, którą posługują się bohaterowie, jest trudna do zlokalizowania, jakaś taka syntetyczna, ale w każdym razie nie mazurska - sprowadzają się „Amerykany”, małżonkowie powracający z emigracji ze sporymi oszczędnościami, których skusiło zamieszczone w prasie ogłoszenie o sprzedaży domu w „poetyckiej miejscowości nad jeziorem temu kto życzy za darmo poetyckie zachody słońca oglądać”*. Zamiast jednak doświadczyć poetycznej samotności na odludziu, nieszczęśni nabywcy „rezydencji” Kulasów muszą się zmierzyć z niewiarygodną wręcz koncentracją ciemnoty, chamstwa i okrucieństwa; tą przerażającą miksturą zaimpregnowani są prawie wszyscy ich bliżsi i dalsi sąsiedzi, z wyjątkiem paru sztuk drobnej dzieciarni, jednego młodzieńca-wyrodka, wzgardzonego przez całą okolicę bez wyłączenia własnych rodziców, jednej niewiasty lekkich obyczajów i jej upośledzonego syna. Portret prymitywa i brutala, uwieczniony przez Kazimierza Grześkowiaka w piosence „Chłop żywemu nie przepuści”, to zaledwie dobrotliwa karykatura w porównaniu ze zbiorowym wizerunkiem społeczności zaludniającej powieściową wioskę…

Głupota, niechlujstwo, pijaństwo, plotkarstwo mogą w równym stopniu śmieszyć, jak złościć. Ale rychło okazuje się, że to nie wszystko. Koszmarna bezduszność, znęcanie się nad zwierzętami i dziećmi dla podporządkowania ich sobie albo tylko dla samej przyjemności znęcania się, rękoczyny jako sposób rozwiązywania wszystkich problemów, i jakieś kuriozalne pomieszanie chciwości z zawiścią, potrafiące skłonić do wyrządzenia komuś nieodwracalnej krzywdy, i wypaczony do granic możliwości kodeks moralny, wedle którego mniej naganne jest brutalne pobicie sąsiada, maltretowanie żony i ciskanie kamieniami w upośledzonego chłopca niż zamiar wzięcia rozwodu z alkoholikiem i bandytą… To jest straszne, porażające, odpychające - i byłoby takie nawet bez ostatniego rozdziału, a założywszy, że ten nie jest tylko literacką hiperbolą, lecz projekcją rzeczywistych możliwości tych wszystkich Ciućków, Maniochów, Franków razem wziętych, chciałoby się natychmiast wyprzeć ze świadomości możliwość istnienia podobnych zjawisk. Moje wspomnienia z dzieciństwa i kilkanaście ostatnich lat znów spędzonych na wsi - prawda, że nieco już współcześniejszej - najchętniej zaświadczyłyby, że niczego takiego nie ma i być nie mogło, że zrodzić podobny obraz mogła tylko wybujała fantazja. Ale oprócz nich są jeszcze reportaże, kroniki policyjne i cała masa literatury - nie tylko polskiej i nie tylko z II połowy XX wieku - a wszystko to aż nadto wyraźnie świadczy, że „człowiek” nie zawsze brzmi dumnie…

Można takich książek nie czytać, lecz czy udając, że zło nie istnieje, uchronimy przed nim siebie albo kogokolwiek innego?...



---
* Ewa Ostrowska, "Śniła się sowa", LSW, Warszawa 1979, s. 22.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12043
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 34
Użytkownik: Marylek 10.10.2010 14:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Zabierając się do tej ksi... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Można takich książek nie czytać, lecz czy udając, że zło nie istnieje, uchronimy przed nim siebie albo kogokolwiek innego?... "

A czy czytanie takich książek sprawi, że zło przestanie istnieć? Czy czytając je uchronimy przed nim siebie albo kogokolwiek innego?
Użytkownik: krasnal 10.10.2010 14:49 napisał(a):
Odpowiedź na: "Można takich książek nie... | Marylek
Sam akt przeczytania z pewnością nie. Ale im większa jest ogólna wiedza społeczeństwa na temat takich zjawisk, im mniej ukrywania ich i udawania, że nie istnieją, tym jednak większa szansa na ich ograniczenie.
Użytkownik: misiak297 10.10.2010 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Sam akt przeczytania z pe... | krasnal
A ja dziewczyny, korzystając z okazji, polecam Wam tę książkę. Jest rewelacyjna.
Użytkownik: margines 10.10.2010 17:39 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja dziewczyny, korzysta... | misiak297
Mogę?
Mogę?
Mogę?
...skorzystać z polecanki?
A co mi tam!
Już i tak
schowek mój pęka wszak
głównie od twych polecanek
- lekarskich "zalecanek" :P
Użytkownik: misiak297 10.10.2010 18:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Mogę? Mogę? Mogę? ...s... | margines
Odpowiadając na Twoje pytanie - tak, jak najbardziej:)
Użytkownik: krasnal 10.10.2010 23:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja dziewczyny, korzysta... | misiak297
U mnie już jest w schowku od jakiegoś czasu i czeka na swoją kolej:) Zresztą też chyba z Twojego polecenia, o ile pamiętam. Jeśli nie książki, to w każdym razie autorki w ogóle.
Użytkownik: Marylek 10.10.2010 17:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Sam akt przeczytania z pe... | krasnal
Obawiam się, że gólna wiedza społeczeństwa raczej nie wywodzi się z literatury, choćby z tej smutnej przyczyny, że literatura, jak wskazują statystyki, czytana jest przez mniejszość. Ogólna wiedza społeczeństwa modelowana jest przez media. I tu się zgadzam, rola mediów jest ogromna i nieoceniona w procesie kształtowania tak wiedzy, jak i wrażliwości społecznej. Także w procesie zmiany nastawienia do konkretnych sytuacji i zdarzeń, w procesie uświadamiania, nauczania, piętnowania. Media winny reagować szybko, po to są.

Rola literatury jest szersza, , bardziej uniwerzalna, bardziej rozciągnięta w czasie. Literatura nastawiona na "tu i teraz" szybko się starzeje.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.10.2010 16:41 napisał(a):
Odpowiedź na: "Można takich książek nie... | Marylek
Sama sobie nieraz to pytanie zadawałam, i ostatecznie myślę tak: może niekoniecznie akurat ta książka czy akurat inna - ale sama świadomość, że człowiek potrafi być zdolny do rzeczy z naszego punktu widzenia zupełnie niewyobrażalnych (niewyobrażalnych - bo np. ja naprawdę nie umiałabym przypisać zachowania tych wieśniaków mieszkańcom wsi, którą pamiętam z dzieciństwa, ani tej, w której mieszkam obecnie; pijaństwo jakieś, drobne swary, plotki - tak, ale nie zło czynione z rozmysłem), może jakoś nas wyczulić na sygnały dostrzegane w otoczeniu. Weźmy taką przemoc domową czy molestowanie seksualne dzieci - przecież kiedyś te zjawiska też musiały istnieć, tylko póki je zamiatano pod dywan i fakt ich występowania wypierano ze świadomości publicznej, to w zasadzie pozostawały bez kary, a ich ofiary bez pomocy. A dzięki literaturze (i mediom zapewne też) - przynajmniej tak myślę - człowiekowi łatwiej zauważyć taką hipotetyczną sąsiadkę czy pracownicę będącą ofiarą przemocy, doradzić skorzystanie z błękitnej linii czy coś takiego. Jeśli nauczyciel gimnazjalny/ licealny nie zna takiej książki jak "Zło" Guillou, tylko same idylliczne opowiastki o radosnych szkolnych latach i wesołych psotach, to mu do głowy może nie przyjść, że chłopiec z jego klasy perfidnie znęca się nad słabszym, a skoro nie przyjdzie, to i reakcji nie będzie.
Nie miałam zamiaru stawiać znaku równości między czytaniem książek o złych stronach ludzkiej natury a umiejętnością zaradzenia złu, ani twierdzić, że nieczytanie ich jest błędem - chciałam tylko uzasadnić sens ich istnienia. Uwielbiam "Anię z Zielonego Wzgórza" etc., ale obraz świata stworzony tylko na jej podstawie byłby jednak błędny - tam nawet ci, którzy z początku wyglądają na złych, okazują się tylko pozornie źli, za wyjątkiem jedynie Niemców (ci są z założenia źli, bo prowadzą wojnę; ale nie jest złe imperium brytyjskie, które wysyła na tę wojnę swoich odległych poddanych, zupełnie nie uwikłanych w europejskie gry polityczne...).
Użytkownik: Marylek 10.10.2010 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Sama sobie nieraz to pyta... | dot59Opiekun BiblioNETki
A czyż tak samo błędny nie jest obraz społeczeństwa w "Ani z Zielonego Wzgórza" jak i u Ostrowskiej? Ten pierwszy zbyt sielankowy, ten drugi zbyt okrutny. Obydwa są przejaskrawione, obydwa wystylizowane, inaczej - bo dla innego odbiorcy. Nie jest tak?

Można uzasadnić sens instnienia każdego typu literatury. (Swoją drogą, jaki jest cel tworzenia wizji społeczności skrajnie złej? Bo chyba taką stanowi opisywana wieś, jeśli dobrze zrozumiałam. Edukacyjny?) Ale wybór - jak pisze poniżej Misiabela - jest już sprawą osobistą. Jestem bardzo wdzięczna Tobie i Misiakowi za podjęcie trudu zrecenzowania tej książki, bo dzięki temu nawet przypadkowo po nią nie sięgnę. Ułatwienie wyboru.

Pisałam już o tym do Krasnala: sądzę, że szybsze reakcje społeczne na bolesne, a niegdyś zamiatane pod dywan, wydarzenia zawdzięczamy mediom. I chwała im za to! Literatura odzwieciedla życie, owszem, ale reaguje wolniej. I szybciej się starzeje. Opisana w "Antku" kuracja jego siostry Rozalki w piecu chlebowym należy już do przeszłości, nie wiem jak często takie praktyki były kiedyś stosowane i pojęcia nie mam, czy ta nowelka przyczyniła się do ich zaniechania. Ale, niezależnie od wartości literackich rzeczonego utworu, scenę tę mam żywo przed oczami i potrafię zacytować kilka zdań. A nigdy tego nie czytałam, czytała nam to na głos, na lekcji, pani nauczycielka w piątej klasie szkoły podstawowej. Dziecko, jakim wówczas byłam, było chłonne i wrażliwe. Została ta scena we mnie, choć wolałabym, żeby nie została. A jak się nowelka skończyła i o co w niej szerzej chodziło? Nie pamiętam.

Nie jestem ani typem skrajnie niewrażliwym, ani skrajnie idealistycznym. Ale może istnieje jakaś suma pewnego typu opisów, które człowiek może wchłonąć? Może to osiada gdzieś w głębi umysłu czytelnika i oddziaływuje? Jak? Pewnie różnie. Ja chyba jestem jak gąbka, która po przyjęciu danej ilości płynu więcej nie wchłania.

A że nie tylko z literatury czerpiemy naszą wiedzę o świecie, dlatego też przykład nauczyciela, któremu nie przyjdzie do głowy, że jeden chłopiec znęca się nad innym wydaje mi się naciągany. Taki to by się dopiero musiał chować pod kloszem! ;)
Użytkownik: misiak297 10.10.2010 18:08 napisał(a):
Odpowiedź na: A czyż tak samo błędny ni... | Marylek
Marylku, w tym problem, a może geniusz? Ostrowskiej, że ta społeczność, choć taka okrutna i zła, z jakimś wypaczonym kodeksem moralnym jest przedstawiona skrajnie realistycznie. Taka historia naprawdę mogłaby się zdarzyć.
Użytkownik: misiabela 10.10.2010 18:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, w tym problem, a... | misiak297
Ależ Misiaku, takie historie nie tylko mogłyby się zdarzyć, ale się zdarzają i każdy o tym wie i z pewnością bardzo często jest ich świadkiem. Po co więc jeszcze o tym czytać i się katować?? Ja w każdym razie dziękuję.
Użytkownik: Marylek 10.10.2010 18:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku, w tym problem, a... | misiak297
Misiaku, zdarzyć się może wszystko. Skoro mógł zdarzyć się holocaust...
A ja mam ograniczony czas i moce przerobowe. Dobrze jest wiedzieć czego unikać. ;)
Użytkownik: misiabela 10.10.2010 16:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Zabierając się do tej ksi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Stawianie tezy, w której zrównuje się nieczytanie takich książek z udawaniem, że zło nie istnieje, jest - moim zdaniem - mocno nietrafione. Ja nie czytam takich książek z założenia, jednocześnie doskonale zdając sobie sprawę z ogromu tragedii jakie dzieją się ciągle dokoła. Reaguję na miarę swoich możliwości, wykonuję swoją małą pracę również w domu, uwrażliwiając dzieci na pewne zachowania, sytuacje itp. Ale takich książek czytać nie będę, bo co one miałyby mi przekazać? Kolejną dawkę bólu i goryczy, że świat jest taki zły?
Użytkownik: misiak297 10.10.2010 16:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Stawianie tezy, w której ... | misiabela
Rozumiem, co masz na myśli, ale dlaczego w takim razie dzieciom - gdy będą już trochę starsze - nie miałabyś podsunąć takiej książki właśnie w procesie wychowania?
Użytkownik: misiabela 10.10.2010 16:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem, co masz na myśl... | misiak297
Córka jest już w takim wieku, że sama dobiera sobie lektury, a syn jest za mały. Poza tym, nie sądzę, żeby to był dobry przykład wychowawczy, bo z takich książek nic nie wynika. O wiele więcej pomogę im rozmawiając o przyczynach takich sytuacji, czy o tym jak sobie radzic z nimi na co dzień, bo takie obrazki oglądają, chcąc nie chcąc, w realu.
Użytkownik: chuda 10.10.2010 17:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem, co masz na myśl... | misiak297
Wiesz, misiaku, ja nie podsunęłabym swoim (potencjalnym) dzieciom tego typu książek "w procesie wychowania". Wolałabym z nimi Porozmawiać, uświadomić, uwrażliwić na pewne sprawy (tu zgadzam się z misiabelą). Zachęcałabym do czytania książek, które nie będą papierową powtórką tego typu emocji, o jakich dyskutujemy.
Jeśli jednak same chciałyby sięgnąć po takie lektury, nie zabroniłabym im tego, ale świadomego zachecania z mojej strony nie byłoby.
Użytkownik: misiabela 10.10.2010 17:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, misiaku, ja nie po... | chuda
To byłoby tak, jakbym zachęcała kogoś do zjedzenia zupy cebulowej, której sama nie znoszę...
Użytkownik: misiak297 10.10.2010 17:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, misiaku, ja nie po... | chuda
Misiabello, Chuda, właściwie chodziło mi o to, żeby zasadniczo nie skreślać książki - nawet jeśli opowiada o tej stronie ludzkiej natury, której może nie chcielibyśmy znać. Pozdrawiam:)
Użytkownik: misiabela 10.10.2010 17:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiabello, Chuda, właści... | misiak297
Oczywiście nie skreślam książki, tylko z niej rezygnuję. Komuś może ona będzie potrzebna.
Użytkownik: chuda 10.10.2010 18:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście nie skreślam k... | misiabela
> "Oczywiście nie skreślam książki, tylko z niej rezygnuję. Komuś może ona będzie potrzebna".

Podpisuję się pod powyższymi słowami.
Użytkownik: Marylek 10.10.2010 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem, co masz na myśl... | misiak297
Misiaku, wychowania do czego? W jakim celu? Czego mogą nauczyć się starsze dzieci z tej książki?
Użytkownik: misiak297 10.10.2010 18:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, wychowania do cz... | Marylek
Dobrze, może ta książka do celów wychowawczych się nie nadaje, ale może być już czytana w wieku, w którym człowiek sam sobie wybiera lektury. A czego się można nauczyć? - co dotyczy zarówno dzieci jak i dorosłych. Choćby że ksenofobia to rzecz straszna i krzywdząca.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.10.2010 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Stawianie tezy, w której ... | misiabela
Na to samo odpowiedziałam powyżej Marylkowi. Nie mówię, że każdy musi - ale, że takie książki powinny istnieć. Bo może do kogoś trafią mocniej, niż artykuły w prasie albo programy w telewizji. Dla pokrzepienia serc - Musierowicz, Montgomery, Makuszyński i kto tam jeszcze; dla ukazania także ciemniejszej strony prawdy o człowieku - Zola, Steinbeck, Guillou, Ostrowska i tak dalej.
Użytkownik: misiabela 10.10.2010 17:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Na to samo odpowiedziałam... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tu nie mogę się z Tobą nie zgodzić. Każda lektura ma swojego odbiorcę i do każdego co innego w danej chwili przemawia. Nie twierdzę, że takie książki nie są potrzebne, tylko że mnie są one niepotrzebne. Już nie. Naczytałam się sporo o ciemnej stronie ludzkiej natury i mówię: dość. Trzeba się pogodzić z tym, że wszystko się wpisuje w jakiś ogólny plan rozwoju i takich sytuacji nigdy nie zabraknie, ale ja od książki oczekuję już czego innego.
Użytkownik: chuda 10.10.2010 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zabierając się do tej ksi... | dot59Opiekun BiblioNETki
> "Można takich książek nie czytać, lecz czy udając, że zło nie istnieje, uchronimy przed nim siebie albo kogokolwiek innego?..."


Nie zgadzam się z tym, że unikanie czytania takich książek jest udawaniem, że zło nie istnieje. Ja zło świata doskonale (a wręcz za bardzo) dostrzegam, wiele sytuacji jest dla mnie szokujących i po prostu nie mieści mi się w głowie.
Codziennie jesteśmy atakowani (TV, prasa, Internet) wcale nie małą porcją różnego rodzaju przemocy. Po więc serwować sobie ją również w książkach?? Nie jestem masochistką, nie chcę, aby książki dostarczały mi tego typu przykrych doznań. Czytam po to, by oderwać się od realnego świata, od patologicznych rodzin, zabójstw, pobić, o których na co dzień można dowiedzieć się z mediów, ba! a nawet będąc przypadkowym świadkiem cudzych rozmów, choćby w tramwaju, na przystanku czy stojąc w kolejce do kasy. Ja nie potrzebuję tak mocnych wrażeń serwowanych również w literaturze.
Czytanie jest dla mnie przeniesieniem się w inny świat, ale świat, który świadomie chcę poznać, który sama sobie wybieram...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.10.2010 17:39 napisał(a):
Odpowiedź na: > "Można takich książe... | chuda
<Czytanie jest dla mnie przeniesieniem się w inny świat, ale świat, który świadomie chcę poznać, który sama sobie wybieram... >
Tak, pod tym zdaniem też bym się podpisała, i przypuszczam, że nie tylko ja, ale w zasadzie każdy, kto czyta więcej niż lektury obowiązkowe z przymusu i bez przyjemności. Bo czytanie jest w istocie wejściem w inny świat. Ale czy tylko dla pozytywnych doznań emocjonalnych? W największym stopniu, tak. Jak już powyżej napisałam Marylkowi, ja też sięgam - i wcale nierzadko, a na pewno nie rzadziej, niż po powieści opowiadające o ciemnych stronach człowieka - po "Anię z Zielonego Wzgórza", po jakieś cieplejsze fantasy itd. Na literaturę nasyconą negatywnymi emocjami musi być odpowiedni czas, nie można jej czytać zawsze i wszędzie, zgoda. Ale na przykład ja ją czytam choćby dlatego, żeby spróbować pojąć mechanizmy powstawania tego zła. Sam opis, zgadzam się, niewiele da. Ale w każdej powieści, która je opisuje (no, może w prawie każdej), nawet w tak popularnych przecież kryminałach czy thrillerach kryminalnych, przeważnie zawiera się jakiś element tłumaczący jego genezę. Bo przecież ono samo z siebie się w człowieku nie rodzi, ani z genów, jak chciał Lombroso (a jeśli nawet, to geny są tylko jednym kawałkiem układanki), ale z czegoś - z własnych doznań, z obserwowania zachowań innych ludzi? A jeżeli dowiadujemy się o tym więcej, to tym samym będziemy próbowali eliminować potencjalne czynniki sprzyjające - na przykład, jak napisała powyżej Misiabela, rozmawiając z dziećmi o zjawiskach, które widzą wokół. Oczywiście, sami czytający nie wytępią całego zła świata, ale zawsze ono będzie miało trochę mniejszą szansę na rozwój, bo nie będziemy np. patrzeć spokojnie, jak dzieciak sąsiada maltretuje zwierzęta za pełnym przyzwoleniem rodziców.
A jeśli mimo wszystko ma się dość takiej literatury, to przecież nic w tym złego. Może ja za jakiś czas też będę miała? Ale może także jest ktoś, kto potrzebuje zwrócenia mu uwagi na ten problem właśnie za pomocą powieści Ostrowskiej czy innego autora?
Użytkownik: Marylek 10.10.2010 18:16 napisał(a):
Odpowiedź na: <Czytanie jest dla mn... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zadajesz ważne pytanie o genezę, o przyczynę i skutek. Czy literatura nie wywołuje emocji? Ależ wywołuje! A czy są one jedynie pozytywne? Istnieje wszak literatura, po przeczytaniu której człowiek wręcz wypełniony jest chęcią działania, istnieje uspokajająca i rozweselająca, istnieje wreszcie i taka, która sprawia, że czytelnik jest nabuzowany i wściekły. A może nie?

Opis zła. Może generować refleksję, namysł nad jego przyczyną, nad możliwymi środkami naprawczymi. Może być instruktażowy, pokazywać coś, co jeszcze czytelnikowi do głowy nie przyszło, może popychac do działania. Nie wiadomo, na jaką glebę padnie ziarno... Poza tym człowiek obojętnieje na bodziec, trzeba bodziec wzmacniać, żeby zareagował. Czytałam niedawno reportaż z Oświęcimia - dziś gimnazjaliści zwiedzający muzeum Auschwitz potrafią jeść po drodze kanapki - co tam jakiś stos starych okularów albo jakies zdjęcia, nie takie rzeczy oglądali. Jak długo da się wzmacniac bodziec? W jakiej skali?

Klasyczny kryminał jest bardzo edukacyjny - zło zawsze jest w nim ukarane. Ja wiem, że nie wolno zdradzać treści książki, ale z czystej ciekawości chciałabym się kiedyś dowiedzieć, jak to jest u Ostrowskiej. Bo jak to jest w życiu, to niestety już wiem.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.10.2010 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Zadajesz ważne pytanie o ... | Marylek
No tak... z tym obojętnieniem na bodziec to druga strona medalu. Chociaż mnie osobiście się wydaje, że może ono zachodzić wtedy, gdy się jest wystawionym na jeden tylko rodzaj bodźców, tzn. wyłącznie negatywne. Ale czy ktoś czyta tylko taką literaturę - czy ja wiem? Ja mam zapotrzebowanie na różne rodzaje emocji, więc myślę, że zobojętnienie mi nie grozi. Raczej im więcej takich tematów spotykam, tym więcej mam materiału do zastanawiania się. Weź np. Axelsson, co do której obie się zgadzamy, że to literatura piękna i ważna - czy "Dom Augusty" nie dostarcza wglądu w niektóre mechanizmy, powodujące, że człowiek krzywdzi drugiego człowieka? A "Daleko od Niflheimu"? A przecież nie rezygnujemy z ich czytania tylko dlatego, że nie kończą się dobrze (a przynajmniej nie dla każdego bohatera) i zło nie zostaje w nich ukarane (a przynajmniej nie całe zło)...
Użytkownik: Marylek 10.10.2010 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak... z tym obojętnie... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie wiem, jak to jest z tymi bodźcami, chyba większość z nas jest wystawiana na różne. Na jeden rodzaj to tylko żyjący w jakiejś enklawie, na bezludnej wyspie, ne wiem sama. Ale również większość z nas jest wzrokowcami i jeśli chodzi o obrazki (także ruchome) to z pewnością można się przynajmniej przyzwyczaić, jeśli nie zobojętnieć.

Z literaturą dla mnie jest inaczej, bo gdy czytam beletrystykę, to sobie wyobrażam miejsca, bohaterów, etc. Czyli też obrazki, ale w głowie. I nie wiem, czy można na to zobojętnieć, bo to jak mocno one we mnie zapadają zależy od rodzaju narracji.

Przywołujesz Axelsson, Oates... Być może źle zrozumiałam recenzje Twoją i Misiaka, bo książki Ostrowskiej nie czytałam, ale wydaje mi się, że tam są opisy fizycznego znęcania się. U Axelsson takich opisów nie ma, jej książki sa wstrząsające właśnie dlatego, że pozwalają pracować wyobraźni, czytać między wierszami. To, od czego ja zdecydowanie uciekam, to opis, niepotrzebny opis fizycznego znęcania się. Niepotrzebny, podkreślam. Epatowanie okrucieństwem dla niego samego. Dla mnie klasycznym przykładem takiej książki jest "Malowany ptak" Kosińskiego - czytałaś? Nie polecam. Nagromadzenie scen okrucieństwa fizycznego rozdział po rozdziale, detaliczne opisy, można było pokazać to samo przy użyciu innych środków wyrazu.
Użytkownik: misiak297 10.10.2010 20:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, jak to jest z t... | Marylek
Wiesz, zasadniczo przemoc pojawia się w "Śniła się sowa" rzadko - w jakiś biciach itp. a jeśli już się pojawia - to łączona jest o zgrozo - z koszmarnym "humorem". Np. kiedy jacyśtam członkowie tej społeczności zabijają ptaki. Rozłupują im głowy kamieniami o ile pamiętam i jest opisane, że hip hip hurra krew się leje, hihi jakie to zabawne (narracja jest prowadzona z punktu jednego z mieszkańców), wypuśćmy jeszcze kota, hihihaha. Ale zasadniczo ta treść sprowadza się do takiej małej "wojny podjazdowej" i ksenofobii - np. cała wieś podgląda kąpiących się Amerykanów - i oni tak razem, co za bezbożność - i żerowaniu na ich naiwności, wyłudzaniu pieniędzy itp. I ta pętla się po prostu stopniowo zacieśnia. I to jest po prostu koszmar. Najgorsze w tym jest to, że na początku się śmiejesz z tego ciemnogrodu, ale później przestaje być śmiesznie, a jest tylko strasznie - a przecież styl narracji ani nic się nie zmienia...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.10.2010 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, jak to jest z t... | Marylek
Nie, to jednak trochę inny rodzaj niż "Malowany ptak" - tego zaczęłam i nie zmogłam. Co do reszty, zanim zdążyłam się znowu dorwać do komputera, wyjaśnił Misiak poniżej. Takie straszne są tylko dwie sceny - ta z zabijaniem piskląt kawek, o której Misiak też wspomina, i końcowa (nie precyzuję, bo może jednak ktoś zechce przeczytać...).
Użytkownik: chuda 10.10.2010 19:00 napisał(a):
Odpowiedź na: <Czytanie jest dla mn... | dot59Opiekun BiblioNETki
Moim zdaniem nie trzeba czytać tego typu książek, by poznać czy zrozumieć genezę powstawania zła. Wystarczy wnikliwe obserwowanie otaczającej nas rzeczywistości i wyciąganie wniosków na tej podstawie.
Poza tym -> takie książki są dobre dla wprawnych, wnikliwych czytelników, którym nie jest obca refleksja. Bo nie każdy zrozumie i odpowiednio odczyta sens takiej lektury.

Jeśli tego typu lektury komuś pomagają, odpowiadają na jakieś ważne (dla danej osoby) pytania, zaspokajają określone potrzeby czytelnicze, to w porządku. Ale nie jest jednak tak, że każdy, kto je omija, udaje, że nie ma zła. Bo żeby dostrzec zło, wcale nie trzeba czytać książek. Wystarczy mieć oczy, uszy i rozum.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.10.2010 19:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Moim zdaniem nie trzeba c... | chuda
Nie, nie, jeszcze raz powtarzam, może się wyraziłam nieprecyzyjnie - nie chciałam powiedzieć, że każdy, kto nie chce czytać tego rodzaju książek, chowa głowę w piasek - ale, że one muszą istnieć, żeby pokazywać także tę niedobrą prawdę o świecie. Masz rację - na pewno nie jest to lektura dla początkującego czytelnika, ale chyba też nie dla doświadczonego, jeśli ten akurat w tym momencie swojego życia ma zapotrzebowanie na inny rodzaj emocji. Najpewniej będąc w nastroju depresyjnym nie brałabym się ani za Ostrowską, ani za Oates, ani za Axelsson, bo po takiej lekturze człowiek bywa cały obolały - ale szkoda mi omijać literaturę skądinąd dobrą tylko dlatego że ma na mnie działanie dołujące - więc musi przyjść po prostu na nią właściwy moment.
Użytkownik: alicja225 07.11.2012 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie, jeszcze raz pow... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie wiem czy na lekturę "Śniła się sowa" można wybrać właściwy moment. Jest wstrząsająca. Dlatego, że jest prawdziwa.

Gdzieś w dyskusji pojawia się twierdzenie, że opisywane historie są niemożliwe, na pewno nie w takim nagromadzeniu itp. Urodziłam się i mieszkam na wsi. Mam w ręku wydanie książki z 1979 roku i nie boję się stwierdzić, że w tamtych latach to co zostało opisane mogło zdarzyć się naprawdę. Ani przez chwilę nie było mi do śmiechu w trakcie czytania. Kilka opisywanych zachowań trwa w wiejskiej społeczności do dziś. Nie ma takiego nagromadzenia przemocy. Wszystko inne mogę wokół siebie znaleźć. Zawiść, ciekawość życia drugiego człowieka, pogoń za plotką i sposób traktowania ludzi, którzy w jakikolwiek sposób "odstają" od wiejskiej mentalności. Nie wiem czy lektura tej książki może cokolwiek zmienić w sposobie widzenia świata, czy cokolwiek pomoże. Wiem, że będę ją pamiętała i że warto ją przeczytać choćby po to, żeby wiedzieć, że kiedyś naprawdę tak było, opisywani ludzie naprawdę żyli, przedstawione historie naprawdę miały miejsce, ludzka podłość naprawdę jest możliwa.

W dyskusji pada stwierdzenie, że media dostatecznie dobrze radzą sobie z przybliżaniem nam okrucieństwa. Może i tak. Jednak widzimy obrazy, czytamy historie. Jedną, dwie i zapominamy. Żadne wiadomości, żadna gazeta nie wywołała u mnie takich emocji. Może dlatego, że w książce zgromadzono wstrząsających historii bardzo wiele. I tego nie da się zapomnieć. Nie ma tak jak w trakcie czytania gazety- przewracam kartkę i natychmiast dostaje inny temat, okrucieństwo nie zdąży się zadomowić. W tv po wiadomości o kolejnej matce zabijającej własne dzieci pojawia się inna wiadomość, która nie pozwoli mi na zbyt długie zastanowienie się nad tym co usłyszałam wcześniej.

W książce Ostrowskiej po jednej złej wiadomości, pojawia się kolejna. I tak do końca. Nie ma, że boli. Rozumiem wszystkich, którzy takich książek nie czytają, ale twierdzę, że nie powinno się ich unikać. Być może gdyby dzieci czytały więcej literatury obozowej nie jadłyby kanapek w Oświęcimiu? Być może...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: