Dodany: 16.09.2010 16:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

O poecie, który się nie zgadzał


Nie miałam w planie kolejnej porcji literatury na temat koszmarów stalinizmu, ale najpierw nawinął mi się pod rękę „Epigram na Stalina” Littella, a skoro już go przeczytałam, logiczną konsekwencją było zapolowanie na wspomnienia Nadieżdy Mandelsztam, będące najpewniej główną inspiracją dla autora wymienionej powieści i przedstawiające opisane w niej wydarzenia z punktu widzenia naocznego świadka.

Chociaż dotyczą one tylko kilku lat z życia jednej rodziny, nie mogąc dać pełnego obrazu przeżyć całego tamtejszego społeczeństwa i zmian w jego mentalności, pozostawiają wrażenie, z którego długo nie można się otrząsnąć. Skoro ja tak to odbieram, mając już za sobą niejedną lekturę z tego gatunku, trudno mi wyobrazić sobie odczucia czytelnika, który do tej pory nie zetknął się z pisanym świadectwem tamtych czasów...

Pierwsze rozdziały czyta się jak powieść; później, mniej więcej od momentu powrotu Mandelsztamów z Woroneża, narracja zaczyna się robić trochę chaotyczna, autorka miejscami powtarza myśli i nawiązania do wcześniejszych wydarzeń, co sprawia, że można się nieco pogubić w chronologii. Nieco dziwi sposób, w jaki pisze o nieżyjącym mężu – przeważnie używając inicjałów (O.M.), a ledwie kilka razy imienia; nie wynikało to chyba z obaw przed rozszyfrowaniem jej tożsamości w razie skonfiskowania dokumentu przez bezpiekę, bo wtedy przede wszystkim dbałaby o niewymienianie nazwiska, a to pada bodaj nawet częściej niż imię. Ale to nie są istotne mankamenty. Trochę bardziej przeszkadza zupełny brak przypisów; być może wydawca założył, że czytelnik sięgający po tego rodzaju publikację jest w pełni zorientowany w środowisku, o którym mowa. Istotnie trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś nie znał nazwisk Achmatowej, Pasternaka, Brodskiego czy też ważnych funkcjonariuszy aparatu stalinowskiego: Jeżowa, Jagody, Bucharina, Mołotowa. Ale w tekście występuje też masa innych postaci; czasem autorka wspomina krótko, kim były, a czasem trzeba by szperać po Wikipedii czy innych źródłach encyklopedycznych, żeby zasięgnąć o nich jakichś informacji. A skoro książkę wydano pod szyldem edukacji europejskiej, nie od rzeczy byłoby czytelnikowi zapewnić trochę dodatkowej wiedzy.

Dramatyczny los Mandelsztama – poety, który „nie był zdolny do samokontroli i samoaresztowania”[1], więc usiłował walczyć z systemem jedyną dostępną bronią: słowami – to osnowa wspomnień jego żony, ale równie ważnym ich tworzywem są rozważania na temat zachowań człowieka w warunkach permanentnego zastraszenia. Aż dusza boli, gdy się czyta o tym, jak skądinąd normalni ludzie nagle usiłują racjonalizować oczywiste nadużycia władzy (bo skoro kogoś aresztowano, to czy mógł nie być winny? – „Zawsze mi się zdawało, że coś z nim jest nie tak”[2], „Co tu gadać, nie ma dymu bez ognia”[3]), jak wierzą, że doniósłszy na współpracownika, nauczyciela lub lokatora zasłużą sobie na łaski ze strony władz – i jak destrukcyjnie działa na psychikę permanentny brak zaufania do prawie wszystkich wokół, bo nigdy nie wiesz, czy przygodny znajomy nie jest podstawionym szpiclem albo czy nie sprzeda cię przyjaciel, którego postraszono represjami... A już całkiem przerażająca jest ta pokorna zgoda praktycznie całego społeczeństwa na nieprzestrzeganie przez władzę jakichkolwiek praw człowieka i obywatela – i nie chodzi tu o zgodę wynikającą z akceptacji tej władzy i jej posunięć (bo i taka w przypadku niektórych wchodziła w grę), tylko o brak protestu rodzący się z poczucia całkowitej bezradności... bo „kiedy wszyscy wiedzą, że wszystkich »ciągają«, ludzie tracą zdolności obcowania, więzi między nimi słabną, każdy zaszywa się w swoim kącie i milczy, co przynosi władzy nieoceniony pożytek”[4]... a jeśli ktoś da choćby paroma słowami sygnał, że jednak się nie zgadza, wiadomo, że skończy tak jak Mandelsztam czy jak Gumilow, mąż Achmatowej...

I nawet jeśli znamy to już z innych źródeł, dyskomfort psychiczny i przerażenie panoszą się w nas z nie mniejszą siłą – i tak być powinno, bo póki istnieją, większa jest szansa, że nie dopuścimy do nawrotu podobnych okoliczności...



---
[1] Nadieżda Mandelsztam, „Nadzieja w beznadziei”, przeł. Andrzej Drawicz, wyd. Wiedza i Życie (seria: Edukacja Europejska), Warszawa 1997, s. 92.
[2] Tamże, s. 17.
[3] Tamże, s. 40.
[4] Tamże, s. 86.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1170
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: